Religia w irackim systemie politycznym
Marsowe oblicze Saddama Husajna w
garniturze i kapeluszu było charakterystycznym wizerunkiem Iraku w
ostatnich latach rządów dyktatora. Obecnie, w przeddzień
demokratycznych wyborów, nową twarzą Iraku jest sędziwy duchowny z
białą brodą i w czarnym turbanie.
Kontrast między tymi dwoma obrazami - pisze dziennikarz Associated Press, Hamza Hendawi - ilustruje ogromne zmiany, jakie zaszły w Iraku w ciągu 21 miesięcy od obalenia Saddama. Brutalny tyran, świecki sunnita, utracił władzę. Na środku sceny politycznej pojawiła się religia, a rozpisane na 30 stycznia wybory powszechne wyniosły na pierwszy plan potężny kler szyicki.
Burzliwe wymieszanie się polityki i religii poszerzyło pęknięcia w religijnej i etnicznej mozaice niemal 26-milionowego społeczeństwa irackiego, w większości szyickiego.
Do irackiego systemu politycznego dostała się religia i jeśli ktoś spróbuje ją stamtąd usunąć, dojdzie do krwawej wojny - powiedział Dija Raszuan, znawca spraw islamu w egipskim Ośrodku Studiów Politycznych i Strategicznych Al-Ahram.
W ciągu 35 lat rządów panarabskiej socjalistycznej partii Baas, kierowanej przez Saddama, większość Irakijczyków, zwłaszcza szyici, nie mogła swobodnie praktykować swej religii. Po upadku dyktatora znikły wszelkie ograniczenia i w Iraku zaczęło się odrodzenie islamu, które w wypadku szyitów doprowadziło do powstania sojuszu kleru i części świeckich polityków.
Po 80 latach dyskryminacji pod rządami arabskiej mniejszości sunnickiej iraccy szyici oczekują, że wybory dadzą im władzę w kraju. Sunnici obawiają się tymczasem, że po 30 stycznia znajdą się na marginesie życia politycznego, a szyici zechcą powetować sobie ich kosztem lata upokorzeń.
Ta sprzeczność interesów pogłębiła rozstęp między dwiema społecznościami islamskimi, a przybierająca na sile partyzantka sunnicka rodzi obawy przed wybuchem sunnicko-szyickiej wojny domowej.
Co więcej, szyiccy przywódcy religijni, z 73-letnim wielkim ajatollahem Alim Sistanim na czele, wyszli poza swoje role przewodników duchowych i włączyli się do polityki. To z kolei wzbudziło obawy części Irakijczyków, że kraj zmierza w stronę teokracji na modłę irańską, albo przynajmniej ku systemowi, w którym kler ma stałe miejsce w polityce.
Obawy te podsyca okoliczność, że Sistani wsparł pośrednio koalicję wyborczą, której trzon stanowią dwie największe szyickie partie religijne, Najwyższa Rada Rewolucji Islamskiej w Iraku (SCIRI) i Zew Islamu (Dawa).
Podobne obawy żywi część arabskich sąsiadów Iraku, u których większość ludności stanowią sunnici.
W świecie arabskim szyizm jest kojarzony tradycyjnie z Iranem, państwem szyickim, do którego wiele rządów arabskich odnosi się podejrzliwie. Irak i Iran toczyły z sobą wojnę w latach 1980-88. Tysiące plakatów z podobiznami Sistaniego i innych duchownych wskrzeszają pamięć rewolucji irańskiej 1979 roku, która obaliła szacha i wyniosła do władzy ajatollaha Ruhollaha Chomeiniego.
Zarówno Dawa, jak i SCIRI utrzymują bliskie kontakty z Iranem, gdzie ich przywódcy znaleźli schronienie i poparcie za rządów Saddama. Jednak przywódcy obu partii raz po raz zapewniają, że jeśli zdobędą większość w 275-miejscowym irackim zgromadzeniu narodowym, nie wprowadzą rządu teologów.
Na pierwszym miejscu tzw. Listy Szyickiej (oficjalnie: Zjednoczonego Sojuszu Irackiego) jest przywódca SCIRI, duchowny Abdel Aziz al-Hakim, ale obok niego o mandaty walczą tacy świeccy szyici, jak doradca obecnych władz Iraku do spraw bezpieczeństwa narodowego Muwafak ar-Rubaji, dawny protegowany Pentagonu Ahmad Szalabi i chemik jądrowy Husajn Szahristani, który w maju zeszłego roku był krótko kandydatem na stanowisko premiera.
Poza tym wśród 218 kandydatów na Liście Szyickiej jest 32 sunnitów.
Muwafak ar-Rubaji powiedział Associated Press, że jeśli Zjednoczony Sojusz Iracki wygra wybory, nadal nie będzie miał zamiaru ustanawiać państwa islamskiego, lecz postara się poprawić stan bezpieczeństwa, odbudować gospodarkę oraz zapewnić wszystkim należyte zaopatrzenie w prąd, paliwo i wodę.
Wybory - oświadczył Rubaji - będą pojedynkiem "sił demokratycznych i antydemokratycznych Iraku", nie zaś różnych społeczności religijnych i etnicznych.
Niektórzy kaznodzieje szyiccy tłumaczą jednak wiernym, że głosowanie na Zjednoczony Sojusz Iracki, który otrzymał błogosławieństwo Sistaniego, jest obowiązkiem religijnym.
Politycy sojuszu wyjaśniają, że Sistani wzywał tylko do udziału w wyborach, ale w swojej fatwie (edykcie religijnym) wcale nie pouczał, na kogo należy głosować.
Politolog z Uniwersytetu Bagdadzkiego, Nabil Salem, mówi, że mieszanie się przywódców religijnych do polityki "kryje w sobie wielkie niebezpieczeństwa, które odbiją się na politycznym życiu kraju i popchną je ku ekstremizmowi".
Salem uważa, że politycy i hierarchowie szyiccy wykorzystują siebie nawzajem do własnych celów. Duchowni starają się za pośrednictwem polityków-współwyznawców wpłynąć na bieg wydarzeń, a politycy spożytkowują władzę duchownych, aby przysporzyć sobie głosów - powiedział.
Sistani nie jest jedynym hierarchą szyickim widniejącym na plakatach wyborczych.
Z plakatów wzywających do głosowania na konkurencyjną listę szyicką spogląda wielki ajatollah Muhammad Taki al-Modarezi, najwyższy rangą duchowny ze świętego miasta Karbali. Nawet na części plakatów tzw. Listy Irackiej, wystawionej przez tymczasowego premiera Ijada Alawiego, świeckiego szyitę, umieszczono podobiznę hierarchy szyickiego z Bagdadu, Husajna al- Sadra.