Były dowódca amerykańskiej armii w Europie: nie umieszczajcie baz USA w Polsce
Tydzień temu pojawiła się informacja o tym, że polski rząd chce utworzenie stałej bazy wojskowej w rejonie Torunia lub Bydgoszczy. Jest za to gotów zapłacić nawet 2 mld dolarów. Były dowódca armii USA w Europie zdecydowanie sprzeciwia się temu pomysłowi.
"Tym, co czyni NATO najbardziej udanym sojuszem wojskowym w historii, jest jedność jego członków. Każde działanie, które grozi podważeniem tej jedności, powinno być oceniane bardzo krytycznie. Ustanowienie stałej obecności wojskowej USA w Polsce, o co podobno wystąpił polski rząd, jest dokładnie jednym z takich działań" - pisze w artykule zamieszczonym na portalu politico.eu emerytowany generał porucznik Ben Hodges.
Zdaniem generała, umieszczenie w Polsce stałej amerykańskiej bazy wymagałoby zgody wszystkich członków NATO. A - jak twierdzi - jest to mało prawdopodobne. Dlaczego?
"Zacznijmy od tego, że wielu naszych sojuszników postrzegałoby utworzenie bazy wojskowej USA w Polsce - lub gdziekolwiek indziej w Europie Środkowej lub Wschodniej - jako niepotrzebną prowokację. Dałoby to Moskwie łatwą okazję do stwierdzenia, że NATO jest agresorem i sprowokowania do jakiejś reakcji, chroniącej rosyjską suwerenność" - zauważa gen. Hodges.
Utworzenie stałej bazy, jak pisze gen. Hodges, wymagałoby wybudowania amerykańskich instalacji a także całej infrastruktury, gotowej do przyjęcia rodzin. To zdaniem części członków NATO, mogłoby zostać odebrane jako naruszenie Aktu Stanowiącego NATO-Rosja z 1997 r. "Moskwa z pewnością by tak zrobiła" - pisze gen. Hodges.
Co prawda generał przyznaje, że jego zdaniem, po tym co Rosja zrobiła na Ukrainie, nie może być mowy o naruszeniu Aktu Stanowiącego NATO-Rosja, ale "nie sądzę, by mądrze było prowadzić politykę, która podsyca rosyjskie lęki, czy to prawdziwe, czy nie". "Takie posunięcie może również wywołać dodatkowe tarcia z sojusznikami, którzy już są w sporze z Waszyngtonem z powodu jego wycofania się z porozumienia nuklearnego w Iranie i właśnie ogłoszonych ceł na stal i aluminium" - dodaje był szef amerykańskiej armii w Europie.
Zdaniem Hodgesa baza amerykańskiej armii w Europie Wschodniej nie jest potrzebna. "Obecny program ćwiczeń i dyslokacji oraz inne ważne środki - w tym rozmieszczenie sprzętu potrzebnego brygadom pancernym w tzw. prepozycjonowanych składach - są częścią zdecydowanych działań, aby zapewnić odpowiednie odstraszanie przed możliwym rosyjskim atakiem" - zapewnia.
Generał przekonuje także, że stałe rozmieszczenie Grupy Bojowej w Europie Wschodniej jest niewykonalne. Powód? Bo wymagałoby to albo rozbudowy obecnie istniejącej amerykańskiej armii, co jest - jego zdaniem - mało prawdopodobne, albo przeniesienia do Polski już istniejącej grupy bojowej, np. z Teksasu lub Kolorado. To zaś spotkałoby się z silnym oporem kongresmenów z tych stanów.
Zdaniem byłego dowódcy amerykańskich wojsk w Europie, obecna rotacyjna obecność amerykańskich oddziałów w Polsce i w krajach bałtyckich, jest dużo bardziej przydatna niż stałe bazy i należy ją rozszerzyć aż po Bułgarię, a także Ukrainę i Gruzję. Należy także poprawić infrastrukturę transportową w Europie Wschodniej, aby "zwiększyć szybkość przemieszczania się przy reagowaniu lub wzmacnianiu sił NATO". "Co więcej, zaleciłbym umieszczenie jednostek obrony powietrznej w tych krajach w celu ochrony krytycznej infrastruktury, niezbędnej do dowodzenia misją i rozmieszczania posiłków" - pisze generał.
"Jeżeli Europa Wschodnia chce wzmocnić efekt odstraszania NATO, to potencjalnie dzieląca nas obecność militarna nie jest ku temu właściwą drogą. O wiele lepiej chronić jedność Sojuszu, dbając, by wyszkolone i gotowe siły były gotowe do wejścia do akcji, jeśli tylko stanie się to konieczne" - pisze gen. Hodges na portalu politico.ue.