Rodzice protestują i nie posyłają dzieci do szkoły. "Akcja będzie trwać do skutku"
Lekcja demokracji zamiast lekcji matematyki. 10 marca rodzice z całej Polski, którzy nie popierają reformy edukacji, nie poślą dzieci do szkół. To już drugi tego typu protest, ale pierwszy na tak dużą, ogólnopolską skalę. "To jedyne, co nam zostało" - mówią rodzice.
09.03.2017 16:08
Pierwszy raz rodzice zmobilizowali w Zielonej Górze. 10 stycznia, dzień po podpisaniu ustawy o reformie edukacji przez prezydenta Andrzeja Dudę, nie posłali dzieci do szkół. Już miesiąc później dołączyli do nich rodzice i uczniowie z innych miast. Wówczas frekwencja nie była zadowalająca, a szkoły nawet nie odczuły braku uczniów. - A co było 10 lutego? - pytają zdezorientowani pracownicy szkół. - U nas frekwencja była całkiem normalna. Nie odbiegała od normy. Nie wiem, jak będzie tym razem, ale rodzice naszych uczniów nie wspominali, że popierają protest - mówi Wirtualnej Polsce pracownik Szkoły Podstawowej nr 60 w Warszawie.
Gimnazjum nr 1 w Krakowie również nie przygotowuje się do protestu. - Miesiąc temu uczniowie byli obecni na lekcjach. Teraz nie przewiduję, że będzie inaczej - mówi Wirtualnej Polsce dyrektor Mariusz Graniczka. Zupełnie inaczej jest w Szkole Podstawowej nr 92 w Warszawie. Rada Rodziców głośno popiera protest i na stronie internetowej mobilizuje innych rodziców.
"Do skutku"
- Wcześniej frekwencja była symboliczna, bo i akcje były lokalne. Trudno się więc dziwić, że ludzie nie czuli potrzeby uczestniczenia, ponieważ pojedyncza akcja w jednym mieście raczej nie będzie miała wpływu na decyzję rządzących. Dlatego 10 marca pierwszy raz przeprowadzimy ogólnopolską akcję protestacyjną - mówi Wirtualnej Polsce Olgierd Porębski z organizacji "NIE dla chaosu w szkole".
Jeżeli protest nie przyniesie pożądanych efektów, rodzice planują nie posyłać dzieci do szkoły 10 dnia każdego miesiąca, póki nie osiągną swoich celów. - Rządzący są w stanie wytrzymać jednorazowy zryw rodziców, ale nie protest raz w miesiącu aż do skutku - komentuje Porębski. Dodaje, że akcja ma na celu także uświadamianie rodziców, którzy nie do końca rozumieją z jakim ryzykiem wiążą się zmiany wprowadzane przez minister Zalewską.
Inicjatorzy akcji zaznaczają, że, by wziąć udział w proteście, wystarczy nieobecność dziecka na dwóch pierwszych godzinach lekcyjnych. Przygotowano także specjalny wzór usprawiedliwienia, które dziecko może przedstawić nauczycielowi.
Politycy aktywnie włączają się do protestu
Zapytaliśmy czytelników Wirtualnej Polski, co sądzą o tego typu proteście. W ankiecie wzięło udział ponad 12,5 tys. internautów. 60 proc. z nich przyznała, że to bardzo dobra decyzja, a 34 proc. uznała, że protest jest złym pomysłem. Tylko 5 proc. pytanych stwierdziła, że nie ma zdania.
Nieposłanie dziecka do szkoły ma uderzyć nie w placówki edukacyjne, a nieodpowiedzialne decyzje polityków. Rodzice żądają między innymi natychmiastowego zatrzymania wprowadzanej reformy edukacji, starannego przygotowania podstaw programowych, prawdziwych konsultacji społecznych dotyczących zmian w edukacji ze wszystkimi środowiskami zaangażowanymi w system oświaty i zwiększenia wpływu rodziców na funkcjonowanie szkół.
Do przystąpienia do protestu zachęca między innymi Joanna Scheuring - Wielgus. "10 marca moi synowie do szkoły nie idą" - napisała na TT posłanka Nowoczesnej.
Podobna postawę przyjęła Joanna Schmidt: "W piątek 10 marca nie posyłamy dzieci do szkół. Bronimy edukacji".
Nauczyciele zastrajkują
Do strajku przeciwko wprowadzeniu reformy edukacji przygotowują się także nauczyciele. 7 marca Związek Nauczycielstwa Polskiego podjął decyzję w sprawie ogólnopolskiego strajku. 31 marca, na jeden dzień, nauczyciele odejdą od tablic.
ZNP nie poda listy szkół, których pracownicy przyłączą się do strajku generalnego. - Jesteśmy obiektem ogromnej nagonki ze strony zarówno kuratorów, jak i "Solidarności". Dlatego podjęliśmy decyzję, że jeśli będziemy informować o strajku, to bez podawania rejonów i okręgów. Nie chcemy, by kuratorzy podejmowali działania represyjne wobec nas - mówi Wirtualnej Polsce Sławomir Broniarz. O sprawie pisaliśmy TUTAJ.
W swoich postulatach ZNP domaga się m.in. zagwarantowania miejsc pracy dla nauczycieli i obsługi do 2022 roku, wzrostu o 10 proc. wynagrodzeń zasadniczych nauczycieli oraz gwarancji niedokonywania niekorzystnych dla pracowników zmian warunków.