ŚwiatSądny dzień Donalda Trumpa. Droga do impeachmentu otwarta

Sądny dzień Donalda Trumpa. Droga do impeachmentu otwarta

Wieloletni zausznik prezydenta Michael Cohen przyznał się do popełnienia litanii przestępstw i pójdzie za kratki. Przy okazji pogrążył Trumpa i dał opozycji solidne podstawy do jego impeachmentu.

Sądny dzień Donalda Trumpa. Droga do impeachmentu otwarta
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | JUSTIN LANE
Oskar Górzyński

Spośród wszystkich burzliwych dni prezydentury Donalda Trumpa, 21 sierpnia mógł być najgorszym dla amerykańskiego przywódcy - nawet jeśli on sam nic szczególnego tego dnia nie zrobił. Na przestrzeni zaledwie kilkunastu minut, wtorkowe popołudnie przyniosło współpracownikom prezydenta dwa bolesne ciosy. Najpierw sąd w Alexandrii w Wirginii uznał byłego szefa kampanii Trumpa, Paula Manaforta winnym 8 z 18 zarzucanych mu czynów, w tym przestępstw podatkowych, ukrywania majątku i oszustw bankowych. Wszystkie zarzuty dotyczyły czasu przed tym, jak Manafort objął pozycję prezesa kampanii wyborczej. Ale fakt, że tak ważne stanowisko w kręgu Trumpa piastował seryjny przestępca i oszust był co najmniej niewygodny dla Trumpa.

Et tu, Michael?

Ale to była jedynie przygrywka przed znacznie boleśniejszym ciosem. Takim, który może wpakować go nie tylko w polityczne, ale też prawne tarapaty. Chwilę po ogłoszeniu wyroku Manaforta, wieloletni osobisty prawnik i "załatwiacz" prezydenta Michael Cohen zawarł ugodę z prokuratorami: w zamian za ograniczenie kary do 5 lat więzienia (groziło mu łącznie nawet 65), przyznał się do szeregu przestępstw, w tym kluczowej kwestii: tajnej zapłaty prawie 300 tysięcy dolarów dwóm kobietom - aktorce porno Stormy Daniels i modelce Playboya Karen McDougal - za ich milczenie na temat rzekomych romansów z Donaldem Trumpem. Do zapłat doszło tuż przed wyborami i ponieważ były one ukrywane , stanowiły nielegalne finansowanie kampanii. Co kluczowe, Cohen nie zrobił tego sam. Mimo że wcześniej zarzekał się, że dla Trumpa dałby się nawet zastrzelić, teraz zeznał, że dokonał przestępstwa na jego bezpośrednie polecenie - i tym samym pociągnął za sobą prezydenta w wir kłopotów.

W świetle tych wydarzeń niemal niezauważony został akt oskarżenia dla innego człowieka z orbity Trumpa, kongresmena Duncana Huntera, jednego z dwóch polityków, którzy jako pierwsi oficjalnie poparł kandydaturę miliardera jeszcze w 2015 roku. Kilka tygodni wcześniej oskarżony został drugi z nich, kongresmen Chris Collins. Wcześniej do przestępstw - głównie krzywoprzysięstwa i oszukiwania śledczych - przyznali się inni współpracownicy Trumpa: doradca ds. bezpieczeństwa narodowego w Białym Domu gen. Michael Flynn, kampanijny doradca ds. spraw zagranicznych George Papadopoulos i działacz kampanii Trumpa oraz partner Manaforta Rick Gates.

Wraca słowo na "i".

Co oznacza dla prezydenta? Były doradca prezydenta Michael Caputo stwierdził, że to, co stało się we wtorek było "najgorszą rzeczą, jaka spotkała go w trakcie prezydentury". Dlaczego? Sprawę podsumował obrońca Cohena Lanny Davis.

"Dzisiaj mój klient wstał i zeznał pod przysięgą, że Donald Trump polecił mu popełnienie przestępstwa poprzez zapłatę dwóm kobietom celem wpłynięcia na wybory. Jeśli te transakcje były przestępstwem dla Michaela Cohena, dlaczego nie miałyby być przestępstwem dla Donalda Trumpa?" - napisał na Twitterze.

Przed oskarżeniem Trumpa przed sądem chroni go sprawowany urząd: kwestia tego, czy prezydent może być oskarżony nie jest jasno wyznaczona w amerykańskim prawie. Z pewnością może być jednak oskarżony i skazany przez Kongres. A Cohen właśnie dał wszystkim przeciwnikom prezydenta solidne podstawy pod proces impeachmentu.

Referendum nad przyszłością Trumpa

"Byłem sceptyczny co do mądrości i sensowności impeachmentu. Zeznania Cohena zmieniają to. Prezydent jest w oczywisty sposób winny 'ciężkim przestępstwom i przewinienieniom'. Powinien zrezygnować z urzędu lub zostać oskarżony i z niego usunięty" - napisał konserwatywny publicysta "New York Timesa" Bret Stephens.

Z kolei John Dean, były prawnik Richarda Nixona, oświadczył, że we wtorek Amerykanie dowiedzieli się, że ich prezydent jest kryminalistą.

Mark Corallo, były członek zespołu prawników Trumpa i były rzecznik Departamentu Sprawiedliwości, również stwierdził, że Trump ma się czego obawiać.

- Z pewnoscią daje to Demokratom poważny materiał dowodowy do włączenia do listy zarzutów w procesie impeachmentu - stwierdził prawnik cytowany przez portal Politico.

W tej sytuacji dla przyszłości Trumpa decydujące mogą okazać się listopadowe wybory do Kongresu. Jeśli kontrolę nad Izbą Reprezentantów przejmą Demokraci - specjalistyczny portal FiveThirtyEight prognozuje, że mają na to 75 proc. szans - będą mieć otwartą drogę do wszczęcia procedury impeachmentu. Sam impeachment, do którego potrzeba zwykłej większości w Izbie Reprezentantów, oznacza jednak tylko postawienie zarzutów prezydentowi. Potem następuje proces w Senacie. Do złożenia głowy państwa z urzędu potrzebna jest zgoda 2/3 obecnych senatorów. Oznacza to, że przeciwko Trumpowi musiałoby zagłosować prawie 1/3 jego partyjnych kolegów. Będzie to trudne, choć nie niewykonalne. W Senacie, izbie cechującej się większą niezależnością wobec dyscypliny partyjnej, zasiada bowiem kilku prominentnych republikańskich krytyków Trumpa.

Cohen to niejedyny problem

Nie wszyscy jednak zgadzają się, że ciężar przestęptwa zasługuje na usunięcie prezydenta z urzędu. Nie byłby to jednak pierwszy raz, kiedy ukrywane romanse prezydenta - i próby ich zatuszowania - stały się powodem do impeachmentu. W podobnych okolicznościach proces impeachmentu został zainicjowany wobec Billa Clintona w 1998 roku. Oskarżono go wówczas o kłamstwa i matactwa na temat swoich intymnych relacji z Moniką Lewinsky oraz w sprawie o molestowanie seksualne jego byłej współpracownicy Pauli Jones. W Senacie większość zagłosowała jednak przeciwko uznaniu prezydenta za winnego zarzutów.

Mimo to, obecny prawnik Trumpa Rudy Giuliani zbagatelizował sprawę, twierdząc, że rządowy akt oskarżenia nie mówi nic o roli Trumpa. Jednak nawet jeśli rzeczywiście miliarder uniknie problemów związanych ze sprawą pieniędzy dla Daniels i McDougal, jego sytuacja wciąż jest trudna. Głównie ze względu na wciąż aktywne śledztwo specjalnego prokuratora Roberta Muellera w sprawie potencjalnej zmowy ludzi Trumpa z Rosjanami.

Sprawa Manaforta było bezpośrednim wynikiem działań zespołu Muellera, a wyrok skazujący uwiarygodnił toczące się od ponad roku śledztwo. To ważne z uwagi na narastającą presję ze strony prezydenta, Republikanów i aby zamknąć śledztwo. Tymczasem teraz śledztwo dodatkowo nabierze impetu. Jak zapowiedział Davis, obrońca Michaela Cohena, były zausznik Trumpa jest gotowy, by skorzystać z "szansy na opowiedzenie reszty historii". W rozmowie z telewizją MSNBC Davis stwierdził, że jego klient ma szeroką wiedzę na temat operacji rosyjskich hakerów i stopnia świadomości prezydenta.

Cohen nie jest jedynym, który może zaszkodzić głowie państwa. W ostatnich dniach wyszło na jaw, że szeroką współpracę ze śledczymi podjął prawnik Białego Domu Don McGahn. I choć miał na to zgodę prezydenta, czas, jaki spędził na rozmowach - łącznie ponad 30 godzin - uruchomił spekulacje na temat tego, jaki charakter miała współpraca. Niektórzy eksperci zaczęli wręcz podejrzewać, że McGahn stał się dla Muellera rodzajem "tajnego agenta". I nawet jeśli jego zeznania (ich treść jest nieznana) nie obciążały prezydenta, mogły okazać się bardzo pomocne dla prokuratorów.

Mimo nowych kłopotów, Trump - wbrew swojej dotychczasowej- we wtorek nie odniósł się w znaczący sposób do nowych wydarzeń. Jego konto na Twitterze, zwykle pełne wybuchów przeciwko śledztwie Muellera i jego oskarżycieli, tym razem pozostało puste. Podczas wiecu w Zachodniej Wirginii, prezydent powtórzył jedynie, że cała sprawa to "fake news" i "polowanie na czarownice", a śledczy Muellera nie udowodnili mu jeszcze żadnej zmowy z Rosjanami.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (190)