Przykra niespodzianka dla Putina. Oto co planują Amerykanie

Joe Biden i jego administracja podjęli decyzję o kolejnym wsparciu dla Ukrainy. Po pierwsze chcą szkolić zdecydowanie więcej ukraińskich żołnierzy niż miało to miejsce w dotychczasowych miesiącach wojny. Po drugie chcą przekazać im wysoce precyzyjny system zaawansowanej obrony powietrznej NASAMS, który ochrania m.in. Biały Dom. Eksperci podkreślają, że ten ruch Amerykanów znacząco pomoże armii ukraińskiej.

Joe Biden
Joe Biden
Źródło zdjęć: © East News | Pool for Yomiuri
Żaneta Gotowalska-Wróblewska

Amerykańscy urzędnicy przekazali w rozmowie z CNN, że USA rozważają rozszerzenie szkoIeń dla ukraińskich żołnierzy. Plan zakłada szkolenie aż 2,5 tys. wojskowych miesięcznie w amerykańskiej bazie w Niemczech.

Od 24 lutego USA przeszkoliły kilka tysięcy żołnierzy armii naszego sąsiada. Dotyczyły one głównie używania określonych systemów uzbrojenia. Teraz miałoby dojść do szkoleń zdecydowanie większych grup w zakresie taktyki na polu bitwy czy koordynowania manewrów piechoty ze wsparciem artyleryjskim. Jak powiedział CNN jeden z amerykańskich urzędników, "to byłyby znacznie bardziej intensywne i kompleksowe szkolenia, niż te, które Ukraińcy odbywali już w Polsce czy Wielkiej Brytanii".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Eksperci chwalą ruch Waszyngtonu

- Tego typu oferta, jaką złożyli Amerykanie, jest nie do przecenienia - ocenia w rozmowie z Wirtualną Polską gen. Mirosław Różański, były Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych. Jego zdaniem niezwykle istotny jest fakt, że "żołnierze, którzy są zdeterminowani by bronić Ukrainy, otrzymują szansę, by być do tego właściwie przygotowanym".

Ekspert podkreśla, że przewaga w wyszkoleniu po stronie ukraińskiej pozwala jej na niwelowanie różnic i słabości względem armii Putina. - Ukraina nie ma takiego zaplecza ludności jak Rosja, a tym samym liczby obywateli do powołania do wojska. Ukraina nie może sobie pozwolić, żeby tracić żołnierzy na froncie. A kiedy do takich strat dochodzi? Gdy żołnierze są nieprzeszkoleni, nie są należycie przygotowani, by obsługiwać broń. Nie są nauczeni reagować odpowiednio na froncie czy do udzielania samopomocy. Tych składowych przygotowania żołnierza jest dużo - wylicza.

Różański zaznacza, że patrząc na armię rosyjską możemy zobaczyć, jak kończy się niewłaściwe przeszkolenie żołnierzy. Wielokrotnie informowaliśmy o "mobikach" (obywatelach Federacji Rosyjskiej zaciągniętych do wojska w ramach mobilizacji), którzy stawali się mięsem armatnim na froncie bądź odmawiali udziału w walce.

Nasz rozmówca wskazuje na dużą metamorfozę żołnierzy ukraińskich. - Od dłuższego czasu, przy swoich pewnych niedoskonałościach, zmienili mentalność. To już nie jest armia ze Związku Radzieckiego, żołnierzy niemyślących, dowodzona przez nieprzygotowanych generałów. Ukraina potwierdza, że może w pełni wykorzystać wsparcie Zachodu, bo ma dobrze przygotowanych żołnierzy.

Podobnego zdania ws. oferty amerykańskich szkoleń jest płk Maciej Matysiak, były zastępca szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego. W rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że nadal trwa "budowanie potencjału ukraińskiego". Zwraca jednak uwagę na istotny powód takiego ruchu Waszyngtonu. - Przepustowość naszych polskich poligonów jest ograniczona, stąd opcja szkoleń po stronie niemieckiej - mówi.

Jakimi liczbami żołnierzy dysponuje obecnie Ukraina? Płk Matysiak podkreśla, że te liczby nie są do końca znane. - Zakładam, że to może być z 500 tys. Do tego potencjał mobilizacyjny ok. 700-800 tys. Jednak w sytuacji, kiedy zajdzie taka potrzeba, Ukraińcy będą brali na front kogo będą mogli - twierdzi.

Zdaniem gen. Różańskiego informacje, jakie pojawiają się ze strony Ukrainy, różnią się. Jego zdaniem są to działania celowe, by wprowadzać w błąd Rosję i by ten kraj nie mógł dokładnie oszacować, z jakimi liczbami ma do czynienia.

System NASAMS to "wysoce precyzyjny sprzęt". Jest jedno "ale"

To nie jedyny "prezent" USA dla Rosji. Pentagon przyznał kontrakt na sześć systemów zaawansowanej obrony powietrznej NASAMS dla Ukrainy. Jego wartość to 1,2 mld dolarów. Kontrakt dotyczy zarówno zakupu wspomnianego sprzętu, jak i szkolenia oraz wsparcia logistycznego dla ukraińskiej armii.

Przypomnijmy, że NASAMS to norwesko-amerykański system obrony powietrznej krótkiego i średniego zasięgu. Chroni przede wszystkim przed atakami przeprowadzanymi przez drony, śmigłowce, samoloty oraz pociski manewrujące. Nie trzeba mówić jak istotna jest tego typu broń dla Ukrainy. W ciągu ostatnich tygodni Rosja kilkukrotnie przeprowadziła zmasowane ataki rakietowe na cele infrastruktury cywilnej w Ukrainie. W ich rezultacie nawet kilkanaście milionów obywateli było odciętych od prądu.

- System NASAMS jest systemem sprawdzonym, ochrania Waszyngton. Jest wysoce precyzyjny, dzięki czemu zabezpieczy ośrodki administracji czy infrastrukturę krytyczną - podkreśla gen. Różański.

Niestety jest jedno "ale". Systemy mają trafić do Ukrainy w ramach zapowiedzianego już wcześniej pakietu pomocy wojskowej, zaś data wykonania umowy to listopad 2025. A Ukraina potrzebuje pomocy tu i teraz. Dostarczenie systemu NASAMS w takim terminie może świadczyć o tym, że należy szykować się albo na długą wojnę, albo jej możliwy powrót, nawet w przypadku zawieszenia broni w 2023 roku.

Płk Matysiak docenia zalety systemu NASAMS, ale zwraca uwagę na wspomniany problem. - Amerykanie nie ogołocą swoich baterii, bo są one wykorzystywane w USA, także w obronie Białego Domu. To musi zejść z produkcji.

Gen. Różański zaznacza, że istotne jest przeszkolenie żołnierzy do obsługi baterii od USA. - Nasi sojusznicy zdają sobie sprawę, że jednym z głównych zagrożeń dla Ukrainy jest kwestia ataków z powietrza. Rosja straciła w wojnie bezpowrotnie zdolności ofensywne, które pozwoliłyby zająć kolejne obwody. Będzie stosowała uderzenia w ludność ukraińską, infrastrukturę krytyczną - kończy.

Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
joe bidenusaukraina
Wybrane dla Ciebie