Prześladowania mniejszości Rohingya w Birmie. 41-latek rozmawiał z dziennikarzami, dwa dni później znaleziono go martwego
Bezgłowe zwłoki 41-letniego mężczyzny z muzułmańskiej mniejszości Rohingya w Birmie zostały znalezione w rzece dwa dni po tym, jak rozmawiał z dziennikarzami. Według BBC News miał skarżyć się na represje ze strony armii. Birmańskie władze zaprzeczają.
Tragedia rozegrała się w położonym na zachodzie Mjanmy (oficjalna nazwa Birmy) stanie Rakhine, gdzie od kilku lat nasila się konflikt etniczno-religijny pomiędzy muzułmanami i buddyjską większością, która uważa ich za intruzów z sąsiedniego Bangladeszu.
Blisko milionowa społeczność Rohingya uznawana jest za jedną z najbardziej prześladowanych mniejszości na świecie. Birmańskie władze odmawiają im nawet obywatelstwa, często padają ofiarą pogromów ze strony buddyjskich sąsiadów. W ciągu ostatnich kilku lat z kraju uciekły ich dziesiątki tysięcy, a teraz kampania nienawiści nabiera nowego rozpędu.
Czytaj więcej: Widmo ludobójstwa w Mjanmie. Trwa czystka etniczna muzułmańskiej mniejszości Rohingya
W stanie Rakhine od tygodni armia Mjanmy prowadzi regularne czystki w wioskach. Zabudowania równane są ziemią, co widać doskonale na zdjęciach satelitarnych. Ale dowodów zbrodni jest więcej, bo są setki fotografii i nagrań wideo, które członkowie prześladowanej mniejszości zrobili telefonami komórkowymi.
Niektórzy z Rohingya w samoobronie chwycili za broń, więc region od dwóch miesięcy jest areną walk pomiędzy rebeliantami a rządowymi siłami bezpieczeństwa. Władze twierdzą, że prowadzą operację antyterrorystyczną, ale według organizacji praw człowieka to przykrywka dla zbrodniczych działań wymierzonych także w ludność cywilną.
Niepokoje w Rakhine uderzają w wizerunek birmańskich władz, które zostały wybrane w 2015 roku w pierwszych od pół wieku demokratycznych wyborach. Krajem faktycznie rządzi ceniona na Zachodzie Aung San Suu Kyi, liderka opozycji i pokojowa noblistka. Wielu liczyło, że wraz z dojściem do władzy demokratycznej opozycji, prześladowania się skończą. Nic takiego nie miało jednak miejsca, a Suu Kyi unika tematu jak ognia.
Niemniej jednak, aby odpowiedzieć na rosnący niepokój społeczności międzynarodowej o los Rohingya, birmańskie władze zorganizowały krajowym mediom objazd po stanie Rakhine, który od dwóch miesięcy oficjalnie jest zamknięty z powodu trwającej operacji antyterrorystycznej. Dziennikarze mieli pokazać światu, że nic takiego złego się tam nie dzieje.
To właśnie wtedy mieli przeprowadzić wywiad 41-letnim Shu Nar Myarem. Według BBC News mężczyzna - wbrew intencjom władz - skarżył się na represje ze strony armii oraz twierdził, że w atakach na Rohingya udział biorą również lokalni mieszkańcy. Mężczyzna rozmawiał z dziennikarzami w środę, dzień później zaginął, a w piątek jego zwłoki znaleziono w pobliskiej rzece. Miał dwie rany zadane nożem i był pozbawiony głowy.
Sekwencja zdarzeń wskazuje, że 41-latek prawdopodobnie padł ofiarą zemsty ze strony tych, których oskarżył o prześladowania. Jednak według AFP władze twierdzą coś zupełnie innego. Zgodnie z oficjalnym komunikatem Shu Nar Myar miał w rozmowie z mediami zaprzeczyć, by siły bezpieczeństwa atakowały ludność cywilną. Tym samym zasugerowały, że mężczyzna padł ofiarą rebeliantów Rohingya, którzy w przeszłości likwidowali już osoby współpracujące z birmańskim rządem.