Respiratory od handlarza bronią. Sąd reaguje na brak finansowych dokumentów
Firma Andrzeja Izdebskiego "E&K”, która miała dostarczyć ponad 1200 respiratorów i oddać do budżetu państwa 70 milionów złotych, nie złożyła w terminie sprawozdania finansowego za ubiegły rok. Jak ustaliła Wirtualna Polska, postępowanie przymuszające do złożenia dokumentów wszczął Sąd Rejonowy w Lublinie.
- Spółka E&K do dnia dzisiejszego nie złożyła do repozytorium dokumentów finansowych sprawozdania za 2019 rok. W związku z tym Sąd Rejonowy Lublin – Wschód z siedzibą w Świdniku VI Wydział Gospodarczy KRS wszczął wobec spółki postępowanie przymuszające do złożenia sprawozdania – informuje Wirtualną Polskę Ewa Witkowska-Wawrzyszko, przewodnicząca VI Wydziału Gospodarczego KRS w Lublinie.
Jak dodaje, zgromadzenie wspólników spółki powinno zatwierdzić sprawozdanie finansowe za 2019 rok najpóźniej 30 września br. Z kolei zarząd powinien złożyć je w Krajowym Rejestrze Sądowym najpóźniej do 15 października.
Brak sprawozdania finansowego. Grzywna i kara pozbawienia wolności
W poprzednich latach spółka składała sprawozdania finansowe w lipcu. W tym roku, ze względu na pandemię, nastąpiło przesunięcie dotychczasowych terminów składania dokumentacji. Mimo to spółka "E&K" z Lublina nie zastosowała się do nowych przepisów.
Według ustawy o Krajowym Rejestrze Sądowym, za brak terminowego sprawozdania finansowego sąd może nałożyć grzywnę na spółkę w wysokości do 15 tys. zł. Z kolei przepisy o rachunkowości mówią o ostrzejszej sankcji. Za brak dokumentacji finansowej może grozić kara grzywny lub pozbawienia wolności do lat 2.
Firma "E&K"została założona w 2001 r. Jej prezesem jest Andrzej Izdebski, który posiada udziały warte 1,4 mln zł. Drugim wspólnikiem jest jego żona Ewa Izdebska, posiadająca udziały warte 160 tys. zł. Kapitał zakładowy firmy to 1,6 mln zł. Według ostatniego sprawozdania finansowego za 2018 rok firma zanotowała stratę w wysokości 208 tys. zł.
Koronawirus w Polsce. Pielęgniarki grożą strajkiem. Marcin Horała apeluje
O firmie stało się głośno za sprawą kontrowersyjnej umowy z resortem zdrowia na dostawę 1241 respiratorów. Urządzenia były wyjątkowo drogie, bo kosztowały ok. 160-180 tys. zł. Dobrej jakości sprzęt wyceniano wówczas na 70-90 tys. zł.
Całość kontraktu podpisanego przez resort zdrowia opiewała na ok. 200 mln złotych. Jeszcze w dniu podpisania umowy na konto firmy E&K trafiło 35 milionów euro przedpłaty (ok. 150 mln zł). Izdebski obiecywał, że dostawy sprzętu rozpocznie jeszcze w kwietniu, mimo że wcześniej nie sprzedawał tego typu urządzeń. Umowa miała być zrealizowana do końca czerwca.
Szybko okazało się, że jest to niewiarygodny kontrahent. Resort nie dostał w terminie żadnego respiratora, a dopiero po ponagleniach Izdebski dostarczył 200 respiratorów, w tym 50 niezgodnych z początkową umową.
W międzyczasie media ujawniły kontrowersyjną przeszłość Andrzej Izdebskiego. Okazało się, że mężczyzna figuruje na oficjalnej czarnej liście ONZ, zawierającej nazwiska osób, które handlowały bronią z krajami objętymi embargo. Z kolei jego firma przez lata działała przede wszystkim w branży lotniczej.
Afera z respiratorami. Resort zawiadamia Prokuratorię Generalną
Sprawa trafiła do Prokuratury Okręgowej w Warszawie, która prowadzi śledztwo. Z kolei na początku listopada resort zdrowia poinformował, że domaga się od Izdebskiego zwrotu pieniędzy i zawiadamia Prokuratorię Generalną.
- W dniu 2 listopada 2020 r., w związku z nieuregulowaniem zaległych płatności przez kontrahenta – firmę E&K sp. z o.o., Ministerstwo Zdrowia wystąpiło do Prokuratorii Generalnej RP z wnioskiem o wszczęcie postępowania procesowego o zabezpieczenie i zapłatę - informował rzecznik ministerstwa Wojciech Andrusiewicz.
Według wyliczeń resortu Izdebski ma oddać ponad 70 milionów złotych.
W październiku "Gazeta Wyborcza" informowała, że część urządzeń zamówionych w maju przez MZ dotarła jednak do Polski i jest obecnie przechowywana w magazynie na warszawskim Okęciu. Nieoficjalnie znajduje się tam 97 z 1241 zamówionych urządzeń.
Kolejna partia ok. 600 respiratorów ma być przechowywana w halach przemysłowych w Singapurze. To dlatego Izdebski nie musi zwracać całości zaliczki, a blisko połowę tej kwoty.
Przypomnijmy, że zarówno były minister zdrowia Łukasz Szumowski, jak i jego ówczesny zastępca Janusz Cieszyński w tej sprawie nie mieli sobie nic do zarzucenia. Obaj uzasadniali zakup zabezpieczeniem potrzeb wynikających z walki z epidemią. Obaj argumentowali, że firma była sprawdzana przez CBA.
Odmiennego zdania była opozycja, według której osoby odpowiedzialne za podpisanie umowy powinny ponieść konsekwencje.
- Oszuści za niedostarczone respiratory powinni trafić za kraty. Są województwa, gdzie teraz respiratorów jest kilka lub w ogóle ich nie ma. Kiedy mówiliśmy w lipcu i sierpniu, że te respiratory są bardzo ważne, a te pieniądze by się przydały na zakup faktycznych respiratorów, to jeden minister, a potem drugi to bagatelizowali. Nie ma 70 milionów, a handlarz obraca tymi pieniędzmi - mówił poseł Dariusz Joński na konferencji przed resortem zdrowia. Polityk razem z innym posłem Koalicji Obywatelskiej Michałem Szczerbą od początku wybuchu afery domagali się wyjaśnień.
Pytania do Andrzeja Izdebskiego wysłaliśmy mailem. Na odpowiedź czekamy.