Ray Wojcik: Trump widzi w Polsce wzór dla Europy
- Wizyta to idealna okazja, by ruszyć z sankcjami przeciwko Nord Streamowi - uważa Ray Wojcik były amerykański dyplomata i szef warszawskiego biura think tanku CEPA. Prezydent Duda musi tylko pamiętać, by w rozmowach z Trumpem nie wdawać się w zbytnie szczegóły.
18.09.2018 | aktual.: 18.09.2018 11:11
We wtorek długo wyczekiwana w Polsce wizyta prezydenta Dudy w Białym Domu. Dochodzi do niej w ciekawym momencie. Duża część Europy zaczyna głośno wątpić w wiarygodność USA jako sojusznika. Ale nie Polska, która stara się o stałą amerykańską bazę u siebie. Jaka jest waga tej wizyty i co może z niej wyjść?
Ray Wojcik, były attache wojskowy w Warszawie, dyrektor Centre for European Policy Analysis: Myślę, że to będzie kontynuacja tonu z pierwszej, wspaniałej wizyty prezydenta Trumpa w Warszawie w ubiegłym roku, kiedy prezydent popisał się wielką znajomością polskiej historii i charakteru. Ta wizyta miała na celu zapewnienie o amerykańskim wsparciu i potwierdzenia naszego sojuszu. Czas wizyty rzeczywiście jest ciekawy, bo rośnie świadomość wagi bezpieczeństwa w regionie. Polska jest tu kotwicą Europy i sercem flanki NATO, jest w środku wielu rzeczy i procesów, które dzieją się w regionie. Osobiście prezydent Trump widzi Polskę jako przykład do naśladowania dla reszty Sojuszu. No, a do tego dochodzą kwestie energetyczne: podniesiona na szczycie NATO przez Trumpa sprawa Nord Stream 2 i poniedziałkowy szczyt Trójmorza tuż przed przyjazdem Dudy.
Ale czy myśli pan, czy ta wizyta przyniesie jakieś konkretne rezultaty? Jak pan wspomniał, jest tu kilka kluczowych tematów, jak np. sankcje na firmy zaangażowane w Nord Stream 2. Wiemy, że Polska lobbowała za ich wprowadzeniem przez Waszyngton. A administracja wydaje się przychylna co do tego pomysłu.
Na pewno będzie to poruszany temat, tym bardziej że trudno o lepszy czas na taką dyskusję. Jako CEPA w 100 proc. popieramy wprowadzenie tych sankcji. Wiemy, że od szczytu NATO Departament Stanu przygotowywał tę sprawę do przedstawienia jej prezydentowi. Nie mamy informacji z wewnątrz jak to przebiega, ale to najlepszy moment na to, żeby wreszcie to ruszyć.
Inna kluczowa sprawa to stała baza NATO. Amerykański Kongres ma opracować studium wykonalności takiej inwestycji, ale sprawa budzi kontrowersje. Co według pana jest tu realne, jeśli chodzi o rezultaty polskiego lobbingu?
To świetny czas, by zacząć tę dyskusję. W rozmowie z Trumpem, prezydent Duda musi wyartykułować jasne, wydestylowane argumenty przedstawiające dlaczego sprawa stałej obecności jest dla Polski tak ważna. Opublikowana przez Polskę "biała księga" jest tu dobrym punktem zaczepnym. Ale kluczowe jest, by nie zatracić się w szczegółach i zamiast tego skupić się na 3-5 głównych punktach. Prezydent Trump na pewno będzie uważnie tego słuchać. Zapewne zwróci uwagę na to, że Kongres już zajmuje się tą kwestią. To ważne, tym bardziej że armia od kilku lat zastanawia się już nad tym, jak wzmocnić bezpieczeństwo flanki. Jednym ze sposobów jest stały magazyn uzbrojenia. Ale są też inne pomysły, wykraczające ponad to. Polska i Stany powinny rozważyć wszystkie opcje.
Ale nie wszyscy uważają, że stała obecność to dobry pomysł. Pana kolega z CEPA, były dowódca amerykańskiej armii w Europie gen. Hodges skrytykował pomysł stałej bazy w Polsce, twierdząc, że wprowadzi ona podziały miedzy sojusznikami i skomplikuje stosunki z Rosją. Podziela pan ten pogląd?
Generał Hodges zaprezentował bardzo dobre argumenty za obecnością rotacyjną, przede wszystkim fakt, że rotacja pozwala na ćwiczenie gotowości większej liczby żołnierzy i jednostek. Ale patrząc z mojej perspektywy, stała baza ma swoje wielkie, kluczowe zalety, jeśli chodzi o efekt odstraszania. I myślę, że na tym powinien skupić się prezydent Duda rozmawiając z prezydentem Trumpem. Jeśli chodzi o niepokoje Rosji to przy jej obecnym zachowaniu chcemy, by Rosja była zaniepokojona.
A propos podziałów. Od czasu słynnego szczytu NATO widzieliśmy, jak kolejni europejscy przywódcy - prezydent Macron, kanclerz Merkel czy niemiecki minister spraw zagranicznych Heiko Maas - ogłaszają, że nie mogą już w pełni polegać na USA jako sojuszniku. Co pan o tym myśli? Czy my możemy polegać na Stanach Zjednoczonych?
To łatwe pytanie. Oczywiście, że Polska, ale też Europa jako całość, może liczyć na Amerykę. Prezydent Trump, sekretarz obrony James Mattis i sekretarz Stanu Pompeo podkreślają to na każdym kroku, mówiąc o niezniszczalnych więzach łączących USA i Europę i zobowiązania wobec Europy. Myślę, że te komentarze, o których pan wspomniał i które od czasu do czasu się pojawiają, wiążą się częściowo z tym, co działo się w dyskusji nad kwestiami handlowymi. Ale takie spory nie są niczym nowym. Istniały od początku naszych relacji. W sprawie bezpieczeństwa nie ma między nami różnicy. Pamiętajmy, że w latach 60. Charles de Gaulle poprosił nas o wyjście z Francji, ale Francja nigdy nie opuściła NATO. Owszem, opuściła wojskową część sojuszu, ale nigdy nie wyszła z NATO. To pokazuje, że możemy mieć różne, nawet najostrzejsze spory, ale nasz sojusz przetrwał.
Ale te wypowiedzi nie wzięły się przecież znikąd. Wydaje się jasne, że ich powodem jest zachowanie amerykańskiego prezydenta. Jak choćby podczas wspomnianego szczytu NATO, kiedy Trump nazwał Niemcy zakładnikiem Rosji i groził wycofaniem się z Sojuszu. Zresztą sam prezydent lubi o sobie mówić, że jest nieprzewidywalny. Jak można być pewny takiego sojusznika?
Każdego dnia można znaleźć wypowiedzi prezydenta, które komuś się nie spodobały. Ale należy patrzeć głębiej, poza retorykę. Jeśli chodzi o nasza politykę bezpieczeństwa, o odstraszanie Rosji, nie ma tu żadnej zmiany. Wystarczy popatrzeć na to, jak zaostrzaliśmy sankcje, jak wydalaliśmy rosyjskich dyplomatów. Jeśli chodzi o wypowiedź o Nord Stream 2, prezydent słusznie zauważył, że projekt jest sprzeczny z wysiłkami Sojuszu: z jednej strony staramy się ograniczać wpływy Rosji, ale z drugiej budujemy gazociąg, który jest narzędziem tych wpłwów. Miał tu rację, chociaż może nie użył najlepszych słów.
Ale niedługo po tym, jak je wypowiedział, pojechał do Helsinek i na spotkaniu już tak ostry nie był, mówiąc jedynie, że USA będą rywalizować z rosyjskim gazem z NS2.
Prezydent Trump z pewnością mógł lepiej podejść do tych dyskusji. I widać, że desperacko chce stworzyć dobrze funkcjonujące relacje z Rosją - o ile to tylko możliwe. To, co prezydent mówi podczas spotkań to jedna rzecz. Ale to, co robi jego administracja to inna sprawa. I na tym właśnie trzeba się skupić.
To ciekawe zjawisko. Bo rzeczywiście jest tak, jak pan mówi: administracja Trumpa - wbrew jego retoryce i widocznej chęci poprawienia stosunków z Rosją - prowadzi dotąd twardą politykę wobec Kremla. Ale odstraszanie to nie tylko kwestia twardych środków, ale też psychologia. A jeśli prezydent zastanawia się w wywiadzie telewizyjnym, czy warto bronić Czarnogóry, to trochę ten efekt podważa. Nie sądzi pan?
Ma pan rację, że mocna pozycja jeśli chodzi o podejście do artykułu 5 traktatu NATO, jest kluczowa. Polityka USA w tej kwestii się nie zmieniła. Można brać pojedyncze cytaty prezydenta i na tej bazie konstruować wielkie teorie o tym, że Stany Zjednoczone zmieniły swoją politykę, ale to po prostu nie jest prawda. Oczywiście, bardzo bym chciał, by użył innych słów, kiedy mówił o Czarnogórze. Bo ma pan rację - słowa mają znaczenie, jako czynnik w strategii odstraszania. Na pewno moglibyśmy robić to lepiej.
Biorąc pod uwagę to chłodniejsze podejście Francji i Niemiec do Stanów Zjednoczonych, myśli pan, że jest to szansa dla Polski, aby zwiększyć swoje znaczenie w sojuszu?
Nie sądzę, żeby prezydent chciał wzmacniać relację z jednym sojusznikiem kosztem innych. Tworzenie podziałów wewnątrz UE i NATO to ostatnia rzecz, na której nam zależy. To jest cel Rosji. Celem USA jest utrzymywanie jak najlepszych stosunków, zarówno dwustronnych z poszczególnymi krajami, jak i wielostronne z UE i NATO.
A propos relacji dwustronnych. Ostatnie miesiące nie były najlepsze jeśli chodzi o stosunki na linii Waszyngton-Warszawa. Departament Stanu i Kongres kilkukrotnie krytykowały Polskę w sprawie ustawy o IPN, kary dla TVN czy w kwestii praworządności. Myśli pan, że ta sprawa będzie poruszana podczas wizyty prezydenta?
Na pewno były takie obawy, że sprawy wewnętrzne naruszyły nasze relacje, ale nie są to kwestie, które będą blokować inicjatywy w dziedzinie bezpieczeństwa. Myślę, że ten temat może zostać poruszony. Prezydent Duda powinien wtedy po prostu w jasny i otwarty sposób - lecz nie wchodząc w zbytnie szczegóły - uzasadnić racji polskich władz, np. jeśli chodzi o podejście do mediów. Ale tak jak mówię, są to wewnętrzne sprawy i zapewne nie będą głównym przedmiotem rozmów. Głównym tematem będzie bezpieczeństwo.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl