"Pucz" dowiódł, że puczu nie było
"Pucz" TVP1? Zamiast dowodów na pucz, nieskładnie posklejane nagrania, które dowodzą braku scenariusza nie tylko puczu, ale i filmu "Pucz" wyprodukowanego przez TVP. Dokument miał "pokazać motywy, plany i sposoby działania puczystów", a udowodnił, że puczu (to ważne: w słownikowym znaczeniu) nie było.
15.01.2017 | aktual.: 15.01.2017 23:52
Bo jak interpretować choćby pokazaną scenę, jak to minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro pozdrawia z uśmiechem i otwartymi rękami rzekomych puczystów? Jeśli to pucz, to puchowy. Bo w "Puczu" najbardziej bojowa była, ale muzyka w tle.
Film był za to całkiem dobry, jeśli chodzi o wprowadzanie w życie słów prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Tu cytat z wywiadu byłego premiera dla "wSieci". "To" oznacza pucz. - Przede wszystkim trzeba to Polakom spokojnie i konsekwentnie pokazywać. To trudne, bo przy wciąż ogromnej dominacji medialnej tamtej strony opinia publiczna jest potężnie dezinformowana. Przecież np. TVN pokazuje to w sposób całkowicie odwrócony, jakby to PiS napadało na opozycję, zwołało agresywnych osobników pod Sejm i próbowało zdemolować życie polityczne, wielokrotnie łamią po drodze prawo - mówił. O części mediów prywatnych powiedział, że trzeba "poważnego wytknięcia nadużyć właścicielom poszczególnych mediów". Dlaczego? - Tak łgać, tak odwracać wartości, przedstawiać lżonego i atakowanego człowieka jako agresora, nie wolno - to też cytat z J. Kaczyńskiego.
Już pierwszy kadr kruszy tezę o puczu. Oto bowiem barwny poseł PSL Eugeniusz Kłopotek mówi do dziennikarza: "Zobaczy pan, co dzisiaj będzie”. Jeszcze tego dnia opozycja zaczęła blokować mównicę sejmową - to z powodu wykluczenia posła Michała Szczerby (PO) z obrad, wykluczenia bezsensownego. Ale Kłopotek po tym, jak w programach TVP jego wypowiedź prezentowano jako dowód na zaplanowanie "puczu", zarzekał się, że nic takiego nie twierdził. Z kontekstu to też nie wynikało, a kto zna Kłopotka, wie, że potrafi zaskakiwać wypowiedziami.
Dementi Kłopotka w "Puczu" już się oczywiście nie pojawiło. Nie zabrakło za to czerwieniącej się mapki Polski, która pokazuje, w których województwach jest niespodziewany problem z odbieraniem sygnału TVP. Pewne problemy występowały, ale nie na taką wielką skalę. W filmie oczywiście nie zająknięto się, że o wpadce w postaci zacytowania absurdalnego e-maila do TVP (rzekomo od widza, a w rzeczywistości od prześmiewczego ASZdziennika). W nim to Tomasz z Podkarpacia żalił się, że sygnał znika zawsze, gdy mówi ktoś z obozu rządzącego.
Takich szczegółów można by wymieniać dziesiątki. Wszystko to, co pokazano w "Puczu" już jednak pokazywane było i nie jest żadną tajemnicą.
Było blokowanie wjazdu Jarosławowi Kaczyńskiemu na Wawel, by złożyć kwiaty na grobie brata i bratowej. Ale to nie jest pucz - to barbarzyństwo.
Anny Zalewskiej (PiS) wyzwiskami takimi jak "sucz". Ale to chamstwo - nie pucz.
Było zaglądanie przez polityków PO w rzeczy polityków PiS pozostawione w sali plenarnej. Ale to brak kultury - a nie pucz.
Były słowa Lecha Wałęsy do ludzi PiS-u, że mają odejść sami albo "będą z okien wyskakiwać". Ale to niezborność i emocje Wałęsy - a nie pucz.
W materiale pojawiły się też archiwalne zdjęcia dotyczące śmierci działacza PiS. Przed kilkoma laty zamordował go Ryszard Cyba. Ale to kryminał i historia - a nie pucz.
Były żarty Macieja Stuhra z "tupolewa". Ale to brak wrażliwości na uczucia rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej - a nie pucz.
Była satysfakcja Bronisława Komorowskiego z tego, że prof. Krystyna Pawłowicz została obrzucona obelgami (i plastikową butelką). Ale to nieodpowiedzialność i błąd byłego prezydenta - a nie pucz.
Były słowa Tomasza Lisa o "zamachu stanu" (według niego w wykonaniu PiS) i jego płomienne przemowy na wiecu. Ale to nie pucz - to wychodzenie dziennikarza ze swojej roli.
Był pan Wojciech Diduszko z "Krytyki Politycznej", który kładł się na ziemi w oparach świecy dymnej, żeby pozować na rannego. Ale to głupota i nieudolna próba zmanipulowania przekazów w mediach - a nie pucz.
I tylko mocna muzyka w "Puczu" była godna puczu, bo film był głośną kakofonią stworzoną ze zmontowanych bez większego sensu znanych już dobrze nagrań - głównie tych nagrywanych przez polityków opozycji. Ale także nagrań, które zarejestrowały media. Efektem tego filmu na pewno nie będzie powszechne społeczne przekonanie, że PiS uchroniło najjaśniejszą Rzeczpospolitą przed puczem, ale wiele osób niezainteresowanych polityką może po prostu pomyśleć: "co to w tym Sejmie się dzieje?". A że to wina opozycji, to dla wyborców wspierających zmianę rzecz oczywista.
I na koniec: ciekawe, że - co w "Puczu" akurat świetnie pokazano - Jarosław Kaczyński mówił o „zwykłym chuligaństwie” politycznym w Sejmie i ulicznym przed Sejmem. Autorzy filmu zdołali dowieść jedynie tego, że twierdzenia jakoby opozycja chciała dokonać puczu, jest równie nieuprawnione, co posądzanie Jarosława Kaczyńskiego o to, iż jest on dyktatorem i grozi nam totalitaryzm.
To zresztą nie jest pierwszy "pucz" w Polsce po demokratycznym dojściu przez PiS do władzy. Kto dziś pamięta, że w kwietniu 2016 r., gdy na ulice wychodzili sympatycy KOD-u, PO, Nowoczesnej i innych partii opozycyjnych, premier Beata Szydło na okładce „wSieci” mówiła: - "To jest pucz. Źle się bawicie panowie". Co ciekawe, pani premier uzasadniała, że "swoisty pucz" w wykonaniu opozycji dokonuje się "poprzez kreowanie chaosu", "sztuczne kreowanie niechęci i podziałów". A to przecież taka jest demokracja: trochę chaotyczna, a siły polityczne starają się tworzyć - także sztuczne - podziały.
Twórcom filmu można by zadedykować trele Joanny Muchy (PO), które były ostatnim kadrem w filmie. Śpiewała ona: - "Znowu z puczem mi nie wyszło". Ale w nieco zmienionej formie: - Znowu z "Puczem" mi nie wyszło.
A szkoda, bo w filmie o kryzysie parlamentarnym - bezprecedensowym w Polsce - warto nakręcić film prawdziwie dokumentalny. Ani dla opozycji, ani dla PiS nie byłby on jednak korzystny.