Rekordowa klęska za polską granicą
1,5 miliarda dolarów. Tyle, według obliczeń ekonomistów, stracili Białorusini, którzy mają w bankach depozyty w rodzimej walucie. W ostatnich dniach Białoruś pobiła rekord światowy w spadku narodowej waluty. A mieszkańcy tego kraju skupują to, co zostało w sklepach, obawiając się głodu - pisze korespondent Wirtualnej Polski na Białorusi Aleh Barcewicz.
27.05.2011 | aktual.: 27.05.2011 09:05
Dziś dla większości Białorusinów kwestia przetrwania jest tematem numer jeden. Mieszkańcy kraju wyczyszczają półki sklepowe już ze wszystkiego, co się da: towary AGD, cukier, ocet, zapałki – listę pożądanych produktów można mnożyć. Ludzie nieraz za pomocą pięści walczą o ostatnie paczki dostępnych produktów, które mają długi termin ważności.
– Panuje ogólna histeria – opowiada Bożena, mieszkanka Grodna. – Ludzie biegają po sklepach, nie wiedząc, czego się chwycić. W osiedlowym spożywczaku na moich oczach dwaj mężczyźni pobili się o ostatnią paczkę cukru. Podobna historia wydarzyła się w jednym ze sklepów z AGD: poszło o ostatni telewizor. W końcu obsługa wezwała milicję – relacjonuje kobieta panujący w mieście nastrój.
Oszukany naród
Histeria jest spowodowana rekordową dewaluacją rodzimej waluty. W ostatnich dniach Bank Narodowy obniżył kurs rubla wobec innych walut o 54,4 %. Stało się tak wbrew wcześniejszym zapewnieniom władz, że rubel nie upadnie.
– Póki jestem głową Banku Narodowego, żadnej dewaluacji rubla nigdy nie będzie! – przysięgał przed kamerami kierownik białoruskiego BN Piotr Prokopowicz. Film z tym nagraniem jest teraz jednym z najpopularniejszych wśród białoruskich internautów. Podwładnemu urzędnikowi wtórował prezydent Aleksander Łukaszenka. Jednak po katastrofie rodzimej waluty żaden z panów nie podał się do dymisji.
Białoruś światowym rekordzistą
Od początku roku spadek rubla wobec innych walut wyniósł już 71%. Dewaluacja białoruskiej waluty, według Banku Światowego, stała się największą w ciągu ostatnich 20 lat na świecie, wyprzedzając spadek waluty w Etiopii z roku 1992 i w Argentynie z 2002 (w obu krajach wyniósł on 54%).
Białorusini mogą czuć się oszukani podwójnie. Głównym hasłem Aleksandra Łukaszenki w zeszłorocznych wyborach prezydenckich było: "Średnia pensja - 500$!". Pompując gospodarkę pieniędzmi z kredytów władze kraju faktycznie zbliżyły się do tego wskaźnika. Teraz, po drastycznym spadku rubla, średnia krajowa na Białorusi wynosi zaledwie 310 $ . W przeliczeniu na polskie to trochę ponad 800 złotych... W Polsce od 1 stycznia tylko minimalne wynagrodzenie wynosi 1 386 PLN.
Ponadto, zgodnie z obliczeniami ekonomistów, po upadku rubla ponad 1,5 miliarda dolarów stracili łącznie Białorusini, którzy mają depozyty bankowe w rodzimej walucie. Obcej w kantorach nie ma nadal.
Kreml dociska
Bieżącej pomocy Białorusi ostatecznie odmówiła Rosja. Miast długo oczekiwanych 3 miliardów dolarów kredytu Moskwa użyczy w tym roku tylko 1. Większe wsparcie Kreml oferuje w zamian za prywatyzację szeregu przedsiębiorstw państwowych.
Władze w Mińsku już szykują do sprzedania firmę „Biełtransgaz”, przez rurociągi której przepływa tranzyt rosyjskiego gazu do Europy. Na liście pożądanych przez Kreml przedsiębiorstw figurują dwie białoruskie rafinerie, duży zakład samochodów ciężarowych MAZ oraz firmy sektora chemicznego.
Monopol na żywność
W związku z powszechnym brakiem w sklepach dużej ilości artykułów władze Białorusi chcą wprowadzić monopol na import towarów konsumpcyjnych. Z pewnością pogrąży to prywatnych importerów, którzy z powodu kilkumiesięcznego braku obcej waluty już ponieśli spore straty.
Chaos na rynku spożywczym powoduje sytuację, w której ceny w sklepach dochodzą do absurdu. W Mińsku rodzima rzodkiewka w tym tygodniu kosztowała o kilka tysięcy rubli więcej niż... kokos, przywieziony z Wybrzeża Kości Słoniowej.
- Dziś po raz pierwszy od miesiąca kupuję parówki! Zdrożały ostatnio dwukrotnie. Nigdy nie myślałam, że na starość będę musiała głodować – skarży się starsza pani w jednym ze sklepów Mińska. Potworna inflacja zmusza wielu Białorusinów do rezygnowania na co dzień z podstawowych produktów: owoców, słodyczy, mięsa. – Tragedia! Nikt nie rozumie, co się dzieje? I nikt w tej ich telewizji nie tłumaczy, jak mamy w tej sytuacji przeżyć – rozpacza zrezygnowana kobieta, wkładając do reklamówki swój skromny zakup.
Aleh Barcewicz dla Wirtualnej Polski