Ratownicy ewakuowali taternika z Kazalnicy
W Tatrach przed południem
zakończyła się trwająca od świtu akcja ratunkowa, mająca na celu
ewakuację samotnego taternika, który poprzedniego dnia wieczorem
utknął w ścianie Kazalnicy nad Morskim Okiem - podał ratownik
dyżurny TOPR, Witold Cikowski.
Tuż po zgłoszeniu, czyli w czwartek wieczorem, TOPR-owcy zdecydowali odłożyć wielogodzinną, skomplikowaną akcję ratunkową do następnego dnia. Zdrowiu i życiu taternika nie zagrażało żadne niebezpieczeństwo.
Mężczyzna nie mógł się wycofać ze ściany, bo podczas zjazdów zaklinowała mu się lina. W ciemnościach skomplikowana akcja ewakuacyjna mogłaby być niebezpieczna, dlatego zdecydowano, że wspinacz spędzi noc tam, gdzie utknął, czyli na wysokości 180 m ponad podstawą ściany. Nocny biwak nie należał zapewne do przyjemnych, bo w Tatrach było kilka stopni ciepła i wiał silny wiatr.
O 5.30 ze schroniska nad Morskim Okiem wyruszyła na Kazalnicę pierwsza grupa ratowników, a o godz. 7.00 z Zakopanego - druga. W sumie 13 TOPR-owców, którzy cały sprzęt ratowniczy musieli wnieść na wierzchołek na własnych barkach, gdyż pogoda uniemożliwiała loty śmigłowcowe. Było bardzo wietrznie, a pułap chmur był za niski.
Ratownicy, po założeniu stanowiska na wierzchołku Kazalnicy, rozpoczęli kilkusetmetrowe zjazdy na stalowej lince. Znajdujący się naprzeciw obserwator naprowadzał przez radio zjeżdżającego ratownika, tak aby TOPR-owiec na rozległej ścianie nie minął miejsca, w którym czekał na pomoc taternik. Kiedy doszło do spotkania w ścianie, ratownik wpiął wspinacza w stalową linę, na której zjeżdżał, i obydwaj zostali opuszczeni do piargów u podstawy ściany.
Tuż przed południem taternik o własnych siłach zszedł do schroniska nad Morskim Okiem w towarzystwie ratownika, który zwiózł go ze ściany oraz obserwatora.
Ratownik dyżurny TOPR powiedział PAP w południe, że likwidacja ciężkiego sprzętu z Kazalnicy zajmie pozostałym TOPR-owcom jeszcze kilka godzin.