Przerwane porwanie: koszmar 14‑latki z Poznania. "To już z nią zostanie"

Tylko niesamowity zbieg okoliczności sprawił, że policji udało się przerwać udrękę 14-latki porwanej w Poznaniu przez matkę jej koleżanki. Było golenie głowy, przypalanie papierosami, gwałt. Co dalej by wymyśliła ta kobieta? - pisze Violetta Krasnowska w tygodniku "Polityka".

Doprowadzenie 17-latka do sądu
Doprowadzenie 17-latka do sądu
Źródło zdjęć: © PAP | Marek Zakrzewski

Mama 14-letniej Kasi stała akurat na przystanku tramwajowym, gdy zadzwonił kolega córki. Był piątek, 22 lipca, koło godziny 15. Informacja, jaką jej przekazał, sprawiła, że kobieta aż się zachwiała i kurczowo chwyciła ogrodzenia oddzielającego przystanek od jezdni. Zauważyła to przejeżdżająca właśnie obok samochodem kobieta. Zatrzymała się, spytała, co się stało. Uprowadzili mi córkę – odpowiedziała niemal bez tchu mama Kasi. – Proszę wsiadać, zawiozę panią na policję. Przyjechały na komisariat policji Poznań Stare Miasto.

– To był akurat koniec pracy, wszyscy wychodzili już do domów – opowiada Andrzej Borowiak, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu. Wychodził też naczelnik wydziału kryminalnego. I jak zwykle po drodze zajrzał do dyżurki, akurat gdy mama Kasi zgłaszała dyżurnemu, że porwano jej dziecko. Naczelnik od razu zabrał kobietę do wydziału, zatrzymał swoich ludzi, poprosił zastępcę komendanta Norberta Woźniaka, żeby przyszedł, bo jest poważne zdarzenie. – Nas interesowało przede wszystkim, kto porwał dziecko – opowiada policjant kryminalny. Kobieta powtórzyła to, co przekazał jej kolega córki. Że pod Biedronkę, gdzie była Kasia, a także 13-letnia Laura z koleżanką i kolegą, podjechała samochodem mama Laury. Powiedział, że wzięli Kaśkę do samochodu i gdzieś pojechali. – Sytuacja na tyle zaniepokoiła chłopca, że aż zadzwonił do matki Kasi – opowiada policjant.

Musimy jechać

– Wiedzieliśmy już mniej więcej, co się stało i – jak to się mówi – "spuściliśmy wszystkie psy ze smyczy" – relacjonuje emocjonalnie całą akcję Andrzej Borowiak. Jedni policjanci pojechali na miejsce przejrzeć nagrania z monitoringu, żeby znaleźć i ustalić numery rejestracyjne samochodu, drudzy porozmawiać z chłopakiem. Opowiedział, że gdy szli z Kaśką, podeszła do nich Laura z 14-letnią koleżanką i 13-letnim kolegą. Kasia z Laurą kumplowały się, mieszkały do niedawna blisko siebie, ale Laura kilka tygodni temu się wyprowadziła. Jej mama dostała mieszkanie komunalne w innej dzielnicy.

39-letnia Paulina K. to bardzo szczupła, krótko ostrzyżona tleniona blondynka, niepracująca, samotna matka trójki dzieci, każde od innego ojca (najstarszy to 16-latek, średnia – Laura, i najmłodsza 7-letnia dziewczynka). Kasia była już tam u nich w nowym mieszkaniu. Teraz pokłóciły się, bo Laura pożyczyła Kaśce e-papierosa, a ona oddała zepsuty, z przepaloną grzałką. Laura domagała się od niej pieniędzy. O sporze wiedziały matki obu dziewczyn. Mama Laury złościła się na córkę, po co pożycza, i że teraz trzeba płacić za naprawę, a Kaśka nie chciała zapłacić za szkodę. Wychodziła kwota rzędu 20 zł za nową grzałkę. Konflikt narastał, a w dniu porwania w trakcie kolejnej wymiany zdań Kaśka napisała do Laury, że jej mama jest "k…wą". Co Laura przekazała mamie. I spod Biedronki zadzwoniła do mamy, że Kaśka tu jest. Ta odparła, że zaraz tam będzie.

Przyjechała starym BMW, z 7-letnią córką w aucie, bo nie miała jej z kim zostawić. I z 17-letnim Alanem O. – Chłopak był w nią zapatrzony, pod jej wpływem, wyraźnie zafascynowany tą kobietą – mówią śledczy. "Musimy jechać tę sprawę wyjaśnić" – miała powiedzieć i kazała Kaśkę zabrać do samochodu.

Szybko, na podstawie zapisów z monitoringu, policjanci ustalili, że samochód to szare czterodrzwiowe BMW. Z policyjnego centrum dowodzenia z obrazem z kamer monitoringu wypatrzyli auto kilka kilometrów dalej na ulicy Wojska Polskiego, gdzie Paulina K. zatrzymała się przy sklepie, żeby kupić, co ustalono później, maszynkę do golenia. Potem auto ruszyło na północ, po czym zniknęło, wyjeżdżając poza zasięg kamer.

Komunikat "Omega"

Oficer dyżurny podał komunikat "Omega", taki do wszystkich patroli. Podał numer rejestracyjny i informację, że auto najprawdopodobniej kieruje się na północne przedmieścia Poznania. "Dedykuję wszystkie patrole w ten rejon" – padło polecenie. Patrole ruszyły na północ, każdy dostał swój rejon do przeczesania.

Jeden z wielu – 4-osobowy patrol z oddziału prewencji – jechał ul. Złotnicką w kierunku Suchego Lasu. Wokół już same pola. Nagle z lewej strony wśród pól kukurydzy coś błysnęło. Słońce odbite od szyby ukrytego wśród pól auta. Po kilkudziesięciu metrach już tam byli – numery rejestracyjne BMW się zgadzały.

Po drugiej stronie samochodu, z przodu, zobaczyli grupkę osób. Wśród nich od razu rozpoznali poszukiwaną Kasię. – Stała brudna, cała uwalana piachem, ziemią, jakby musiała się czołgać lub była ciągnięta po ziemi, była czymś oblana, miała wygoloną część głowy, brwi. Płakała – relacjonuje policjant.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Dwie 13-latki – Laura i jej koleżanka – stały z boku i tylko się przyglądały. Za to chłopcy 13- i 17-latek oraz 39-letnia kobieta zachowywali się wobec policjantów agresywnie i wulgarnie: – Wyp…lać, won stąd! – krzyczeli, jakby nie rozumieli, w jakiej się znaleźli sytuacji. Nie słuchali poleceń. Ale chwilę później zaroiło się od wezwanych radiowozów na sygnale, wszyscy zostali zatrzymani.

Policjant zabrał Kasię od razu do radiowozu. Wyglądała tak, że natychmiast wezwano do niej karetkę, która zabrała ją do szpitala. Wcześniej zadzwoniła do mamy, która jeszcze była na komisariacie. I zdążyła tylko powiedzieć policjantom, że matka Laury dyrygowała wszystkim, mówiła innym, co mają robić. Kazała ogolić Kasi głowę, brwi, przypalać ją papierosami. I to ona kazała 17-latkowi ją zgwałcić. I sama to filmowała telefonem.

Jak szybko ustaliła policja, Paulina K. nigdy nie była notowana. Nigdzie nie pracuje, utrzymuje się z socjali, prac dorywczych, mieszkała sama z trójką dzieci.

KLIKNIJ W OKŁADKĘ, BY PRZENIEŚĆ SIĘ DO TYGODNIKA "POLITYKA"

Okładka tygodnika "Polityka"
Okładka tygodnika "Polityka"© Polityka

"Chciałam ją ukarać" – powiedziała matka Laury podczas przesłuchania w Prokuraturze Rejonowej Poznań-Stare Miasto. Ale – jak mówi POLITYCE prokurator Łukasz Wawrzyniak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu – z jej zeznania wynika, że nawet nie za tego e-papierosa. – Powiedziała, że dziewczynka nazwała ją wulgarnie i ona poczuła się tym urażona – wyjawia prokurator.

Paulina K. podczas przesłuchania nie przyznała się do winy, choć opowiedziała, co się zdarzyło, ale umniejszając swoją rolę. Stwierdziła, że się tylko przyglądała, że nie ona mówiła, żeby pozostali nagrywali wszystko na komórki, nie inspirowała do gwałtu. Ale 17-letni chłopak szczegółowo wszystko opowiedział.

Prokurator Wawrzyniak zwraca uwagę, że to, co robili, służyło wyłącznie upokorzeniu i poniżeniu dziewczynki. – To golenie głowy, kojarzące się z karą za kolaborację z wrogiem, golenie brwi, oszpecanie, i jeszcze gwałt. I wszystko to jest nagrywane, po co? – pyta prokurator Wawrzyniak. – Nikt, kto działa racjonalnie, nie zachowuje się w ten sposób, że jeszcze nagrywa własne przestępstwa – dodaje.

Tym bardziej że wszystkim zatrzymanym zabrano od razu telefony, których zawartość będzie analizowana pod kątem dowodowym w sprawie. Na miejscu zdarzenia do późnej nocy pracowała ekipa zabezpieczająca wszystkie ślady pozwalające dokładnie odtworzyć, kto i co robił. Na pewno będzie potrzebna opinia biegłych psychiatrów, psychologów, seksuologów.

To z nią zostanie

Andrzej Borowiak uważa całe zdarzenie za niepojęte, a widział w swojej 22-letniej służbie w policji niejedno: – Były różne sprawy, z ćwiartowaniem zwłok włącznie, ale jeżeli chodzi o poziom brutalności w stosunku do przyczyny, to jest to niewspółmierne. Ta brutalność i zamysł, by w tak okrutny sposób zemścić się na dziecku, bo 14-latka to przecież jeszcze dziecko.

Policjanci z wydziału kryminalnego, którzy prowadzą sprawę, sami uważają to, co się stało, za kuriozalne, bo – mówią – przecież sprawcy, a szczególnie jedyna dorosła osoba w tym gronie, musieli zdawać sobie sprawę, że ta dziewczynka wróci do domu, powie matce, co się stało, ma przecież ogoloną głowę, padną pytania. – Czy ta kobieta myślała, że dziewczynka się przestraszy, że nic z tym nie zrobi? – zastanawiają się także między sobą. Chyba że – przyznają – nagrania miały służyć do szantażu, żeby ofiara siedziała cicho, jak podejrzewa prokurator Wawrzyniak: – Jeśli piśniesz słowo o tym, co tu się stało, to wrzucimy film z gwałtem do sieci.

A to by znaczyło, że gdyby nie szybka reakcja policji, która zatrzymała sprawców, przerywając tę "akcję", gehenna dziewczynki mogłaby się szybko nie skończyć. Teraz została już przesłuchana przez sędziego rodzinnego, z udziałem psychologa, i czynność ta została zarejestrowana, po to, żeby nie musiała zeznawać na przyszłym procesie.

A i tak zdaniem psychiatrów pracujących z ofiarami przestępstw, w tym gwałtów, taka trauma może zaważyć na dalszym życiu dziewczynki.

Zdaniem jednego z naszych rozmówców wszystko mogło skończyć się jeszcze gorzej. – Mogli ją zabić – uważa lekarz psychiatra. To wysoce prawdopodobne, gdyby się broniła, gdyby coś poszło nie po ich myśli. – Sytuacja łatwo mogła się wymknąć spod kontroli. Według wstępnego rozpoznania kobieta wydaje się mieć cechy psychopatyczne. To jest patologia, zaburzenie osobowości. Nagrywanie, zmuszanie młodego chłopaka do dokonania gwałtu na dziecku, przecież to czyn pedofilny – wylicza lekarz. – Ile trzeba mieć sadyzmu w sobie? – pyta sam psychiatra. A jest jeszcze pytanie o zaangażowanie w porwanie nieletnich. – A dzieci, które tam były, czy widziały gwałt?

Lekarze wyliczają cechy psychopaty: nie czuje miłości, nie potrafi współodczuwać, manipuluje ludźmi, potrafi uzależnić od siebie, spowodować, żeby ludzie wokół robili, co chce. Do tego nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji, nie przewiduje skutków swoich zachowań. Dopóki nie popełni przestępstwa, tak jak teraz.

39-letnia Paulina K. i 17-letni Alan O. usłyszeli zarzuty m.in. uprowadzenia i pozbawienia wolności małoletniej oraz zgwałcenia ze szczególnym okrucieństwem i utrwalania treści pornograficznych z przebiegu tego zdarzenia. Grozi im do 15 lat pozbawienia wolności. Tylko oni będą odpowiadać jak dorośli.

Nieletni biorący w tym udział – Laura, jej koleżanka i kolega – najpierw trafili do izby dziecka, potem zostali umieszczeni decyzją sądu w schronisku dla nieletnich – każdy w innym. Nimi i ich udziałem w porwaniu zajmie się w osobnym postępowaniu sąd rodzinny. On będzie oceniał ich działania podczas porwania i znęcania się nad koleżanką i zbada stopień ich demoralizacji – od tego będzie zależało, jak długo zostaną w zakładzie poprawczym – do 21. roku życia czy krócej.

Dwoje pozostałych dzieci Pauliny K. jest dziś gdzie indziej. 16-latkiem zajęła się rodzina, a 7-letnia dziewczynka trafiła do ośrodka opiekuńczego dla dzieci. Prokuratura zapowiedziała, że wystąpi o pozbawienie Pauliny K. praw rodzicielskich. – To nie jest zemsta – zastrzega prok. Łukasz Wawrzyniak. – Nie może być tak, że taka osoba wykonuje prawa rodzicielskie wobec trójki małoletnich.

Sprawę – jedną z najbardziej bulwersujących, jakie widzieli poznańscy śledczy – przejęła tamtejsza prokuratura okręgowa. Śledztwo będzie prowadzić doświadczona prokurator Magdalena Jarecka.

Violetta Krasnowska

Dziennikarka specjalizująca się w tematyce sądowo-kryminalnej i problematyce praworządności w Polsce. Laureatka Grand Pressa w kategorii wywiad za rozmowę z prof. Ewą Łętowską (2021), nagrody głównej II edycji Ogólnopolskiego Konkursu dla Dziennikarzy Publicystów Prawnych organizowanego przez Okręgową Izbę Radców Prawnych, Izbę Notarialną oraz "Dziennik Gazeta Prawna" (2004), a także Nagrody Wolności Słowa przyznawanej przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich (2006). Autorka książki "Będziesz siedzieć" o polskim systemie niesprawiedliwości (2020).

Violetta Krasnowska

Źródło artykułu:Polityka
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (147)