PSL przestawia wajchę i przymierza się do koalicji z PiS?
- PSL będzie zdeterminowany do wejścia w koalicję z PiS, co wynika z jednego, prostego względu. Ludowcy będą chcieli utrzymać w ten sposób pracę dla swoich działaczy w różnych agencjach rządowych i spółkach państwowych - mówi Wirtualnej Polsce dr hab. Piotr Wawrzyk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Wśród polityków PSL-u zdania na temat takiej koalicji są podzielone. - Po tym, czego w ostatnim czasie doświadczamy ze strony PiS mogę powiedzieć, że taki układ raczej nie wchodzi w grę - tłumaczy poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego Eugeniusz Kłopotek. Zachowanie niektórych członków jego partii zaprzecza jednak tym słowom.
W Sejmie orędzie po zaprzysiężeniu na prezydenta wygłasza Andrzej Duda. Słowa wypowiadane przez nową głowę państwa co chwilę przerywają oklaski polityków opozycji. Kamera pokazuje miejsce, w którym siedzi rząd. Jedyną osobą, która w tym gronie bije brawo jest prezes ludowców Janusz Piechociński. Gdy prezydent kończy przemówienie, wicepremier i minister gospodarki jako pierwszy podrywa się z miejsca i ochoczo klaszcze. Dopiero po chwili dołączają do niego pozostali członkowie rządu, na których twarzach próżno szukać entuzjazmu, jaki bije w tym czasie od lidera PSL. Czy takie zachowanie szefa współrządzącej od ośmiu lat Polską partii oraz ostrożne wypowiedzi członków jego ugrupowania na temat PiS świadczą o tym, że ludowcy przygotowują się już do zawarcia nowej koalicji?
- Te gesty to próba walki o elektorat, a w mniejszym stopniu realna gra na koalicję z prawicą - tłumaczy Paweł Kowal, polityk Zjednoczonej Prawicy, która w jesiennych wyborach wystartuje w sojuszu konserwatywnych ugrupowań pod przywództwem PiS. - Też klaskałem momentami w trakcie tego orędzia, a kiedy było wspomnienie o zmarłym tragicznie prezydencie Lechu Kaczyńskim wstałem. To wynikało z szacunku dla głowy państwa - tłumaczy Kłopotek. Polityk PSL nie skomentował jednak zachowania swojego szefa, który klaskał również w innych momentach wystąpienia Andrzeja Dudy.
Dla Prawa i Sprawiedliwości koalicja z PSL to na dziś bardzo odległy scenariusz. Partia Jarosława Kaczyńskiego od trzech miesięcy jest liderem sondaży. Niektóre z nich dają jej nawet samodzielną większość. PiS stoi więc przed historyczną szansą. I na tym politycy partii koncentrują w tej chwili wszystkie swoje siły. Do tego po wyborach prezydenckich partia Kaczyńskiego za sprawą Pawła Kukiza, zyskała potencjalnego koalicjanta. PSL, który jeszcze wiosną typowany był do tej roli, teraz został zepchnięty na dalszy plan. Poza tym ludowcy znajdują się w nieciekawej sytuacji. Sondażowe notowania partii Piechocińskiego są najniższe od lat i wynika z nich, że najstarszego polskiego ugrupowania może zabraknąć w nowym parlamencie.
- Słabe sondaże to dla nas żadna nowość. Mimo takich notowań przez 20 lat udawało nam się wejść do parlamentu i teraz też się uda - uspokaja Kłopotek. Dr hab. Wawrzyk również uważa, że PSL przekroczy na jesieni próg wyborczy. - Myślę, że będzie to wynik trochę powyżej 5 proc. - tłumaczy WP politolog UW. Taki rezultat może oznaczać, że ludowcy znów mogą stać się języczkiem u wagi potrzebnym do stworzenia rządu. Czy tym razem marzy im się gabinet Beaty Szydło?
- Piechociński, zanim został prezesem, był postrzegany jako zwolennik większego otwarcia na prawicę. On sam lepiej czułby się w koalicji z PiS - tłumaczy Wawrzyk. Podobne odczucia ma nie tylko lider ludowców. Do sojuszu z partią Kaczyńskiego ciągnie również regionalnych członków ugrupowania. - Już po wyborach samorządowych wielu działaczy lokalnych mówiło, że są warunki do tego, aby zawrzeć koalicję z PiS. Poszedł jednak odgórny nakaz, aby wejść w sojusz z PO - przypomina politolog UW. I dodaje, że jeśli PiS wygra wybory, to politycy PSL będą zdeterminowani do wejścia z nim w koalicję.
- To wynika z jednego, prostego względu. Ludowcy będą chcieli utrzymać w ten sposób pracę dla swoich działaczy w różnych agencjach rządowych i spółkach państwowych - przewiduje Wawrzyk. I dodaje, że PSL jest partią, która umie przewidywać i stara się zachować możliwość działania na różnych frontach, a wewnątrz ugrupowania już od dłuższego czasu nie ma jednomyślności w sprawie koalicji z PO. Ale i na przyszły sojusz z partią Kaczyńskiego nie wszyscy ludowcy patrzą przychylnym okiem.
- Od kilku lat jesteśmy przez PiS bezpardonowo atakowani. Partia ta postrzega nas jako swojego największego przeciwnika w środowisku wiejskim. To zniechęca wielu z nas do myślenia o ewentualnie koalicji z tym ugrupowaniem - mówi WP Kłopotek. Polityk PSL dodaje jednak, że w polityce różnie bywa i po wyborach każdy scenariusz jest w zasadzie możliwy. Kłopotek zwraca uwagę, że obu partiom jest do siebie blisko na polu patriotyczno-moralno-społecznym. Różnice dotyczą natomiast kwestii gospodarczych oraz polityki zagranicznej.
Aktualnie wydaje się, że PiS ma więcej wspólnych postulatów z ugrupowaniem Kukiza niż z PSL. Kłopotek nie wierzy jednak w to, aby obie partie mogły zawrzeć koalicję. - Kaczyński po doświadczeniach z LPR-em i Samoobroną nie zdecyduje się na układ z Kukizem, bo wie, że gdyby wszedł w taki sojusz, to za pół roku mielibyśmy kolejne wybory - tłumaczy rozmówca WP. I dodaje, że PiS, jeśli wygra wybory to na pewno będzie potrzebował koalicjanta, bo na samodzielne rządy nie ma szans.
Kłopotek zaznacza, że wciąż możliwy jest jeszcze jeden scenariusz. - Gdyby lewicy udało się przekroczyć ośmioprocentowy próg wyborczy, to być może powstanie koalicja antypisowska, czyli PO-PSL i Zjednoczona Lewica - wyjaśnia rozmówca WP. Decydujący głos w sprawie przyszłego sojuszu ludowców będzie miał z pewnością Piechociński, który miesiąc temu wyznaczał, że marzy o wielkiej koalicja, w której obok PSL znajdzie się miejsce zarówno dla PO jak i PiS. Tę wizję trudno jednak potraktować poważnie, a szanse na jej realizację są równe zeru. Tym wyznaniem prezes ludowców potwierdził jednak, że jest w stanie dogadać się z obiema głównymi partiami.
Zdaniem dr hab. Wawrzyka większą niechęć do koalicji PiS-PSL wyrażają politycy pierwszej ze wspomnianych partii. - Przez Prawo i Sprawiedliwość ludowcy są przedstawiani jako ci, którzy walczą o stołki dla swoich działaczy i członków ich rodzin oraz znajomych. Po drugie obie partie zabiegają o względy tego samego elektoratu, czyli wsi - tłumaczy politolog UW. Ekspert zaznacza, że PSL żeby być w koalicji jest gotowy do daleko idących ustępstw. Pytanie tylko jak na taki sojusz zareagują wyborcy PiS? - Myślę, że taka koalicja nie będzie do zaakceptowania dla elektoratu tej partii - mówi Wawrzyk.
Politycy PiS i zjednoczonych wokół niego prawicowych ugrupowań na razie nie chcą rozmawiać o przyszłej koalicji. - Jestem sceptyczny w sprawie tego typu rozmów na dwa miesiące przed wyborami. Teraz każdy walczy o swoje, a później zobaczymy, co z tego wyniknie. Jak już kostki są rozrzucone i wiadomo, ile komu wypadło, to wtedy można sumować. Dopóki są zmieszane w kubku, to nie ma o czym rozmawiać - mówi Kowal.
Wybory parlamentarne odbędą się 24 października.