Respiratory od handlarza bronią. Sąd ma problemy z firmą lubelskiego biznesmena

Okazuje się, że nie tylko resort zdrowia ma problem z odzyskaniem należności za niedostarczone respiratory od byłego handlarza bronią Andrzeja Izdebskiego. Jak ustaliła WP, od kilku miesięcy nie można wyegzekwować od firmy E&K, na czele której stoi lubelski biznesmen, sprawozdania finansowego za 2019 rok. Sąd prowadzi w tej sprawie postępowanie przymuszające.

Firma E&K jest winna ok. 70 mln zł za niedostarczone respiratory
Firma E&K jest winna ok. 70 mln zł za niedostarczone respiratory
Źródło zdjęć: © Agencja FORUM | Agencja FORUM
Sylwester Ruszkiewicz

06.01.2021 | aktual.: 03.03.2022 03:23

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

O braku sprawozdania finansowego firmy E&K Wirtualna Polska informowała już 18 listopada. Po naszych pytaniach Sąd Rejonowy Lublin-Wschód z siedzibą w Świdniku wszczął postępowanie przymuszające do złożenia dokumentów.

Sprawdziliśmy: mimo reakcji Temidy, nic w tej sprawie się nie zmieniło. Może poza jednym wyjątkiem – poznaliśmy wyjaśnienia Andrzeja Izdebskiego, który próbował w sądzie bronić się "technicznymi problemami”.

- Postanowieniem sądu 27 listopada zostało wszczęte wobec spółki E&K postępowanie przymuszające. Zarząd spółki został wezwany do złożenia dokumentów finansowych za rok 2019 – informuje WP Piotr Ryng, wiceprezes Sądu Rejonowego Lublin-Wschód z siedzibą w Świdniku. Spółka miała złożyć dokumenty elektronicznie w ciągu 7 dni pod rygorem nałożenia na nią grzywny.

Zgodnie z przepisami, sąd rejestrowy może nałożyć karę grzywny w wysokości do 15 tys. zł w celu przymuszenia do złożenia sprawozdania finansowego w KRS. Jeśli nałożenie grzywny nie wywoła zamierzonych skutków - sąd będzie miał możliwość wielokrotnego ponawiania kary, z tym, że ich łączna wysokość nie może przewyższać miliona złotych.

- 9 grudnia 2020 r. zarząd spółki zapewnił, że sprawozdanie zostało sporządzone 19 maja. Prezes zapewnił, że spółka podejmowała próby podpisania dokumentu drogą elektroniczną, jednak za każdym razem próby kończyły się komunikatem "błąd systemu". Prezes zarządu wystąpił do banku, w którym posiada podpis zaufany, o jego naprawę oraz zapewnił, że natychmiast po otrzymaniu potwierdzenia udrożnienia podpisu złoży sprawozdanie w wersji elektronicznej. Postępowanie przymuszające wobec spółki jest w toku – informuje nas przedstawiciel sądu– mówi nam wiceprezes Sądu Lublin-Wschód.

Jednak przez kolejne dni sprawozdania dalej nie było. 31 grudnia lubelski sąd podjął decyzję, by umieścić spółkę na "liście podmiotów, wobec których należy złożyć zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa określonego w przepisach ustawy rachunkowości".

Z ra­cji, że usta­wa o ra­chun­ko­wo­ści nie wy­łą­cza sto­so­wa­nia ko­dek­su kar­ne­go, wy­so­kość ka­ry grzyw­ny może być w tym przypadku znacznie wyższa. Jej wy­so­kość mo­że się wa­hać od 100 zł aż do 1.080.000 zł. Według ustawy o ra­chun­ko­wo­ści, moż­li­we jest tak­że uka­ra­nie spraw­cy ka­rą ogra­ni­cze­nia wol­no­ści, któ­ra mo­że po­cią­gnąć za so­bą znacz­ne do­le­gli­wo­ści.

Przypomnijmy, zgromadzenie wspólników spółki powinno zatwierdzić sprawozdanie finansowe za 2019 rok najpóźniej 30 września 2020 roku. Z kolei zarząd powinien złożyć je w Krajowym Rejestrze Sądowym najpóźniej do 15 października.

W poprzednich latach spółka składała sprawozdania finansowe w lipcu. W tym roku, ze względu na pandemię, nastąpiło przesunięcie dotychczasowych terminów składania dokumentacji. Mimo to spółka "E&K" z Lublina nie zastosowała się do nowych przepisów.

Kontrakt podpisany. Urządzeń brak

Firma "E&K"została założona w 2001 r. Jej prezesem jest Andrzej Izdebski, który posiada udziały warte 1,4 mln zł. Drugim wspólnikiem jest jego żona Ewa Izdebska, posiadająca udziały warte 160 tys. zł. Kapitał zakładowy firmy to 1,6 mln zł. Według ostatniego sprawozdania finansowego za 2018 rok firma zanotowała stratę w wysokości 208 tys. zł.

O firmie stało się głośno wiosną za sprawą kontrowersyjnej umowy z resortem zdrowia na dostawę 1241 respiratorów. Urządzenia były wyjątkowo drogie, bo kosztowały ok. 160-180 tys. zł. Dobrej jakości sprzęt wyceniano wówczas na 70-90 tys. zł.

Całość kontraktu podpisanego przez resort zdrowia opiewała na ok. 200 mln złotych. Jeszcze w dniu podpisania umowy na konto firmy E&K trafiło 35 milionów euro przedpłaty (ok. 150 mln zł). Izdebski obiecywał, że dostawy sprzętu rozpocznie jeszcze w kwietniu, mimo że wcześniej nie sprzedawał tego typu urządzeń. Umowa miała być zrealizowana do końca czerwca.

Szybko okazało się, że jest to niewiarygodny kontrahent. Resort nie dostał w terminie żadnego respiratora, a dopiero po ponagleniach Izdebski dostarczył 200 respiratorów, w tym 50 niezgodnych z początkową umową.

W październiku "Gazeta Wyborcza" informowała, że część urządzeń zamówionych w maju przez MZ dotarła jednak do Polski i jest obecnie przechowywana w magazynie na warszawskim Okęciu. Nieoficjalnie znajduje się tam 97 z 1241 zamówionych urządzeń.

Kolejna partia ok. 600 respiratorów ma być przechowywana w halach przemysłowych w Singapurze. To dlatego Izdebski nie musi zwracać całości zaliczki, a tylko około połowy tej kwoty.

W międzyczasie media ujawniły kontrowersyjną przeszłość Andrzej Izdebskiego. Okazało się, że mężczyzna figuruje na oficjalnej czarnej liście ONZ, zawierającej nazwiska osób, które handlowały bronią z krajami objętymi embargo. Z kolei jego firma przez lata działała przede wszystkim w branży lotniczej.

Afera z respiratorami. Resort zawiadamia Prokuratorię Generalną

Sprawa trafiła do Prokuratury Okręgowej w Warszawie, która wciąż prowadzi śledztwo. Z kolei na początku listopada resort zdrowia poinformował, że domaga się od Izdebskiego zwrotu pieniędzy i zawiadamia Prokuratorię Generalną. Według wyliczeń resortu Izdebski ma oddać ponad 70 milionów złotych.

Na sejmowej komisji zdrowia we wtorek do sprawy odniósł się minister zdrowia Adam Niedzielski.

Szef resortu zdrowia zaznaczył, że zakup respiratorów jest kwestią postępowania prokuratorskiego. Zapewnił, że resort zdrowia wypełnia wszelkie obowiązki, dostarcza wymagane informacje i gwarantuje pełną współpracę z prokuraturą.

- Tuż po objęciu stanowiska podjąłem kroki mające na celu odzyskanie należności za kontrakt respiratorowy. Ta należność wynosi 12,5 mln euro, o ile dobrze pamiętam kwotę. Skierowaliśmy sprawę do Prokuratorii Generalnej, chcąc razem z nią odzyskać te środki – mówił minister zdrowia.

I, jak dodał, w wyniku współpracy z Prokuratorią Generalną został przygotowany przez sąd nakaz realizacji tej płatności.

- Ten nakaz jest prawomocny sądowo, został przeze mnie przekazany do komornika, a z informacji, jakie otrzymałem w zeszłym tygodniu, wiem, że na koncie osoby, która ten kontrakt realizowała i nie wywiązała się z zobowiązań, komornik zajął już połowę kwoty, która jest zobowiązaniem – ujawnił Niedzielski.

Z kolei według polityków opozycji, przy zawarciu umowy złamano prawo. - Decydując się na zakup respiratorów od handlarza bronią, były minister zdrowia Łukasz Szumowski i jego zastępca Janusz Cieszyński złamali ustawę o Prokuratorii Generalnej - mówili posłowie Koalicji Obywatelskiej Michał Szczerba i Dariusz Joński, którzy od miesięcy zajmują się "aferą respiratorową".

Ich zdaniem urzędnicy powinni byli - zgodnie z uchwaloną przez PiS ustawą o Prokuratorii Generalnej - zwrócić się do niej o zaopiniowanie zakupu. - Taki wniosek nie został wysłany z ministerstwa – zapewniali na konferencji politycy opozycji.

Z Andrzejem Izdebskim nie udało nam się skontaktować. Na pytania wysłane w listopadzie nie odpowiedział do dziś.

Z kolei pytany przez TVN 24 we wtorek mówił: - Zajęto może nie połowę kwoty, ale prawie 6 milionów euro. Ja i tak bym to wpłacił do ministerstwa, bez sensu takie postępowanie. W Polsce znajduje się ponad 450 respiratorów, które muszę sprzedać. I kiedy je sprzedaję, to spłacam. Nie jest to mój rynek, nie chciałem się tym zajmować. Natomiast kiedy ministerstwo tego nie wzięło, to nie mam innego wyjścia. To są te respiratory, których ministerstwo nie odebrało – twierdzi Izdebski.

Komentarze (347)