Maryna: © Archiwum prywatne

Przeżyła koszmar. "W Polsce znalazłam nowy dom"

Trudno wchodzić w dorosłość bez wsparcia rodziny. Jeszcze trudniej, gdy za plecami słyszysz "spier…!". Gdzie mam się podziać? Wojna zabrała mi dom, ale los dał coś w zamian. Teraz jestem u siebie.

Poranek jest chłodny. I jak przystało na marzec - deszczowy i ciemny. Kiepski dzień, by zacząć nowe życie. A może właśnie idealny?

W głowie Maryny jedna myśl goni drugą. Żołądek ściśnięty ze strachu. Czas działać, póki wszyscy śpią.

Otwiera okno, do pokoju wpada zimne powietrze. Wzdryga się. Plan jest prosty: wyskoczyć, biec przed siebie. Za polem, przy drodze będzie czekać samochód. Godzina jazdy, dwa rosyjskie punkty kontrolne i koniec życia w okupacji.

Ma 16 lat. Dwie koszulki w plecaku, 60 hrywien (ok. sześciu złotych) w kieszeni i mglisty plan, by dotrzeć do Polski. Co może pójść nie tak? Wszystko.

Trzy lata później spotykamy się w Krakowie w placówce opiekuńczo-wychowawczej dla nastolatków z Ukrainy. Na parterze przestronny, schludny salon z kuchnią. Na piętrze – sypialnie.

Maryna: - Nie tak wyobrażałam sobie wchodzenie w dorosłość. Nie w obcym kraju, zupełnie sama. Wojna zabrała mi szansę na przyszłość, ale los dał coś w zamian.

Gdybym dziś miała powiedzieć tylko jedno słowo, byłoby to krótkie "dziękuję".

Ukraińskie dzieci w polskich szkołach. Polacy o decyzji rządu:

Album

Marzec 2022. Zanim Maryna wyskoczy przez okno, omiata wzrokiem pokój. Trochę się boi, szuka powodu, by zostać.

W wyobraźni przewija rodzinne obrazki. Pierwsza na myśl przychodzi Ania, jej siostra. Ma dopiero 7 lat. Prymuska, jak kiedyś Maryna. Same piątki w szkole, nos ciągle w książkach. Aż dziw bierze: skąd takie dzieci w takiej rodzinie?

Matka skończyła studia prawnicze, ale zamiast togi wybrała łopatę. Przy ojcu stała się bezwolną masą. Ojciec? Maryna ma tylko jeden obraz w pamięci - jak siedzi w fotelu z kieliszkiem w dłoni.

W domu groszem nie śmierdzi, a do gara trzeba coś włożyć. Najczęściej lądują tam warzywa z ogródka. Wolny czas zależy od pory roku. Lato, koleżanki idą nad rzekę, Maryna - zbierać stonkę z ziemniaków.

Widzi siebie, jak znudzona zrzuca z zielonych łodyg robaki do szklanego słoika. Wtedy wyobraża sobie, jak zamieszka w dużym mieście. Będzie się rozwijać, podróżować. Może - myśli sobie - wyląduje w Kijowie albo Charkowie? Byle dalej od prowincjonalnej Balakliji, niespełna 30-tysięcznego miasteczka w obwodzie charkowskim.

Widzi też, jak odlicza dni do matury i jak wojna w jednej chwili niszczy wszystko. Rakiety, wybuchy, czołgi. Błyskawiczna okupacja. Bałaklija bardziej ponura niż zwykle. Opustoszała. Za oknem kanonada. Nie ma prądu i wody, trzeba zbierać deszczówkę.

Świat się rozsypuje jak zbita szyba. Do głowy pierwszy raz przychodzi myśl o śmierci. A rodzice? Marazm, apatia. Rosja czy Ukraina - im wszystko jedno. Bomba spada w ogródku - ojciec nadal w wytartym fotelu. Maryna się gotuje. Chce żyć. Mówi rodzicom, że zna ludzi, wolontariuszy. Pomogą, wywiozą z okupacji. W odpowiedzi słyszy krótkie: nie.

Na tym album rodzinny się kończy. Maryna ostatni raz omiata pokój wzrokiem. Nie znajduje nic, co przekonałoby ją, by zostać.

Przekłada nogę za okno, zeskakuje. Biegnie, ile tchu.

Pioruny

Jest 2022 rok, granica otwarta. Nikt nie pyta o dokumenty.

Problemy zaczynają się, kiedy Maryna dociera do Krakowa. Jest niepełnoletnia. Żeby się uczyć, pracować, musi mieć dokumenty. Żeby mieć dokumenty, musi mieć opiekuna. Matka przyjaciółki nie pomoże.

Plan leci na łeb, na szyję. Ma do wyboru: wracać do okupowanej Bałakliji albo zamieszkać w placówce opiekuńczo-wychowawczej.

Czuje się wystawiona do wiatru. Wkurzona na świat. Trafiła z deszczu pod rynnę. Z patologicznej rodziny do polskiego bidula. Co z tego, że to wyremontowana willa w cichej, zielonej dzielnicy. Placówka? Głupia. Zasady? Durne. W nocy na TikToku nie posiedzisz - telefon do skrytki.

W ciągu dnia najchętniej schowałaby się w ciemnym kącie. Ale nie. Znowu jakaś idiotyczna wycieczka. Wlec się cztery godziny po górach, by usiąść na polanie i zaraz wracać.

Maryna się wścieka, miota pioruny. - Nigdzie już nie pójdę. Nie i basta!

Rodzina

Grażyna Łukasik, pracownik socjalny, wspomina te czasy z lekkim uśmiechem. Z Maryną łatwo nie było, ale kadra jest przyzwyczajona. Od lat holują młodzież z ciężkim bagażem. Trauma wojenna to jednak coś nowego.

Już w pierwszych dniach inwazji do placówki trafiają nastolatki z Ukrainy. Niektóre, jak Maryna, same przekraczają granicę. Służby wyłapują je w tłumie na dworcach, w hostelach. Inne dzieciaki są przywożone do placówki po interwencjach. Zagubione, zaniedbane, straumatyzowane wojną.

Miasto postanawia stworzyć oddzielną placówkę dla ukraińskiej młodzieży. Zakłada zbiórkę, na konto wpływa 2,8 mln zł darowizn. Za te pieniądze Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej kupuje willę w Swoszowicach. Przestronny salon z dużą jadalnią, wygodne dwuosobowe sypialnie. Schludny ogródek z tarasem.

Na początek trafia tu 14 dzieci z Ukrainy. Wśród nich Maryna. Jest nieufna, ale powoli się otwiera. Poznaje Wirkę i Pawło.

Wirka jest delikatną blondynką z Kremenczuka. Ma 14 lat, jest skromna, trochę wystraszona. Z charakteru są przeciwieństwem, różnią się też wyglądem. Maryna - to ogniste rude włosy, mocna kreska na oku. Wulkan energii. Mają jednak mają wiele wspólnego.

Wirka też o domu rodzinnym wolałaby zapomnieć. Jej matka rzadko trzeźwieje, za to często znika na całe dnie. W chwilach czułości poucza: - Córciu, szkoła to strata czasu.

Wirką zajmuje się dalsza rodzina i starszy brat. Kiedy wybucha wojna, namawia ją do ucieczki: - Słyszałem, że w Polsce nam pomogą. To dla nas szansa.

Dwa dni później docierają na granicę. W jednej ręce Wirka trzyma plastikową reklamówkę z całym dobytkiem, w drugiej - dłoń brata.

Z kolei Pawło to chodząca kultura i rozważność.

We trójkę spędzają coraz więcej czasu. Wieczorami zakradają się do pokoju Maryny, wygłupiają. Maryna czuje, że stają się bliżsi niż rodzina. Każde dźwiga swój ciężki bagaż, ale w tej podróży są razem.

Maryna, Wira, Pawlo
Wira, Pawło i Maryna są czymś więcej niż tylko przyjaciółmi. Maryna czuje, że stają się bliżsi niż rodzina © Archiwum prywatne

Mama

Złość i wściekłość ulatują z Maryny jak powietrze z balonika. Nawet wycieczki już nie wydają się tak głupie. Wawel robi wrażenie. Z wypadu do Wrocławia też przywozi miłe wspomnienia. W górach pierwszy raz strzela z łuku.

Przez całe życie tyle nie zobaczyła.

Maryna zaczyna lubić życie w placówce. Nikt się czepia. Karmią, opiekują się, chcą pomóc. Dyrektorka osobiście nalega, by Maryna brała korepetycje z polskiego. Musi zdać test językowy C1, żeby dostać się na studia.

Wychowawcy są fajni, ale pani Martyna staje się najbliższą. Podczas wspólnych wypadów na miasto Maryna poznaje jej dzieci i męża. Jest miło, ale w środku coś kłuje. Nawet nie wiedziała, że w rodzinie może być tak ciepło. Że matka interesuje się dziećmi, chce pokazać im świat.

Maryna przygląda się i myśli, że kiedyś też chce mieć taką rodzinę. Że nigdy nie pójdzie w ślady własnej matki.

Ta szybko zorientowała się, że Maryny nie ma w domu. Telefon się urywał. W słuchawce krzyk: "Jak mogłaś!? Niewdzięczna!".

Maryna rzucała słuchawką. Ale znowu odbierała. Tęskniła, chciała usłyszeć głos mamy.

Czasem wyobrażała sobie, że mogłyby porozmawiać. Tak normalnie. "Cześć, cześć". Potem Maryna zaczęłaby opowiadać: "Mamo, świetnie mi idzie! Uczę się języka, ciężko pracuję. Czasem zmiana na zmywaku trwa 13 godzin, ale uzbierałam trochę pieniędzy i pojechałam do Włoch. Kiedy przyszły wyniki rekrutacji, bałam się otwierać maila, ale zaraz skakałam pod sufit. Dostałam się! Jestem studentką filologii włoskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim!".

A matka powinna być dumna, bo przecież o to chodzi, by dziecko się rozwijało, spełniało marzenia, prawda?

Ale nie była. Od razu pretensja w głosie, bitwa na słowa. Matka wyzywa Marynę od egoistek. Zarzuca, że porzuciła rodzinę. Maryna w płacz.

W końcu przestaje odbierać.

Pożegnanie

Maryna, przeżywa żałobę, jakby straciła rodzinę. O Wirkę nikt się nawet nie upomina.

Pawło nie pasuje do tego obrazka. Jego mama przychodzi do placówki na wielkanocne śniadanie. Jest słaba, obleczona bladą skórą. Ale nawet teraz widać, że to kolorowy ptak. Bystre oko, subtelne rysy.

Przyjechali do Polski razem. Pawło trafił do placówki, matka – do szpitala onkologicznego. Po wybuchu wojny nie miała szans na kontynuowanie terapii w Ukrainie.

Pawło jest z niej dumny. Źle znosi wiadomość, że mama musi wrócić do domu. Otworzyła się dla niej nowa szansa na leczenie, poza tym w Ukrainie jest reszta rodziny - ojciec i młodszy brat. Pawło zostaje. Tak będzie lepiej – zdecydowali rodzice. Tam wojna, tu - bezpieczeństwo, szansa na przyszłość.

Chłopcu ciężko to dostrzec. Jest przytłoczony, samotny, ale działa zadaniowo. Idzie do polskiej szkoły, uczy się języka.

Mama go odwiedza. Nawet kiedy jest już bardzo słaba, nalega, by mąż zawiózł ją do Krakowa.

Ostatnie spotkanie Pawło zapamięta do końca życia. Maj, eksplozja zieleni, odurzające zapachy kwitnących drzew. Wielki powrót przyrody do życia kontrastuje z gasnącą mamą. Już nie chodzi o własnych siłach, nie słyszy, po ataku kaszlu od kilku dni nie mówi.

Patrzą na siebie łagodnie.

Tydzień później mama odejdzie. Pawło wpadnie w rozpacz. Ale jednocześnie poczuje ulgę, że ona już nie cierpi.

Życie musi toczyć się dalej.

Pawło
Pawło pracuje siedem nocy w tygodniu. Do tego nauka w technikum. Jest ciężko, ale powtarza sobie, że będzie lepiej. Trzeba tylko zdobyć zawód, być dobrym fachowcem © Archiwum prywatne

Próby

Nie tak Pawło wyobrażał sobie wchodzenie w dorosłość. Wojny nie było w planach, rodzina miała być u boku. Zamiast tego był sam, daleko, i właśnie kończył 18 lat.

Mógł zostać w placówce do zakończenia nauki, ale ulega pokusie, by zacząć samodzielne życie.

Pawło dostaje pokój w mieszkaniu chronionym. To pomost pomiędzy pełną opieką instytucjonalną, a usamodzielnieniem. Ma oszczędności, pracę, naukę w zawodówce. I nagle - nieograniczoną wolność. Wpada w euforię. Kupuje ubrania, plecaki, podróżuje. Oszczędności topnieją. Zanim się zorientuje, z dziewięciu tysięcy zostają trzy stówy.

Pawło myśli, że się odkuje, ale dostaje kolejny cios - z końcem miesiąca ma opuścić mieszkanie chronione. Według kuratorów świetnie sobie radzi – ma pracę, wyrabia się z nauką. Ale Pawło jest zdruzgotany. Musi wynająć pokój, skąd ma wziąć pieniądze na kaucję? Pensji ledwo wystarcza na jedzenie i bilet miesięczny.

Pawło: - Gdyby nie placówka, trafiłbym na ulicę.

Czuje wstyd, ale prosi dyrektorkę o możliwość powrotu. Gdy dostaje zgodę, cieszy się, jakby wracał do domu. Znowu spotyka Marynę. Ona też nie wytrzymała presji.

Studia, praca, wielogodzinne dojazdy. Nie miała czasu na przyjaciół, nie nadążała z nauką. W głowie pulsowała jedna myśl: bez studiów będziesz nikim. Wstydziła się przyznać, że filologia włoska okazała się nudna jak flaki z olejem.

Kiedy Maryna wpadła w dołek, wróciła do placówki. Pani Martyna przytuliła, wytłumaczyła: żadna to porażka, wracasz, by podjąć jeszcze jedną próbę.

Maryna, Wira i pani Martyna
Maryna, Wira i pani Martyna © Archiwum prywatne

Dobra rodzina

Niektórzy wracają, inni jeszcze nie opuścili placówki.

Myśl o wyjściu za mury ośrodka budzi u Ani niepokój. Drobna brunetka, nienaganne maniery, wyrafinowany język. Typ perfekcjonistki. Większość dzieciaków w placówce doświadczyła przemocy fizycznej, zaniedbania, biedy. Ania z domu wyniosła wspomnienia o wakacjach nad Morzem Czarnym. I jak na 10. urodziny mama zaprosiła 50 osób. Pamięta też, że zawsze dbała o jej edukację. Od piątego roku życia - lekcje gry na pianinie, od podstawówki - korepetycje z matematyki i angielskiego. Co roku świadectwo z czerwonym paskiem.

Grafik wypełniony po brzegi, ale w środku zieje pustka. Matka zimna, Ania - córka ciągle niewystarczająca. Im starsza, tym częściej się kłócą.

Po wybuchu wojny uciekają z Łucka do Krakowa. Nerwy w strzępach. Kłótnia zaczyna się o nic. Od słowa do słowa. Matka się wścieka, wypycha Anię z domu.

Ania włóczy się po nocnym Krakowie, drzemie w tramwaju. Nikt nie zwraca na nią uwagi. O 8 rano idzie do szkoły, ale na progu wita ją pedagog. Od babci już wie, co się stało. Pyta Anię, czy chce przenocować w innym miejscu?

Ania się zgadza. Musi tylko odebrać ubrania i podręczniki. Matka widzi, że Ania stoi na progu, ale drzwi nie otwiera. Dopiero w asyście policji dziewczyna wchodzi do swojego pokoju.

Do placówki trafia zapłakana, przerażona. Myśli: to tylko parę dni. Te zmieniają się w tygodnie, potem miesiące. Mama ma urodziny. Ania składa jej życzenia. W odpowiedzi dostaje podziękowania i jedno zdanie, które łamie serce: "swoim odejściem sprawiłaś mi najlepszy prezent".

Młodszemu rodzeństwu oznajmia: wasza siostra właśnie przestała istnieć.

Będzie lepiej

Czasem Ania zastanawia się, dlaczego mama jej tak nienawidzi? Może studia z psychologii wybrała właśnie po to - by zrozumieć.

Matka zabrała rodzeństwo i wróciła do domu w Ukrainie. Dom Ani jest teraz w placówce. Tu czuje się bezpiecznie.

Podobnie jest z Wirką. Uczy się w technikum gastronomicznym, wydoroślała, oczy się jej świecą. Wychowawcy wiedzą, dlaczego. Punktualnie o 17 wyjrzą za okno w swoim gabinecie. Przyszedł? Znowu z kwiatami? Pierwsza miłość, sama słodycz.

Pawło stanął na nogi. Złapał nocki w McDonalds. Oszczędził na kaucję, wynajął pokój. Ale cała wypłata szła na czynsz i jedzenie. Poprosił o dodatkowe zmiany. Teraz ma 1,5 etatu, pracuje siedem nocy w tygodniu. Do tego nauka w technikum.

Jest ciężko, ale powtarza sobie, że będzie lepiej. Trzeba tylko zdobyć zawód, być dobrym fachowcem.

Pawło: - Znalazłem w Polsce przyjaciół. Chodzimy razem na siłownię i w góry. Czasami czuję się samotny. Wtedy wpadam do placówki. Lubię zobaczyć się z wychowawcami, poprosić ich o radę, przybić piątkę z dzieciakami. Są dla mnie jak rodzina.

Dom

Maryna też się wyprowadziła. Znalazła pracę w piekarni, wynajęła pokoik z łazienką. Znowu jest wulkanem energii. Mnóstwo przyjaciół, długa lista państw, które zamierza zwiedzić.

Czasem tęskni za młodszą siostrą, wpada w melancholijny nastrój. Myśli, jak wojna zmieniła jej życie. Zabrała dom, ale los dał coś w zamian.

Uświadomiła to sobie na przystanku, przypadkiem. Rozmawiała przez telefon po ukraińsku, kiedy usłyszała: "spier... na Ukrainę!". Facet w nieokreślonym wieku, otyły. Patrzył wściekle.

Zaczęła biec. On za nią. W końcu schowała się na podwórku, zaczekała, aż sobie pójdzie.

Do domu wróciła rozbita. W głowie gonitwa myśli. W żołądku - ucisk. Znajome uczucie. W marcu 2022 roku siedziała przed otwartym oknem w domu rodzinnym, zastanawiała się, gdzie jest jej miejsce. Czy pasowała tam? Czy tu jest teraz nowy dom?

Nagle poczuła, jak złość i strach zastępuje pewność. Dokonała wyboru. Nie wie, czy kiedykolwiek poczuje się Polką. Ale dom jest tu, nie musi więcej uciekać.

Zawieszenie

Nie wiadomo, ilu dokładnie młodych Ukraińców trafiło do Polski bez opieki rodziców. Tylko od lutego 2022 roku i tylko przez krakowskie placówki przewinęło się ponad 60 nastolatków z Ukrainy. Część już się usamodzielniła, część nadal mieszka w ośrodkach i kontynuuje naukę.

Oprócz nich w Polsce przebywa około tysiąca ukraińskich sierot, które zostały ewakuowane razem ze swoimi placówkami. Te dzieci nie są objęte polskim systemem opieki, ale kiedy kończą 18 lat mają prawo opuścić miejsca, w których przebywają. Co się z nimi dzieje później? Państwo o nich niewiele wie. A same dzieci często nie są świadome praw, które im przysługują.

Po zmianach w specustawie, regulującej zasady pobytu uchodźców wojennych, ukraińskie dzieci bez opieki rodzicielskiej otrzymały te same prawa, co polskie. Oznacza to, że mogą pozostawać w placówkach do czasu zakończenia nauki (ale nie dłużej niż do ukończenia 25 lat), otrzymywać zasiłek na usamodzielnienie się czy wnioskować o mieszkanie chronione. Mają prawo do bezpłatnej nauki.

Grażyna Łukasik: - Ochrona dla Ukraińców została wydłużona do marca 2026. Co dalej? Nie wiemy. Dzieci są w zawieszeniu. Jeśli ustawa nie zostanie przedłużona, część z nich będzie musiała wrócić. Pytanie tylko, dokąd? Nastolatkowie, jak Wira czy Maryna, innego domu nie mają.

Tatiana Kolesnychenko i Dariusz Faron, dziennikarze Wirtualnej Polski

Najciekawsze śledztwa, wywiady i analizy dziennikarzy WP. Konkretnie i bez lania wody. Nie przegapisz tego, co najważniejsze!

Wybrane dla Ciebie
Trump zagroził Wenezueli. Ostra odpowiedź prezydenta Maduro
Trump zagroził Wenezueli. Ostra odpowiedź prezydenta Maduro
Matka pobiła 2-letnią córkę. Policję zawiadomiła opiekunka
Matka pobiła 2-letnią córkę. Policję zawiadomiła opiekunka
Tusk chce zmian w polityce klimatycznej UE. "Mnie bolesna dla Polski"
Tusk chce zmian w polityce klimatycznej UE. "Mnie bolesna dla Polski"
Operacje USA na terenie innych państw? Jest zapowiedź Trumpa
Operacje USA na terenie innych państw? Jest zapowiedź Trumpa
Prezydent Sopotu zarobi więcej. Radni przyznali podwyżkę
Prezydent Sopotu zarobi więcej. Radni przyznali podwyżkę
Nie żyje Michael Smuss
Nie żyje Michael Smuss
Wyniki Lotto 23.10.2025 – losowania Lotto, Lotto Plus, Multi Multi, Ekstra Pensja, Kaskada, Mini Lotto
Wyniki Lotto 23.10.2025 – losowania Lotto, Lotto Plus, Multi Multi, Ekstra Pensja, Kaskada, Mini Lotto
Media: Rosja z tajnym systemem do monitorowania ruchu okrętów NATO
Media: Rosja z tajnym systemem do monitorowania ruchu okrętów NATO
"Ja tego nie odpuszczę". Ostre słowa Tuska ws. Pegasusa
"Ja tego nie odpuszczę". Ostre słowa Tuska ws. Pegasusa
Bezzałogowiec PGZ spadł w Inowrocławiu
Bezzałogowiec PGZ spadł w Inowrocławiu
Tusk odniósł się do sondażu. "Mogę przyjmować zakłady"
Tusk odniósł się do sondażu. "Mogę przyjmować zakłady"
Wojskowe dokumenty w śmieciach. Szef MON: ja tę sprawę posprzątam
Wojskowe dokumenty w śmieciach. Szef MON: ja tę sprawę posprzątam
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja serwisu Wiadomości