PolitykaReżyser "Smoleńska": ja pokazuję katastrofę, w filmie nie ma ani słowa, czy to był zamach

Reżyser "Smoleńska": ja pokazuję katastrofę, w filmie nie ma ani słowa, czy to był zamach

• "Ja pokazuję katastrofę, nie ma ani słowa, czy to był zamach" - powiedział reżyser "Smoleńska" w RMF FM
• Antoni Krauze: wiemy na pewno, że po prostu samolot rozpadł się, czy zaczął się rozpadać już w powietrzu
• "Rosja zachowała się tak, jak się zachowała, czyli jak mogła sytuacji nie wyjaśniła"
• Krauze: wiele osób obiecywało nam pomoc finansową, a potem okazywało się jednak, że jej nie będzie
• Reżyser opisał też, że podczas pracy nad filmem doświadczył "późnych wizyt, nękania telefonami i jakichś wróżb"
• Pytany o nieobecność pierwszej damy na premierze filmu, odpowiedział: "Nie wiedziałem, że był jakiś prikaz, żeby być koniecznie na premierze 'Smoleńska'"

Reżyser "Smoleńska": ja pokazuję katastrofę, w filmie nie ma ani słowa, czy to był zamach
Źródło zdjęć: © PAP | Leszek Szymański

- Słowo "zamach" pojawia się nieustannie w omówieniach, a ja tylko pokazuję "katastrofę", nie ma ani słowa, czy to był zamach, czy nie - powiedział reżyser filmu "Smoleńsk" Antoni Krauze w RMF FM. Stwierdził jednak, że nie był to zwykły wypadek komunikacyjny. - Wiemy na pewno, że po prostu samolot rozpadł się, czy zaczął się rozpadać już w powietrzu. I te części, z których się składał, upadły w sporej odległości od siebie. I na podstawie tego specjaliści różnych dziedzin - m.in. badający katastrofy samolotów - ustalili, że po prostu na pokładzie samolotu był wybuch, a nawet dwa wybuchy - dodał, podkreślił jednak, że nie używa słowa "zamach". - Po prostu próbuję zrozumieć tylko, dlaczego na pokładzie samolotu z prezydentem i delegacją najwyższych dostojników państwa mógł się zdarzyć wybuch - powiedział.

Dopytywany, czy gdy w wywiadach stwierdza, że rzeczywiście był to zamach, myśli, że zorganizowali go Rosjanie odpowiedział: "Tak, bo to jest najbardziej logiczne wytłumaczenie". - Po prostu samolot miał katastrofę na terenie Rosji. Rosja zachowała się tak, jak się zachowała, czyli jak mogła sytuacji nie wyjaśniła. To jest hipoteza, oczywiście, wyłącznie - dodał Antoni Krauze.

- Cały czas czekam na to, żeby ten film zobaczyli tzw. "normalni ludzie, normalni widzowie". Bo jak do tej pory, z tego, co wiem, poza uroczystą premierą był jakiś pokaz dla dziennikarzy. Czekam, że po prostu na to pójdą Polacy z ciekawości. Nie wiem, czy będą chcieli zobaczyć ten film, bo chcieli, żeby on powstał. Te opinie są dla mnie najbardziej miarodajne - powiedział reżyser. Wyznał też, że niektórzy aktorzy i "koledzy filmowcy" odmówili udziału w filmie. - Bardzo przykre, może najbardziej bolesne. No ale, wie pan, dzisiaj patrzę na to z innej perspektywy. Udało mi się zrobić ten film - skomentował.

Pytany o to, dlaczego film ma aż czterech scenarzystów, Antoni Krauze odpowiedział, że "czterech scenarzystów to nie jest chyba w filmie coś niezwykłego". - Pamiętam na przykład, że do filmów Federico Felliniego pisało właśnie co najmniej trzech - jeśli nie czterech - jego ulubionych autorów. Myślę, że to się zdarza. W naszym wypadku oczywiście to były po prostu trudności z ustaleniem formuły tego filmu. I tutaj udział wszystkich autorów był niezwykle istotny - powiedział.

Poproszony o komentarz do swoich słów, że film powstawał w trudnych warunkach, a wobec niego samego tworzono atmosferę zagrożenia, odpowiedział: "Wie pan, takie rzeczy, których do dzisiaj nie umiem sobie wyjaśnić. Jakieś blokowanie produkcji, decyzje, których nie rozumiałem. A przede wszystkim oczywiście to, że wiele osób obiecywało nam pomoc finansową, a potem okazywało się jednak, że jej nie będzie". - Dobra zmiana spowodowała, że ten film jest już gotowy i mogłem go pokazać - dodał reżyser.

Pytany o to, czy przed czymś go ostrzegano lub czy ktoś mu groził, odpowiedział: "Często wizyty i to takie późne wizyty, nękanie telefonami, jakieś wróżby, np. pewien miłośnik mnie i filmu 'Smoleńsk' układał dla mnie tarota i zawiadomił, że co ułożył, to wyciągał kartę śmierci i bardzo chciał się ze mną podzielić taką rzeczą".

Zapytany o to, czy nie jest mu przykro, że pierwsza dama Agata Kornhauser-Duda zamiast na premierę "Smoleńska" poszła z córką do kina na film Woody'ego Allena, odpowiedział: "Może to był lepszy film. Ja nie wiedziałem, że był jakiś prikaz, żeby być koniecznie na premierze "Smoleńska". - Wie pan, bardzo jestem wdzięczny tym, co przyszli. Nie spodziewałem się tak licznego przybycia. A jeśli pani prezydentowa wolała inny film, to przecież jest to jej święta wola - powiedział reżyser.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
filmreżyserkatastrofa smoleńska
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (67)