"Zabija mnie to gówno"
"Jakiś znajomy lekarz zauważy, że jak wychodzi z hotelowego foyer na papierosa, to mocno kaszle. Czemu się dziwić, gdy ktoś pali od 55 lat. Zresztą on tryska energią. Jest pochłonięty pracą w ministerstwie, ma wielkie plany, przygotowuje reformę ochrony zdrowia.
Jest diagnoza. Profesorowie, którzy mają mu to powiedzieć, wyglądają, jakby mieli umrzeć. To jego koledzy albo znajomi. Rozmowa między lekarzami, więc nie ma owijania w bawełnę. On jest spokojny. Nie boi się. Dzwoni do żony, zaprasza ją na obiad do chińskiej restauracji. Tam jej powie.
Zabrze, 30 maja 2007 roku. Minister Religa przez jakiś czas nie pokazywał się publicznie. Teraz ogłasza: - Ponieważ są spekulacje na temat mojej nieobecności, postanowiłem powiedzieć prawdę. Mam guz. Jutro będę operowany.
W lutym 2008 roku Religa traci białe krwinki, wraz z nimi odporność. Czuje, że chemia niszczy go bardziej niż rak. - Zabija mnie to gówno - mówi jednemu z kolegów.
Zmarł w niedzielę 8 marca 2009 w Warszawie. - Jestem dumny z mojego życia - powie Religa przed śmiercią. A co będzie, kiedy umrze? Odpowie, że nic się nie stanie. Zabraknie na świecie jednego człowieka, ale świat się od tego nie zmieni
Pytany pod koniec życia o swój największy zawodowy sukces Religa powie: - Dwie rzeczy. Pierwsza to rozpoczęcie transplantacji serca w warunkach, w których to się w ogóle nie powinno udać. Druga to polskie sztuczne serce. Powtarzam: polskie, zrobione przez polskich inżynierów i stosowane w polskich klinikach. Przeszczep serca, który zrobiliśmy 1985 roku, ktoś inny pewnie by zrobił w 1988 czy 1989 roku. Ale sztucznych komór nie chciał robić nikt oprócz mnie. Uratowały życie kilkuset ludziom. To mi daje przeświadczenie, że coś dobrego zrobiłem".
(evak)