Przewodnik zwabił kobiety do pułapki żołnierzy
Dwie amerykańskie dziennikarki, przetrzymywane przez kilka miesięcy w północnokoreańskim więzieniu, twierdza, że żołnierze siłą przeciągnęli je z terytorium Chin do Korei Północnej. - Próbowałyśmy z całych sił chwytać się krzaków, czegokolwiek, co zatrzymałoby nas po chińskiej stronie, ale nie miałyśmy szans - relacjonują dziennikarki. Chińskie władze zaprzeczają jednak tej wersji wydarzeń.
W artykule zamieszczonym na stronie internetowej Current TV, dla której pracują, Laura Ling i Euna Lee tłumaczą, że 17 marca z wahaniem poszły za swoim przewodnikiem, kiedy ten zwabił je na północnokoreańską stronę zamarzniętej granicznej rzeki. Twierdzą, że natychmiast wróciły na stronę chińską. Tam schwytała je koreańska straż graniczna.
- Żołnierze przemocą zaciągnęli nas z powrotem po lodzie do Korei Północnej, a następnie zaprowadzili do bazy wojskowej, w której byłyśmy przetrzymywane - tłumaczą kobiety.
Dziennikarki twierdzą, że nie spędziły na terytorium Korei Północnej "nawet minuty". Podkreślają, że w okolicy nie było żadnych znaków wyznaczających granicę między państwami. Sugerują, że mogły być zwabione w pułapkę przez swojego przewodnika.
Wersji dziennikarek zaprzeczają jednak Chiny. - Odpowiednie departamenty, zgodnie ze swoją wiedzą, odbierają tę sytuację inaczej niż to zostało przedstawione - powiedziała rzeczniczka chińskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych Jiang Yu.
12 lat ciężkich robót
W chwili zatrzymania Ling i Lee realizowały materiał o północnokoreańskich kobietach, które po ucieczce do Chin były zmuszane do prostytucji albo do małżeństw. Po aresztowaniu dziennikarki zostały skazane na 12 lat ciężkich robót za nielegalne przekroczenie granicy i wrogie działania wobec Korei Północnej.
Kobiety zostały następnie przeniesione do domu w Phenianie, gdzie były przetrzymywane do początku sierpnia, kiedy w ich sprawie interweniował były prezydent USA Bill Clinton. Zostały wtedy przeproszone i wypuszczone.
Strach i radość
Podczas pobytu w więzieniu Ling i Lee połknęły swoje notatki i zniszczyły taśmy wideo, aby chronić tożsamość informatorów. W artykule oświadczyły, że jest im przykro, jeśli ich działania spowodowały zaostrzenie kontroli północnokoreańskich aktywistów mieszkających przy granicy.
- Nadal zmagamy się z ogromnym cierpieniem psychicznym i emocjonalnym, jednak czujemy, że mamy niesamowite szczęście, iż jesteśmy wolne i z naszymi rodzinami - wyznały.