"Wywołałem w środowisku pewien niepokój"
Na swój pierwszy przeszczep Zbigniew Religa musiał czekać jeszcze dwa miesiące od chwili otwarcia kliniki. "Operację zrobiliśmy 5 listopada. Gdy zapowiedziałem, że przygotowuję się do pierwszego w Polsce przeszczepu serca, wywołałem w środowisku pewien niepokój. Zadzwonił do mnie profesor Jan Nielubowicz - największa ówczesna sława w dziedzinie chirurgii - i prosił mnie, żebym tego nie robił.
Bał się, że dojdzie do jakiejś wpadki i zostanie zastopowany program transplantacji innych organów. A on marzył o dokonaniu przeszczepu wątroby. Tłumaczył, że jeśli mi się nie uda, on już do końca życia nie zrealizuje swojego marzenia. Nie wyperswadował mi tego. Tak naprawdę główny problem polegał na tym, że do przeszczepu trzeba było znaleźć serce pracujące idealnie. A wówczas w świadomości ludzi - i większości lekarzy - dopóki biło serce, człowiek żył. Pojęcie śmierci mózgowej istniało, ale nie było powszechnie akceptowane. W związku z tym istniała bariera etyczna.
Zadawałem sobie pytanie, czy osoba, od której pobieram serce, 'na pewno' nie żyje. W rzeczywistości było to pytanie, czy naprawdę powinienem to zrobić. Podjąłem jednak decyzję o wykonaniu przeszczepu".