Specprokurator Robert Mueller. Milczący koszmar Trumpa
Przez ponad rok drobiazgowego śledztwa specjalny prokurator Robert Mueller stał się czołowym zagrożeniem dla Donalda Trumpa i postrachem jego ludzi. Ale dla opozycji jest bohaterem jak z komiksów.
Wtorek 21 sierpnia może okazać się przełomowym dniem prezydentury Donalda Trumpa. Były szef jego kampanii wyborczej i sąsiad z Trump Tower i były doradca dyktatorów Paul Manafort został skazany za przestępstwa finansowe. Michael Cohen, wieloletni powiernik, "załatwiacz" i prawnik, przyznał się do popełnienia całej litanii przestępstw i zeznał że zrobił to na zlecenie prezydenta. Co być może najważniejsze, zapowiedział, że w rozmowie z prokuratorami badającymi "Russiagate" opowie całą prawdę o machinacjach Trumpa z Rosjanami. Dla prezydenta to znak zbliżającej się katastrofy. Ale dla zagorzałych przeciwników miliardera był to dzień triumfu, przybliżający nadejście sprawiedliwości. A sprawiedliwość dla nich nosi jedno imię: Robert Swan Mueller III.
Ponieważ Ameryka za rządów Trumpa coraz częściej przypomina hollywoodzkie filmy, obie strony politycznego sporu wykreowały własne wersje rozgrywającego się dramatu, epickiej walki dobra ze złem. Dla fanów Trumpa jest to walka bohatera walczącego o interesy zwykłych Amerykanów z mętami "głębokiego państwa" i zdegenerowanych elit. W oczach jego przeciwników, to walka wysłannika sił prawości i sprawiedliwości z szalonym i skorumpowanym despotą sterowanym z Moskwy. Tym wysłannikiem jest właśnie Mueller, specjalny prokurator powołany przez administrację do zbadania potencjalnej wyborczej zmowy między ludźmi miliardera i ludźmi Kremla. Jego postać wyrosła do rangi mitu, czasami przybierając groteskową postać.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Ogień i (cicha) furia
Inna sprawa, że Mueller na herosa się wyjątkowo nadaje. Mimo że śledczego i prezydenta dużo łączy - obaj pochodzą z ultrabogatych, białych anglosaskich protestanckich rodzin, chodzili do ekskluzywnych uczelni z Ligi Bluszczowej, grali w golfa i byli liderami swoich rówieśników - w wielu aspektach są swoimi skrajnymi przeciwieństwami. Trump nie przestaje tweetować i krzyczeć do tłumów, Mueller konsekwentnie milczy. Od ponad roku nie powiedział publicznie ani jednego słowa, komunikując się ze światem kolejnymi wystawianymi przez swój zespół aktami oskarżenia wobec ludzi Trumpa.
Kontrastów jest więcej. Trump nigdy nie stracił okazji, by zarobić pieniądze i zdobyć sławę, Mueller niejednokrotnie rezygnował z wielkich pieniędzy na rzecz cichej pracy w służbie publicznej. Trump jest znany z rozwiązłości, oszustw i kłamstw, Mueller cieszy się opinią zdyscyplinowanego sztywniaka twardo trzymającego się zasad. W końcu, podczas gdy Trump pięciokrotnie wymigał się od wcielenia do armii podczas wojny w Wietnamie (wspominał później w wywiadzie, że jego "osobistym Wietnamem" były trudy związane z unikaniem chorób wenerycznych) Mueller - mimo studiów i kontuzji kolana - sam zgłosił się na ochotnika, walczył na froncie i dwukrotnie został odznaczony za odwagę.
Od Wietnamu do ścigania przestępców
Według przyjaciół Muellera, Wietnam był punktem zwrotnym w jego życiu. Podczas wojny przyszły szef FBI był dowódcą plutonu marines. Swoje odznaczenia: Brązową Gwiazdę i Purpurowe Serce (został postrzelony w nogę) zdobył prowadząc ewakuację rannych wśród ostrzału wroga. W uzasadnieniu przyznania tego pierwszego medalu czytamy, że Mueller robił to "z całkowitym lekceważeniem dla własnego bezpieczeństwa".
- W Wietnamie Bob zmienił się z takiego miłego, fajnego gościa i atlety w człowieka o kręgosłupie ze stali - wspominał jeden z jego przyjaciół cytowany przez "Washington Post".
Po odejściu z Marines Mueller zaczął karierę prawniczą. Po studiach i krótkiej praktyce w bostońskiej kancelarii, spędził 12 lat w prokuraturze federalnej, dochodząc do pozycji zastępcy Prokuratora Generalnego, czyli osoby nr 2 w Departamencie Sprawiedliwości za prezydentury George'a Busha seniora. Nadzorował tam m.in. śledztwa w sprawie zamachu z Lockerbie, i przeciwko Johnowi Gottiemu, słynnemu bossowi mafijnej rodziny Gambino. Potem odszedł zarabiać pieniądze w prywatnej kancelarii, ale szybko z tego zrezygnował, bo - jak tłumaczył znajomym - nie mógł znieść bronienia osób, które prawdopodobnie powinny pójść do więzienia. Dlatego wkrótce wrócił do prokuratory. Nie jako jej szef, lecz jako szeregowy śledczy w wydziale zabójstw.
Ukoronowaniem jego kariery była pozycja dyrektora FBI. Nominował go do tej roli George Bush junior. I już po tygodniu pracy musiał zmierzyć się z największym wyzwaniem w historii służby, zamachem z 11. września. Mimo to pozostał na stanowisku przez 12 lat. O tym, jaką reputacją cieszył się w Waszyngtonie świadczy fakt, że po skończeniu 10-letniej kadencji prezydent Obama poprosił Muellera - wieloletniego zarejestrowanego wyborcę Republikanów - o przedłużenie służby.
Ostatnia misja emeryta
Koniec służby w Federalnym Biurze Śledczym miał być zwieńczeniem jego pracy i początkiem emerytury (Mueller ma 73 lata, jest o 2 lata starszy od Trumpa). Lecz w maju ubiegłego roku - znów niczym w Hollywoodzkim filmie - zaprawiony w bojach weteran został odwołany z emerytury, aby spełnić jeszcze jedną misję: zbadanie potencjalnie największej afery politycznej w Stanach Zjednoczonych od czasu Watergate.
Swoją pozycję specjalnego prokuratora otrzymał od zastępcy Prokuratora Generalnego Roda Rosensteina. Wszczęcie specjalnego śledztwa było możliwe tylko dlatego, że z nadzoru nad sprawą szemranych rosyjskich koneksji wyłączył się jego szef i wierny stronnik Trumpa Jeff Sessions (to z uwagi na swoje potajemne spotkania z rosyjskim ambasadorem Siergiejem Kisliakiem). Trump do dziś nie wybaczył Sessionsowi tej decyzji i co jakiś czas wytyka mu to w swoich tweetach i wywiadach.
"Rosyjskie polowanie na czarownice idzie naprzód, a wszystko dlatego że Jeff Sessions nie powiedział mi, że się wyłączy ze sprawy. Szybko wybrałbym kogoś innego. Tyle zmarnowanego czasu, tyle zrujnowanych żyć" - utyskiwał prezydent w czerwcu
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Jak się okazało, gniew Trumpa nie był bezpodstawny, bo śledztwo Muellera od niemal półtora roku stanowi coraz boleśniejszy cierń w ciele prezydenta. W swoim dochodzeniu Mueller pokazał to, co wyniósł z doświadczeń wojny w Wietnamie i prokuraturze: żelazną dyscyplinę, bezwzględność i spryt. Przecieki do prasy zdarzają się mu niezwykle rzadko, bo wymaga. W swojej pracy lubił ponoć cytować postać graną przez Gene'a Hackmana w "Karmazynowym Przypływie": "Jesteśmy tu chronić demokrację, a nie ją praktykować".
- Mueller pokazał, że podszedł do śledztwa bardzo poważnie i nie będzie tu żadnej taryfy ulgowej - mówił WP Michał Baranowski, kiedy zespół prawnika zadał pierwszy cios: wniósł akty oskarżenia przeciwko byłemu szefowi kampanii Trumpa Paulowi Manafortowi i kampanijnemu doradcy George'owi Papadopoulosowi. - Widzimy odklejanie następnych warstw tej historii. Sprawa Papadopoulosa wpisuje się w resztę układanki i sieć kontaktów z Rosjanami - dodawał.
Coraz bliżej prawdy
Kolejne warstwy historii wychodziły na światło dzienne wraz z kolejnymi manewrami śledczych. Mueller wykorzystał tu taktykę znaną ze ścigania grup przestępczych: przejście od niższych rangą członków organizacji do coraz wyższych. Robił to stawiając im zarzuty często niezwiązane bezpośrednio ze sprawą, lecz skłaniając ich w ten sposób do współpracy. W taki sposób skłonił do współpracy m.in. doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego Michaela Flynna, Papadopoulosa, wiceszefa kampanii Ricka Gatesa, a teraz Cohena. Wyłamał się na razie jedynie Manafort, choć ma jeszcze na to czas: czeka go bowiem jeszcze jeden proces. A to tylko osoby z kręgu Trumpa, o których współpracy z Muellerem wiemy już teraz.
W toku śledztwa Muellera wyszło na jaw, że pierwsze rosyjskie oferty pomocy Trumpowi i zaszkodzeniu Hillary Clinton miały miejsce znacznie wcześniej, niż przypuszczano; że ludzie Trumpa wykazywali żywą chęć podjęcia oferty, a ówczesny kandydat prawdopodobnie o tym wiedział. W akcie oskarżenia, w którym z imienia i nazwiska wskazano 13 oficerów rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU, dokładnie i ze szczegółami opisano też całą operację wykradzenia i dystrybucji emalii z kampanii Clinton. To, czego dotychczas nie ustalono, to fakt, czy propozycje współpracy między Rosjanami i Trumpem faktycznie zostały skonsumowane. Jeśli tak było, to jest duże prawdopodobieństwo, że Mueller.
Mueller kontra Trump, epickie starcie
Być może właśnie dlatego niemal od początku Trump i jego zwolennicy w Kongresie i mediach robili wiele, by zdezawuować śledztwo Muellera. Krytykowano go m.in. za wykraczanie poza swój mandat (zarzuty dla Manaforta i Gatesa nie dotyczyły sprawy Russiagate), toczące się już ponad rok dochodzenie oraz polityczną stronniczość swojego zespołu. Trump co chwila tweetuje o nękających go "13 wściekłych Demokratach" uczestniczących w "ukartowanym polowaniu na czarownice".
Zarzuty prezydenta nie są całkowicie bezpodstawne, bo 13 spośród 17 śledczych w zespole Muellera jest zarejestrowanych jako wyborcy Demokratów. Problem w tym, że sam Mueller w ciągu swojego życia był wierny Republikanom - czego nie można powiedzieć o Trumpie, który swoje sympatie zmieniał dwukrotnie.
Biorąc pod uwagę reputację byłego szefa FBI, o którym w samych superlatywach wypowiadali się nawet bliscy sympatycy Trumpa - zdyskredytowanie go było trudną misją.
- Mueller ma w Waszyngtonie nieposzlakowaną opinię po obu stronach barykady - potwierdza Baranowski.
Mimo to przez pewien czas kampania Trumpa okazała się dość skuteczna. Według jednego z sondaży, jeszcze w czerwcu, aż 40 procent Amerykanów uważało, że śledztwo prowadzone jest w niesprawiedliwy sposób, a 53 procent Republikanów miało złą opinię o Muellerze. Może się jednak okazać, że to tylko chwilowy efekt. Notowania śledztwa zdecydowanie poprawiły się bowiem za sprawą wtorkowego wyroku dla Manaforta i "spowiedzi" Cohena. Według badania Fox News, w efekcie notowania Muellera podskoczyły o 11 punktów procentowych, a jego śledztwo popiera 59 proc. (przeciwko jest 37 proc.).
To zapewni dodatkowy impuls do kontynuacji dochodzenia. A być może już niedługo dojdzie do jego kulminacji dramatu: od kilku tygodni trwają spekulacje na temat ewentualnego spotkania dwóch antagonistów i przesłuchania prezydenta. I choć według doniesień doradcy Trumpa usilnie proszą go, by tego nie robił, obawiając się, że Mueller złapie go na kłamstwach, Trump chce to zrobić. Nic dziwnego. Jako urodzony showman wie, że byłoby z tego przynajmniej dobry medialny show.
Zobacz także: "Fake, dno, manipulacja". Bartosz Kramek o filmie z udziałem jego żony
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl