Raport Muellera, czyli kapiszon roku. Trump nie działał w zmowie z Rosjanami
Najbardziej oczekiwany dokument w amerykańskiej polityce okazał się spektakularnym niewypałem. Raport specjalnego prokuratora Roberta Muellera nie stwierdził zmowy między kampanią Trumpa i Rosjanami. Jego szanse na reelekcje wzrosły. Ale nie oznacza to, że jego problemy się skończyły.
25.03.2019 | aktual.: 25.03.2019 15:22
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"NIE BYŁO ŻADNEJ ZMOWY" - przez dwa lata wykrzykiwał na Twitterze amerykański prezydent. I tak jak nawet zepsuty zegar pokazuje czasem właściwą godzinę, tak Donald Trump - autor dosłownie tysięcy kłamstw - tym razem mówił prawdę.
Taki przynajmniej wniosek wypływa z lektury listu prokuratora generalnego Williama Barra do Kongresu. Szef Departamentu Sprawiedliwośći streszcza w nim raport z dwuletniego śledztwa specjalnego prokuratora Roberta Muellera, powołanego do zbadania sprawy rosyjskiej ingerencji i ewentualnej koordynacji działań z ludźmi z kampanii Trumpa.
Dowiadujemy się, że dochodzenie potwierdziło, że Rosjanie rzeczywiście prowadzili szeroką kampanię mającą na celu elekcję Trumpa. Ale to od początku było oczywiste dla każdego zorientowanego w temacie. Prawdziwe pytanie brzmiało: czy ludzie Trumpa im w tym pomagali. Barr cytuje tu zdanie bezpośrednio wyjęte z tajnego (przynajmniej na razie) raportu Muellera, które zdaje się przesądzać sprawę:
"Śledztwo nie ustaliło, że członkowie kampanii Trumpa działali w zmowie lub współpracowali z państwem rosyjskim w jego działaniach".
Trump triumfuje
Po dwóch latach rosyjskiej gorączki, spekulacji i domysłów, raport ze śledztwa jest więc kubłem zimnej wody na krytyków prezydenta. Politycznie to też potężny sukces Trumpa. Miliarder w Białym Domu przez dwa lata nieustannie podważał zasadność śledztwa, nazywając je "polowaniem na czarownice" i "przekrętem". W niedzielę po opublikowaniu listu Barra nie tracił czasu na obwieszczenie triumfu.
"Żadnej zmowy, żadnej obstrukcji, kompletne i totalne UNIEWINNIENIE" - napisał na Twitterze.
Jak na Trumpa przystało, nawet to krótkie zdanie nie jest wolne od przekłamań. Bo choć Muellera oczyścił go z podejrzenia o zmowę, to wcale nie zrobił tego w odniesieniu do zarzutów o obstrukcję, czyli utrudnianie prowadzenia śledztwa.
Trump nieoczyszczony
"Podczas gdy niniejszy raport nie stwierdza popełnienia przestępstwa przez prezydenta, równocześnie nie oczyszcza go z zarzutu" - brzmi konkluzja raportu cytowana przez Barra.
W rzeczy samej, wydaje się oczywiste, że Trump utrudniał działania wymiaru sprawiedliwości. Wiemy - z własnych słów prezydenta - że zwolnił szefa FBI Jamesa Comeya ze względu na prowadzone przez niego śledztwo ws. Russiagate. Z zeznań Comeya wiemy, że Trump wielokrotnie wcześniej naciskał na niego, by zakończył dochodzenie. Prezydent wysłał też niezliczoną liczbę tweetów dyskredytujących Muellera i bezpośrednio wzywających do zaprzestania śledztwa.
Przeczytaj również: Samobójczy tweet Donalda Trumpa. Przyznał się do przestępstwa?
Problem polega na tym, że to, co wydaje się oczywiste, nie musi wystarczyć do udowodnienia winy w sądzie. Mueller postanowił więc zagrać zachowawczo, ale jednocześnie sugerując, że problem istnieje.
Co ukrywali ludzie Trumpa?
Sprawa zarzutu utrudniania śledztwa dobrze pokazuje centralny paradoks w środku "Russiagate": choć nie udowodniono im zmowy, zarówno Trump, jak i ludzie z jego otoczenia przez cały czas zachowywali się tak, jakby mieli coś do ukrycia.
W rzeczy samej, za kłamstwa na temat swoich kontatków z szeregiem Rosjan skazani zostali współpracownicy Trumpa: George Papadopoulos, Roger Stone i jego doradca ds. bezpieczeństwa narodowego gen. Mike Flynn. W wyniku ukrywania swoich kontaktów z rosyjskim ambasadorem ze śledztwa musiał wyłączyć się były prokurator generalny Trumpa Jeff Sessions.
Wielokrotnie kłamał też sam Trump, do końca utrzymywał, że nie posiada żadnych interesów z Rosjanami, choć wiemy dziś, że negocjował budowę wieżowca w Moskwie aż do lata 2016 roku (a więc przez większość kampanii). Wiemy również, że podczas kampanii wyborczej aż 16 współpracowników Trumpa miało kontakty z Rosjanami.
Jak wytłumaczyć te zachowania, jeśli Trump i jego ludzie nie robili nic złego? Odpowiedź może brzmieć: ponieważ robili coś złego. Jednak nie na tyle złego, by mogli odpowiedzieć za to przed sądem.
Wiemy na przykład, że syn Trumpa, Donald jr., wraz z Jaredem Kushnerem (zięciem Trumpa) i szefem kampanii Paulem Manafortem (skazanym niedawno za malwersacje finansowe na 4 lata więzienia) spotkali się z podającą się za przedstawicielkę rosyjskich władz prawniczką Natalią Weselnicką, która obiecywała im "brudy na Hillary". Z opublikowanej korespondencji emailowej wiadomo, że Donald jr. był wręcz zachwycony tą propozycją.
Przeczytaj również: Syn Trumpa chciał uzyskać od Rosjan informacje szkodzące Clinton
Być moze jednak Weselnicka nie spełniła swojej obietnicy i nie było okazji do skonsumowania zmowy. Być może było tak, jak mówił zięć Trumpa i jego doradca Jared Kushner, który wspominał, że kampania Trumpa "nie była w stanie zmówić się między sobą, a co dopiero z Rosjanami".
Trump wygrał bitwę, ale wojna wciąż przed nim
Tego, jak było naprawdę, nie dowiemy się do czasu opublikowania pełnego raportu Muellera. Ale już teraz wiadomo, że bez względu na jego treść, sprawa jest politycznym zwycięstwem dla Trumpa. I dotkliwą porażką dla Demokratów, którzy w osobie Roberta Muellera pokładali ogromne nadzieje.
Oczyszczenie z podejrzenia zmowy z Rosjanami zdaje się definitywnie wykluczać możliwość impeachmentu Trumpa. Prezydent otrzymuje zaś szansę, by triumfalnie ogłaszać swoim wyborcom, że miał rację: waszyngtońskie elity i służby ("głębokie państwo") rzeczywiście prowadziły "polowanie na czarownice", że był nieuczciwie gnębiony przez media. To dobry materiał na kampanię o reelekcję. Mimo że do wyborów zostało jeszcze półtora roku, kampania właśnie się rozkręca. A jego szanse, dotąd niewielkie, mogą znacznie wzrosnąć.
Raport Muellera nie rozwiewa wszystkich problemów prezydenta. Wciąż otwarta pozostaje sprawa obstrukcji wymiaru sprawiedliwości. To samo można powiedzieć o sprawie Stormy Daniels, aktorki porno, której Trump zapłacił za milczenie na temat ich romansu. Demokraci w Kongresie będą też prześwietlać biznesowe imperium prezydenta. Niewykluczone, że czegoś się doszukają.
W czasach normalnej prezydentury, każda z tych spraw z osobna wystarczyłaby, by pogrążyć prezydenta. Ale to nie jest normalna prezydentura. Dlatego drugiej kadencji dla Trumpa nie da się wykluczyć
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl