Relacja WP.PL z Krymu. Tajemnicza śmierć 38‑letniego Tatara. Kto stoi za zbrodnią?
- Patrzyłem, ale nie widziałem. Nie mogłem uwierzyć, że to mój brat - mówi Refat o umęczonym ciele swojego zamordowanego brata. Okoliczności śmierci 38-letniego Reszata Ametowa wciąż pozostają niejasne. Czy krymski Tatar został zamordowany przez siły samoobrony? A może w zbrodnie zamieszane są rosyjskie służby specjalne? Co o sprawie sądzą bliscy zabitego mężczyzny? Reporterka Wirtualnej Polski dotarła do rodziny Reszata, która liczy na to, że sprawa nie zostanie szybko zamieciona pod dywan.
11.04.2014 | aktual.: 11.04.2014 16:39
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Więcej krymskich relacji Wirtualnej Polski
Miało być tak:
W poniedziałek 3 marca skoro świt 38-letni Reszat Ametow budzi się. Z objęć nocy gładko prześlizguje się w codzienność. Pewnie się myje, ubiera, je śniadanie, budzi dzieci. Po godzinie dziewiątej zakłada kurtkę, po kieszeniach upycha dokumenty, całuje żonę, mówi: "Nie martw się, będę po południu".
Zarina się jednak martwi, bo Reszat wybiera się do centrum Symferopola, konkretnie: do punktu poborowego armii ukraińskiej. On tłumaczy, że nie może zdzierżyć chaosu, jaki zapanował na Krymie. Jest silny, bo jeśli uda mu się dorwać jakąś pracę, to na budowie, i zdeterminowany, by bronić półwyspu przed powoli nadciągającymi z Kerczu wojskami rosyjskimi. Wieczorem wraca do domu, je kolację, bawi się z dzieciakami. Pozostaje mu czekać.
Ale było inaczej:
W poniedziałek 3 marca skoro świt 38-letni Reszat Ametow obudził się. Pewnie się umył, ubrał, zjadł śniadanie, obudził dzieci. Po godzinie dziewiątej założył kurtkę, po kieszeniach poupychał dokumenty, pocałował żonę, powiedział: "Nie martw się, będę po południu".
Zamiast do punktu poborowego trafił na główny plac w stolicy. Razem z niewielką grupką proukraińskich aktywistów przez ponad godzinę stali w milczeniu u stóp potężnego, odlanego z brązu Lenina, a kamery krymsko-tatarskiego kanału ATR nadawały na żywo przebieg tego cichego protestu. W telewizji rozpoznał go sąsiad. Chwycił za telefon, wybrał numer, wykrzyczał: "Co ty tam robisz?! Uciekaj stamtąd!". Reszat na to spokojnie: "Bateria mi się wyładowuje". I tyle go było słychać.
Chwilę później ATR zarejestrowała, jak Reszat najpierw zbliża się do grupki mężczyzn, którzy pilnują budynku Rady Ministrów Autonomicznej Republiki Krymu, a później zostaje przez trzech z nich siłą wepchnięty do samochodu. I tyle go było widać.
"Jak ma się czuć kobieta, której zabili męża?"
- Zabili mi brata - to pierwsze słowa, jakie wypowiada Refat Ametow późnym wieczorem w jadalni sporego domu w małej miejscowości na południe od Symferopola. Zbudował go Reszat, zanim się ożenił, bo później zostawił dom siostrze i jej mężowi, sam postawił kolejny, dla siebie i swojej rodziny.
Tam zdążył wykończyć tylko jeden pokój. Tu zza przeszklonych, zamkniętych drzwi widać salon, na kilka rzutów oka w pełni wyremontowany. Kuchnia i łazienka też już zrobione, została tylko ta jadalnia. Trzeba ją wykończyć, ale na to nie ma ani czasu, ani siły. Na razie więc straszy nieotynkowanymi ścianami i skrzypiącymi schodami.
W tym domu została siostra Aisza, jej pełna, niemal dziecięca buzia i zupełnie niepasujące do niej smutne oczy. Został brat Refat, jego co jakiś czas wpadająca w nerwowe drgawki noga i złożone w geście obronnym ręce. Został szwagier Ibrahim, który rozumie prawie wszystko poza jednym - ludzką naturą. Czyli właściwie nie rozumie nic. - Jak można tak po prostu zabić człowieka, jak zwierzę? - mówi i chyba nawet nie oczekuje odpowiedzi.
Została wreszcie żona Zarina i trójka małych dzieci (najmłodsza córeczka ma cztery miesiące). Ona rozmawiać nie będzie, a już na pewno nie z dziennikarzami. Ani nie chce, ani nie może.
- Jak ma się czuć kobieta, której zabili męża? - pyta nerwowo Aisza (później wszystkie jej pytania i odpowiedzi będą wybrzmiewały z nutą żalu i złości). - Wielu dziennikarzy przychodzi i o to pyta… Nie dociera to do niej. Myśli, że wciąż żyje. Ja też wciąż tak o nim myślę - wtrąca spokojnie Ibrahim (on, w przeciwieństwie do żony, do końca pozostanie spokojny).
"Dobroduszny, porządny człowiek"
- Najpierw go porwali, później torturowali, w końcu zabili. Tak myślę. Ale to bardzo skomplikowana sytuacja. Okoliczności są niejasne, trudno znaleźć jakieś wskazówki - wyjaśnia Ibrahim.
Więcej krymskich relacji Wirtualnej Polski W tej sprawie wiadomo póki co tyle, że Reszat nic nikomu nie zawinił. - Dobroduszny, porządny człowiek. Nikomu krzywdy żadnej nie zrobił. Nie mieszał się do polityki - mówi Aisza. Do polityki jako takiej może i nie, ale z jego profilu na Facebooku wynika, że bardzo przeżywał najpierw kijowski Majdan, później - rosnące zagrożenie dla Krymu. Dzień przed zaginięciem na swoją facebookową tablicę wrzucił (po raz kolejny) krótki film poświęcony niedoli narodu krymsko-tatarskiego, kaprysem historii i Józefa Stalina oderwanego od swojej ziemi i rzuconego na zesłanie do Uzbekistanu.
Wiadomo też, że w czasie cichego protestu na Placu Lenina został siłą wepchnięty do samochodu przez trzech mężczyzn ubranych po cywilnemu (dwóch w kurtkach moro, jednego w czarnej). Gdy wieczorem nie wrócił do domu, rodzina wpadła w panikę. Zgłoszenie na policji nic nie dało. - Trzeba czekać co najmniej trzy dni, może sam wróci? - odpowiadali funkcjonariusze.
Dni mijały, najpierw "ustawowe" trzy, po których policja w końcu rozpoczęła poszukiwania, później kolejne. Rodzina Reszata stopniowo odrywała plastry z jątrzącej się rany, którą w całej okazałości miała zobaczyć dwa tygodnie później. Najpierw do sieci trafiło nagranie z demonstracji. - Gdy je zobaczyliśmy, zrozumieliśmy, że sytuacja jest poważna - mówi Refat. Udało się dotrzeć do ludzi, którzy byli wtedy na miejscu, tak zwanych naocznych świadków. - Zawsze odpowiadali, żeby się nie martwić, nic wielkiego się nie stało, Reszat na pewno niebawem wróci - wspomina Ibrahim. I dodaje: - Mieliśmy nadzieję, że po referendum go wypuszczą.
Refat wtrąca, że na próżno szukali pomocy. Sam chodził po centrum stolicy, zagadywał grupy samoobrony, tzw. zielonych ludzików, milicję obywatelską, pokazywał zdjęcie Reszata, dopytywał. Nie, nikt go nie widział. Zniknięciem brata próbował też zainteresować organizacje pozarządowe i media - ale nikt nich nie chciał nawet w internecie ogłosić, że zaginął człowiek i trzeba go znaleźć. - Przed parlamentem było mnóstwo dziennikarzy, także z Polski. Podszedłem do nich i powiedziałem, że mój brat został porwany. Chciałem im udzielić wywiadu. Powiedzieli, że nie interesuje ich to, bo są tu, by relacjonować wydarzenia polityczne. Ten polski dziennikarz mówił coś do mikrofonu, a ja czekałem - opowiada Refat.
Nie doczekał się.
W dniu referendum, 16 marca, późnym wieczorem odnaleziono zwłoki mężczyzny. Porzucone w lasku pod Biełogorskiem (45 km od Symferopola), z ustami zaklejonymi taśmą, skrępowanymi rękoma i nogami, z wyraźnymi śladami tortur. O poranku do kostnicy została wezwana Zarina Ametowa.
Dwa dni później odbył się pogrzeb.
"Rosyjskie służby specjalne maczały w tym palce"
Refat o umęczonym ciele Reszata mówi tak: - Patrzyłem, ale nie widziałem. Nie mogłem uwierzyć, że to mój brat.
Aisza na to: - Ja nie, ja się bałam.
Ibrahim rzuca po prostu: - To koszmar.
Kto stoi za tą makabryczną zbrodnią, nie wiadomo. Od ponad miesiąca trudno zorientować się, kto jest kim na Krymie. Znikąd pojawiają się kolejne grupy: jak nie milicje obywatelskie, to samoobrona: krymska, kozacka, rosyjska. Ibrahim typuje: - Cywilne oddziały milicyjne, grupy samoobrony albo żołnierze rosyjscy - myśleliśmy, że to może oni go zabili. Ale teraz już nie wiemy.
Wyjaśniają po kolei: zielone ludziki nie, bo są niegroźne, mimo iż tak wyglądają. Milicja obywatelska też nie, bo jeszcze wtedy nie była uzbrojona. Refata noga znów wpada w lekkie konwulsje: - Myślę, że rosyjskie służby specjalne maczały w tym palce.
Abduraman Egiz, zapewnia, że najwyżsi przedstawiciele Tatarów krymskich trzymają rękę na pulsie i dopilnują, by winni nie pozostali bezkarni. Tylko że jeszcze nie teraz. - Oczywiście, że to zrobimy, ale na chwilę obecną nie ma rządów prawa na Krymie. Będziemy naciskać na wyjaśnienie tej zbrodni, gdy wszystko wróci do normalności - wyjaśnia.
Póki co bezpośrednich sprawców, tych, którzy torturowali i zabili Reszata, nie potrafi wskazać palcem. Pośrednich - i owszem. - Oczywiście istotne jest to, kto dopuścił się tej zbrodni: grupy samoobrony, milicja czy ktoś jeszcze inny. Ale jeszcze ważniejsze - kto reżyseruje ten spektakl - mówi Egiz.
Ibrahim ma nadzieję, że zagraniczne media jeszcze zastukają do ich drzwi. - Jeśli zachodni dziennikarze nie będą się interesować tym, to sprawa zostanie zamieciona pod dywan. Tak dzieje się przecież wszędzie - mówi smutno. I dodaje: - Jeśli w tym kraju można zabijać ludzi bezkarnie, to nie chcemy tu żyć.
Lead i śródtytuły pochodzą od redakcji.