Radni chcieli na własną rękę walczyć z wandalami. Teraz może być z tego więcej szkody niż pożytku

Pomaganie nie zawsze się opłaca. Przekonali się o tym krakowscy radni, którzy postanowili walczyć z rasistowskimi napisami na murach. Zapłacili za farbę z własnej kieszeni i poświęcili swój czas, ale zapomnieli o...zezwoleniu.

Radni chcieli na własną rękę walczyć z wandalami. Teraz może być z tego więcej szkody niż pożytku
Źródło zdjęć: © Facebook/ Łukasz Wantuch
Klaudia Stabach

Kilka dni temu Radny Miejski Łukasz Wantuch zauważył na ścianie przejścia podziemnego wielki napis "Czarnuchy do gazu". Sytuacja miała miejsce tuż przed jego konferencją prasową, na której zamierzał przedstawić swój pomysł na walkę z nielegalnymi graffiti. W związku z tym, to co zobaczył bardzo go zdenerwowało. "Byłem w szoku. Kim są "ludzie", którzy piszą takie rzeczy?" - napisał na Facebooku.

Następnego dnia napisu już nie było. Zamalował go inny krakowski radny, którego poruszyła przedstawiona przez Wantucha sprawa. Sam kupił wiadro farby i zamalował na biało rasistowskie hasło.

Jednak już kilkanaście godzin później pojawił się nowy napis, tym razem skierowany w stronę Ukraińców: "Śmierć - Ukrainie!". Wtedy to Łukasz Wantuch od razu chwycił za pędzel i zamazał czarne litery, a obok umieścił swój “podpis” - małe serduszko.

Jak podaje portal news.krakow.pl śmiały wyczyn radnych nie przypadł do gustu urzędnikom z Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu oraz niektórym mieszkańcom. "Mieliśmy zgłoszenie od mieszkańca, który pytał, czy wydaliśmy zezwolenie na zamalowanie tego napisu" - powiedział Michał Pyclik z ZIKiT.

Urzędnicy nie podjęli jeszcze decyzji w tej sprawie. Na razie sprawdzane jest czy radni przy okazji nie zniszczyli elewacji przejścia. Jeżeli tak się stało, to będą oni musieli pokryć koszty naprawy. Krakowscy samorządowcy zapomnieli, że nie można malować publicznych murów bez wcześniejszego uzyskania odpowiedniej zgody.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (13)