"Putin nie zadowoli się tylko nami". Jasny głos z Ukrainy
"Kiedy - nie daj Boże - będzie wojna z Rosją, Ukraina będzie walczyć. Teraz ludzie starają się jednak żyć tak, jakby nic nie miało się zdarzyć. Nie ma paniki, wykupowania żywności" - mówi w rozmowie z WP mieszkający w Tarnopolu profesor Grygorii Monastyrskyi. To nie znaczy, że nie widzi on zagrożenia we Władimirze Putinie. Wręcz odwrotnie. Wyraża też uznanie dla wsparcia ze strony Polski.
Barbara Kwiatkowska, WP: Jak to jest żyć w oczekiwaniu na wojnę?
Grygorii Monastyrskyi, profesor nauk ekonomicznych na Zachodnioukraińskim Uniwersytecie Narodowym w Tarnopolu: Ukraińcy są do tego przyzwyczajeni. W takim stanie wojennym żyjemy od 2014 roku. Sąsiad nie daje nam spokoju, nie daje normalnie żyć. Zagrożenie wisi nad Ukrainą od czasu aneksji Krymu. Jesteśmy w oczekiwaniu zawsze czegoś gorszego. Wiadomo doskonale, że Putin będzie chciał czegoś więcej. I najgorsze jest to, że jego plany nie poprzestają na Ukrainie. On chce Rosji w granicach, które mogą sięgnąć obszarów wielu krajów dawnego bloku wschodniego. Jeśli Europa myśli, że on zadowoli się tylko ukraińskim kąskiem, robi błąd. Putin marzy o całym świecie.
Tymczasem jego najbliższy cel wyznaczają jasno koncentrujące się przy ukraińskiej granicy wojska. Jakie są nastroje?
Kiedy - nie daj Boże - będzie wojna między z Rosją, Ukraina będzie walczyć. Teraz ludzie starają się jednak żyć tak, jakby nic się nie miało zdarzyć. Życie toczy się normalnie. Wszyscy mają zaufanie w nasze siły militarne. Odbywają się tylko ćwiczenia. Raz na tydzień w każdym z obwodów są organizowane szkolenia samoobrony terytorialnej.
Uczestniczą mężczyźni w wieku poborowym? A kobiety też?
Znacznie rzadziej, ale i one dołączają. Jednak jeszcze nie ma mobilizacji i tymczasem nie trzeba formować powszechnej armii. Jest gotowość, ale może nie będzie potrzeby.
A ludzie? Robią zapasy, przygotowują schrony? Czy widać na ulicach, że coś niedobrego nadciąga?
Nie, nie widać. Absolutnie nie. Ludzie nie robią zapasów. Ten stan oczekiwania dla nas jest zwykły. A ponadto mamy do dyspozycji dobrą armię. Jednym z najwyższych w kraju poziomów zaufania darzymy swoje wojsko. Mamy wiarę. Nasze militarne przygotowanie jest już kompletnie inne, niż osiem lat temu. Ukraińskie wojsko w 2022 roku jest dobrze uzbrojone. Duża w tym zasługa sąsiadów i państw, które okazują wsparcie. Jednak okazało się, że przynależność do NATO nie jest dla nas tymczasem możliwa, nikt nas nie może zapewnić, że to nastąpi. Nic nie możemy powiedzieć.
Któż mógł wiedzieć, że tak się sprawy potoczą? Mogliśmy spodziewać się innych scenariuszy. Gdy Ukraina w 1994 oddawała trzeci na świecie potencjał nuklearny, na świecie panowały inne nastroje. Wtedy Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Rosja gwarantowały niepodległość naszego państwa. Stało się inaczej. Nikt nam nie może nic gwarantować, bo jedno z tych państw - Rosja - czyni różne wojenne akcje hybrydowe, prowokuje niebezpieczne sytuacje.
Wiele osób w Polsce sądzi, że nasza reakcja na działania Władimira Putina powinna być bardziej stanowcza.
Ale my odczuwamy pomoc innych państw! Najwięcej dostajemy jej od Polski, Litwy, Łotwy i Estonii. Ja z kolei mam wrażenie, że o tym zagrożeniu więcej pisze się w zagranicznej prasie niż w ukraińskiej. Wszyscy będą walczyć o ojczyznę. Nie oddamy Ukrainy Rosji. Nie można przyjść, zrobić referendum i zabrać części demokratycznego państwa.
Jak pan sądzi, jaki będzie scenariusz zdarzeń?
Wszystko może się zdarzyć. My znamy już te chwile, nawet najstraszniejsze. Towarzyszą nam od ośmiu lat. Na początku to było szokiem, kiedy dochodziły do nas wieści o pierwszych ofiarach wojennych w 2014 roku, kiedy przywozili tych młodych chłopców do nas, do Tarnopola, i oddawali im cześć jako bohaterom poległym na wschodzie, to było wstrząsające. To nadal bardzo boli i szokuje, ale jest codziennością. Na uczelni, na której pracuję, straciliśmy wielu absolwentów. Znałem wielu poległych na wojnie. Tam walka toczy się nadal. Wciąż tracimy ludzi. I na ulicach Tarnopola nie odczuwamy, że coś się strasznego dzieje, życie toczy się normalnie.
Porusza to, co pan mówi o swoich studentach. Naprawdę jest w nich aż taka wola walki? Są gotowi założyć mundury i iść się bić?
Tak, są. Jest wielu takich, którzy na ochotnika pójdą walczyć w obronie swojego kraju.
I czego ludzie się spodziewają?
Spodziewają się, że świat znajdzie formułę rozwiązania tego konfliktu. W tym cała nadzieja. Dowiadujemy się, że wiele krajów wycofuje z Ukrainy swoje przedstawicielstwa. To nie jest dobrym znakiem. Dziękujemy Polsce, że ona nie robi oficjalnych przygotowań do najgorszego scenariusza. Ciągle wierzymy, że dyplomacja i zdrowy rozsądek może rozwiązać problemy pomiędzy Ukrainą a Rosją. Ktoś musi znaleźć rozwiązanie i położyć kres tym zapędom Putina. Kiedy Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Unia Europejska będą grać z Putinem, on nigdy się nie zatrzyma. Widać wprawdzie, że kroki są podejmowane. Sankcje finansowe mają swoje działanie, ale jak widać to jeszcze za mało. Nie wiadomo, co dalej. Przypominam, że Putin marzy o całej Europie Wschodniej.
To jest chwila, w której powinno stać się tak, jak dawniej było na małych wioskach. Gdy nagle pojawiał się gdzieś ogień, zaczynały bić dzwony i wzywały wszystkich do działania w jedności. Ten ogień na Ukrainie powinien obudzić cały świat.