PolskaRafał Rogalski o swoim zaangażowaniu w sprawę katastrofy smoleńskiej: zawodowo nie mam czego żałować, ale przez parę lat byłem wrakiem człowieka

Rafał Rogalski o swoim zaangażowaniu w sprawę katastrofy smoleńskiej: zawodowo nie mam czego żałować, ale przez parę lat byłem wrakiem człowieka

- Z punktu widzenia zawodowego nie mam czego żałować, bo sprawa była bezprecedensowa i ważna. Ale już konsekwencje, które wynikły dla mnie w warstwie osobistej, każą mi się zastanowić, czy było warto - ocenia w rozmowie z Wirtualną Polską mec. Rafał Rogalski, który przez prawie trzy lata był pełnomocnikiem prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego w śledztwie smoleńskim. Opisuje też swoją batalię z palestrą, wyliczając kolejne postępowania dyscyplinarne. - Mój układ nerwowy wysiadł. Cały czas żyłem w stresie (...) Przez parę lat byłem wrakiem człowieka - wyznaje i zapowiada pozwy wobec innych adwokatów za "naruszenie dóbr osobistych". Pytany o Antoniego Macierewicza i teorię zamachu, stwierdza: - Nie odpowiem. Zamknąłem ten temat - ucina.

Rafał Rogalski o swoim zaangażowaniu w sprawę katastrofy smoleńskiej: zawodowo nie mam czego żałować, ale przez parę lat byłem wrakiem człowieka
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta
Jacek Gądek

08.04.2016 | aktual.: 09.04.2016 09:41

WP: * Jacek Gądek: Jak stał się pan adwokatem Jarosława Kaczyńskiego?*

Mec. Rafał Rogalski: Zadzwonił do mnie osobiście i poprosił o spotkanie w sprawie reprezentowania go w śledztwie smoleńskim. To było niespełna miesiąc po katastrofie smoleńskiej.

WP: * Dlaczego do pana?*

- Znaliśmy się, bo ponad dwa lata wcześniej się spotkaliśmy, ale były to kontakty ściśle prawne. Dotyczyły sprawy dr. Mirosława G., czy obrażania prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Nie mogę tutaj wchodzić w szczegóły. Jednak po katastrofie smoleńskiej Jarosław Kaczyński uznał, że będę go godnie reprezentował. To było dla mnie ogromne wyzwanie zawodowe.

WP: * Lecha Kaczyńskiego też pan znał osobiście?*

- Tak, mieliśmy okazję się poznać. Kancelaria Prezydenta zapytała mnie, czy podjąłbym się obrony dóbr osobistych prezydenta w związku z wypowiedziami innych polityków. Zgodziłem się.

WP: * Ci politycy to Janusz Palikot i Stefan Niesiołowski...*

- ... a "mamy chama za prezydenta" to była jedna z wielu inwektyw.

WP: * Potem został pan pełnomocnikiem Jarosława Kaczyńskich w śledztwie smoleńskim. Jak pan na to patrzy z perspektywy sześciu lat?*

- Z punktu widzenia zawodowego nie mam czego żałować, bo sprawa była bezprecedensowa i ważna. Dzięki niej zdobyłem ogromne doświadczenie zawodowe. Ale już konsekwencje, które wynikły dla mnie w warstwie osobistej, każą mi się zastanowić, czy było warto.

WP: * Dlaczego?*

- Bo skutki dla mnie jako człowieka były potworne. Cały czas płacę cenę za swoje zaangażowanie. Nie czarujmy się: wymiar prawny śledztwa smoleńskiego jest oczywisty, ale wątki polityczne i ideologiczne spowodowały, że wielu osobom mocno się naraziłem.

WP: * Kogo ma pan na myśli?*

- Od samego początku narażałem się rządowi Platformy Obywatelskiej i niektórym decydentom warszawskiego samorządu adwokackiego, który - eufemistycznie mówiąc - nie przepada za Prawem i Sprawiedliwością. Z tą partią miałem związki, ale - podkreślam - wyłącznie zawodowe.

WP: * Koszty o charakterze osobistym były dla pana zdecydowanie zbyt duże?*

- Ekstremalnie duże. W pewnym momencie mój układ nerwowy wysiadł. Cały czas żyłem w stresie. Mocna tachykardia (częstoskurcz serca) na informację, że listonosz przyniósł list polecony od rzecznika dyscyplinarnego lub sądu dyscyplinarnego była normą. Z adwokatury - w związku z moimi publicznymi wypowiedziami - przychodziły tylko kolejne wezwania do złożenia wyjaśnień albo na przesłuchania. Zmuszono mnie, bym udowadniał, że nie jestem wielbłądem. Rafał Rogalski stał się adwokatem Rafała Rogalskiego. Mocno destabilizowało to pracę kancelarii.

Zrobiono ze mnie największego zbrodniarza deliktowego. Wszczęto przeciwko mnie bodajże siedem postępowań dyscyplinarnych w związku z moimi publicznymi wypowiedziami. W tym trzy związane z katastrofą smoleńską, m.in. z zawiadomienia gen. Krzysztofa Parulskiego, a najnowsza sprawa dotyczy mojej w pełni uzasadnionej krytyki skompromitowanego składu sądu dyscyplinarnego, który nieprawomocnie skazał mnie w pierwszym z tych postępowań. Nad tymi sprawami spędziłem setki, a nawet tysiące godzin, jeżeli włączymy w to czas poświęcony przez prawników mojej kancelarii. Dziś mogę powiedzieć: miarka się przebrała, nie cofnę się już ani o krok, jeśli chodzi o moje krytyczne wypowiedzi o określonych decydentach Izby Adwokackiej w Warszawie. Non serviam, nie będę służył, nie upokorzę się.

WP: * To słowa przypisywane Lucyferowi.*

- Akurat nie chodzi mi o to, aby iść w tym kierunku, ale o własną podmiotowość, moje dobre imię, honor, możliwość swobodnego wyrażania poglądów i równe traktowanie wobec prawa.

WP: Gen. Parulskiemu, który był naczelnym prokuratorem wojskowym, zrzucał pan w wywiadach, że mógł dopuścić się zaniedbań w śledztwie smoleńskim.

- I nawet gdyby skazujące mnie orzeczenie zostało utrzymane w mocy, to nigdy go nie wykonam. Zresztą zaraz po ogłoszeniu orzeczenia zapowiedziałem to sądowi kapturowemu, bo za taki uważam sąd dyscyplinarny orzekający w tej sprawie. Do Parulskiego już wysłałem pismo z oświadczeniem, że go nie przepraszam i nigdy nie przeproszę, gdyż nie mam za co. Także przez niego zmarnowano mi już trzy i pół roku życia, bo sprawa dyscyplinarna ze skargi gen. Parulskiego zaczęła się w 2012 r. Adwokaci ze składu orzekającego byli tak "nagrzani" na skazanie mnie, że nawet nie potrafili prawidłowo skonstruować orzeczenia. Skazano mnie nawet za złożenie w imieniu Jarosława Kaczyńskiego zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez prokuratora Parulskiego, mimo że nie byłem autorem treści zawiadomienia, co do którego uznano moją winę. Czuję się jak Józef K. z "Procesu" Franza Kafki.

Pierwsze postępowanie dyscyplinarne wobec mnie traktowałem jeszcze jako przypadek, ale potem posypały się kolejne. Byłbym naiwny, gdybym nie widział w tym koincydencji, bo w efekcie z mojego życia zrobiono piekło. Izba Adwokacka czepia się mnie za rzekomy brak umiarkowania i współmierności w wypowiedziach, a gdy adwokat Roman Giertych chodził po mediach i recytował, że red. Piotr Nisztor jest "szantażystą, gangsterem i bandytą", to odmówiono wszczęcia wobec niego postępowania dyscyplinarnego. Generalnie działa to tak: wszystko, co powiem publicznie, urasta do rangi zbrodni obrazy majestatu i muszę się całymi latami tłumaczyć za każde słowo przed organami dyscyplinarnymi. Jak z ust innego adwokata padnie wypowiedź w sposób oczywisty nieprawdziwa, pomawiająca lub po prostu naruszająca dozwoloną krytykę, to zawsze warszawski pion dyscyplinarny broni tego adwokata, powołując się na konstytucyjną wolność słowa.

WP: * Sprawy dyscyplinarne najbardziej dały panu w kość, czy to, że znalazł się pan w politycznym imadle?*

- Dyscyplinarki. Na szczęście powoli już wychodzę z tego rozbicia. Już w 2013 r. wykonywano na mnie medialny lincz. Każdy, kto napluł na Rafała Rogalskiego, był wtedy cool. Nawet adwokaci, którzy są moimi przyjaciółmi, umywali ręce, obawiając się - tak myślę - że oberwą rykoszetem. Zasadniczo zostałem sam z tym wszystkim, no może prawie. Postanowiłem więc udowodnić pionowi dyscyplinarnemu Izby Adwokackiej, że stosuje wobec mnie inne standardy, niż wobec pozostałych kolegów po fachu. Skierowałem ponad 30 zawiadomień o podejrzeniu popełnienia deliktu dyscyplinarnego przez bardzo znanych adwokatów - np. Macieja Dubois, Krzysztofa Stępińskiego, Jacka Kondrackiego, Krzysztofa Piesiewicza, Romana Giertycha. Za każdym razem decyzja była prosta: odmowa wszczęcia postępowania.

WP: * Może nie należało zajmować się z takim zaangażowaniem sprawami o charakterze politycznym?*

- To polityka stopniowo wkraczała w moje życie, ale tylko w tym sensie, że prowadzę jako adwokat sprawy, które wywołują reperkusje w świecie polityki. Sam nie byłem i nie jestem członkiem żadnej partii i nigdy nie będę.

WP: * Jest pan postrzegany jako jeden z głównych adwersarzy Antoniego Macierewicza.*

- Już dawno grubą kreską oddzieliłem się od dyskusji z ministrem Macierewiczem. Zakończyłem komentowanie jego działalności.

WP: * Dlaczego?*

- Moim publicznym polemikom z ministrem towarzyszyły niepotrzebne emocje, choć starałem się podchodzić do sprawy chłodno - nie kryję tego. Skończyłem też z komentowaniem przyczyn katastrofy smoleńskiej.

WP: * Gdyby ktoś pana zapytał, czy był zamach, to by pan odpowiedział...*

- "Nie odpowiem". Koniec. Zamknąłem ten temat. Chcę już iść dalej. Przez parę lat byłem wrakiem człowieka. Codziennie myślałem o postępowaniach dyscyplinarnych, zwłaszcza dotyczących katastrofy smoleńskiej. Do dziś mam ogromne problemy z zasypianiem, a aktywność pionu dyscyplinarnego warszawskiej palestry wywołała u mnie poważne reakcyjne stany lękowo-depresyjne. Ktoś mógłby powiedzieć, że wynika to z moich osobistych predyspozycji, a to nieprawda.

WP: * Czasami jednak pan przesadzał z ostrością wypowiedzi?*

- Kategorycznie odpowiadam: nigdy. Z racji mojego temperamentu może czasami wypowiedzi były ostre, ale nigdy przesadzone. W sprawie gen. Parulskiego nie poczuwam się w najmniejszym stopniu do jakiekolwiek odpowiedzialności i mogłem nawet mówić mocniej. Odważnie reprezentowałem swoich klientów. Teraz to jednak ja będę pozywał.

WP: * Kogo?*

- Do sądów powszechnych składam właśnie pozwy przeciwko adwokatom, którzy naruszyli moje dobra osobiste. Jacek Kondracki i Krzysztof Stępiński stwierdzili: "Polska adwokatura za kilka lat będzie świętować setne urodziny. Przeżyła Berezę i komunę, donosicieli i swoistą kolektywizację. Zatem przeżyje Rogalskiego i jemu podobnych". Spotkam się z nimi w sądzie. Z członkami składu orzekającego w mojej sprawie dyscyplinarnej ze skargi Parulskiego - też. Mam nadzieję na sprawiedliwość wcześniej, niż przed sądem ostatecznym. Jeślibym został prawomocnie skazany przez sąd dyscyplinarny, to złożę kasację do Sądu Najwyższego. To sprawa mojego honoru. Jestem absolutnie niewinny. Nadto będę miał również możliwość wniesienia skargi do Europejskiego Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. W ostateczności pozostanie mi też ubieganie się o łaskę u prezydenta Andrzeja Dudy. Taką ewentualność też będę rozważał, ale wyłącznie po wyczerpaniu wszystkich innych możliwości prawnych.

WP: * Co z pana doktoratem?*

- Właściwie w 2014 r. mój doktorat z zakresu kryminalistyki i procesu karnego był już na ukończeniu, ale nie byłem w stanie postawić kropki nad i. Nie rezygnuję jednak. Szczęśliwie dla mnie reforma wprowadzająca proces kontradyktoryjny została cofnięta przez rząd PiS. A już myślałem, że tyle pracy poszło na marne.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (344)