Rekruci "nagle" umierają. "Wielu zmarłych w wielu miastach"
Ponad 30 zmobilizowanych Rosjan zginęło w ośrodkach wojskowych jeszcze przed wysłaniem na front w wojnie z Ukrainą. To dane podane oficjalnie przez władze. Powodem są choroby, bójki, nadużywanie alkoholu oraz fatalne warunki. "Pomyślcie dobrze, zanim wyślecie swoich synów. W różnych miastach jest wielu zmarłych, którzy jeszcze nie zaczęli służby" - napisała matka jednego ze zmarłych rekrutów.
"Kolejna zmobilizowana osoba zginęła w Nowosybirsku" - piszą rosyjskie media. Chodzi o mężczyznę z republiki Tuwy, który według wstępnych informacji miał przedawkować alkohol. O jego śmierci w poniedziałek poinformowały także lokalne władze. Nie podano danych rekruta. Władze zapewniają, że w sprawie wszczęto już odpowiednie śledztwo.
"Pomyślcie dobrze, zanim wyślecie swoich synów"
To kolejne zgony w Nowosybirskiej Wyższej Szkole Dowodzenia Wojskowego. Na początku października rosyjskie media informowały o śmierci dwóch rekrutów. Pierwszym zmarłym był 35-letni Aleksander Kołtun z obwodu irkuckiego, który według lokalnych władz miał "umrzeć we śnie". Nieoficjalnie powodem było przedawkowanie alkoholu.
Matka mężczyzny, Elena, w serwisie społecznościowym napisała, że jej syn wyjechał dobrowolnie służyć. Według kobiety, przed śmiercią skarżył się, że zmobilizowani nie byli karmieni i nie dostali mundurów. Ponadto w ośrodku "wszyscy pili". Rodzinie nie pozwolono zabrać ciała zmarłego.
Kobieta powiedziała również, że od śmierci syna odbiera telefony sugerujące, że jej syn zmarł z powodu wypicia "alkoholu niskiej jakości". W wywiadzie dla jednego z portali powiedziała, że jej syn nigdy nie pił. Ostrzega, przed wysyłaniem dzieci na front.
"Pomyślcie dobrze, zanim wyślecie swoich synów. W różnych miastach jest wielu zmarłych, którzy jeszcze nie przeszli do służby. Wtedy będzie za późno" - napisała w serwisie VKontakte (rosyjski serwis społecznościowy).
Drugi zgon, jak podaje tolknews.ru, miał być spowodowany "aktem przemocy". Rekrut pochodził z Nowosybirska. Komitet śledczy Federacji Rosyjskiej wszczął w tej sprawie śledztwo.
Wywieźli 500 osób w szczere pole
W poniedziałek, 24 października "z powodu choroby" zmarł 48-letni Michaił Wasiljewicz. O jego śmierci poinformowały władze jednostki wojskowej w Omsku. Zapewniono, że rodzina zmobilizowanego otrzyma "wszelką niezbędną pomoc i wsparcie". "Dokładna przyczyna śmierci nie została ustalona" - podano w komunikacie.
O jednostce w Omsku było głośno już na początku października. To tam około 500 zmobilizowanych z Norylska zostało wywiezionych na otwarty teren, aby spędzić noc w ujemnych temperaturach bez namiotów. Obok znajduje się 242. ośrodek szkoleniowy Sił Powietrznych, gdzie w 2015 r., w wyniku zawalenia się koszar zginęło 24 poborowych. Jednostka miała pieniądze na odbudowę, ale zostały zdefraudowane.
W krążących w sieci nagraniach zmobilizowani radzili swoim rodakom z Norylska, aby zabrali ze sobą do wojska ciepłe ubrania, palniki gazowe i "inne środki przetrwania na otwartym terenie".
Jak podaje portal frontanka.ru, czterech zmobilizowanych zmarło w ośrodku szkoleniowym w obwodzie swierdłowskim. 11 października lokalne władze poinformowały: "Młody człowiek urodzony w 1989 roku zgłosił się na oddział medyczny, gdzie jego stan się pogorszył, zatrzymało się jego serce". Powodem śmierci kolejnych miała być epilepsja, udział w bójce i alkohol.
"Obok Iwana eksplodował granatnik"
W poniedziałek telegramowy kanał BAZA opublikował historię 26-letniego Iwana Polańskiego. "16 października Polański wraz z innymi zmobilizowanymi udał się do ośrodka szkoleniowego znajdującego się we wsi Niżnaja Pawłowka. Pierwszy dzień poszedł dobrze, ale następnego dnia Iwan zadzwonił do żony ze skargami na wojskowe jedzenie i ogólny bałagan. Cztery dni później, podczas ćwiczeń, zdarzyła się sytuacja awaryjna: obok Iwana eksplodował granatnik" - czytamy.
Mężczyzna zmarł z powodu odniesionych ran. Według nieoficjalnych informacji do wybuchu doszło z powodu wykorzystywania starej amunicji. Tu również zostało wszczęte postępowanie wyjaśniające.
"Wieczorem z nim pisaliśmy, a rano nadeszła wiadomość"
Portal ngs24.ru przytacza historię 35-letniego Valerego Sablakowa, który zmarł w ośrodku wojskowym w Jurdze w obwodzie kemerowskim 15 października. Poprzedniego kontaktował się ze swoją siostrą Olgą i skarżył na złe samopoczucie. Jak podały władze, przyczyną śmierci było nagłe "ostre zapalenie płuc i obrzęk płuc".
Bądź na bieżąco z wydarzeniami w Polsce i na wojnie w Ukrainie, klikając TUTAJ
Przeczytaj także:
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski