"Przepłakałam cały dzień". Magdalena Adamowicz o pierwszych świętach bez męża
Bardzo bałam się tych świąt. 23 grudnia to był chyba najsmutniejszy dzień w tym roku, oprócz dnia śmierci Pawła. Przepłakałam cały dzień. Wydawało mi się, że więcej niż w dniu pogrzebu - mówiła w programie WP #Newsroom Magdalena Adamowicz. Podkreśliła, że nie powstrzymuje łez przy córkach. - Tereska zawsze mnie pociesza, ale kazała mi obiecać, że już w święta nie będę płakała. Antonina mnie przytula i czasem też płacze - powiedziała Adamowicz. Była razem z dziewczynkami na wigilii dla potrzebujących, gdzie Paweł Adamowicz chodził od 20 lat.
Pani Magdaleno rozmawiamy kilka dn… Rozwiń
Transkrypcja:
Pani Magdaleno rozmawiamy kilka dni po Bożym Narodzeniu. Bała się pani tych Świąt?
Bałam się. Przed Świętami bardzo się bałam i te przygotowania, ten szczególnie dzień Wigilia Wigilii, czyli 23-go.
To był chyba taki najsmutniejszy dzień w tym roku, oprócz oczywiście samej śmierci Pawła.
Przepłakałam cały dzień. Nawet mi się wydawało, że może nie wiem w dniu pogrzebu, czy wcześniej tyle nie płakałam, bo wtedy mnie trzymała adrenalina.
A 23-go cały dzień płakałam.
A były wtedy przy pani córki? Tak.
Jak pani się w takich sytuacjach zachowuje? Stara się pani grać taką twardzielkę, jak się pani zbiera na łzy, to gdzieś się pani chowa przed nimi, czy? Nie. Nie.
Nie chowam się, płaczę. Wtedy nie zawsze one płaczą, Tereska zawsze mnie pociesza i czasem mówi: dobra, teraz sobie popłacz, ale obiecaj, że już w Święta nie będziesz płakała.
I rzeczywiście tak było. Spełniła pani tę obietnicę? Spełniłam tę obietnicę, a Antonina wtedy też zawsze mnie przytula.
I czasem też płacze, bo po prostu nie można się wstydzić płaczu, nie można się wstydzić swoich łez i widocznie tak miało być, że właśnie wypłakałam się na dobre.
Bardzo się boję teraz tej rocznicy. Bałam się Świąt. Wydaje mi się, że już jak to przeżyjemy, to może tak trochę będzie łatwiej. Zamknie się pewien okres po prostu.
Jak już się wypłakałyście, to jak to potem wyglądało?
Jak się wypłakałyśmy, to w Wigilię rano byłyśmy wszystkie 3 u takiego naszego zaprzyjaźnionego duszpasterza u spowiedzi takiej indywidualnej, bardziej rozmowie.
Dlatego, że też zależy mi na tym, żeby dziewczyny no, nie trafiały przypadkowo, bo to się różnie potem kończy.
I po tej spowiedzi takie lekkie, uduchowione, oczyszczone przeszłyśmy się po Gdańsku.
Antonina bardzo chciała pokazać mi jakieś takie nowo przez nią odkryte miejsce.
Kawiarnie jakąś taką filmową. Gdzie drobne śniadanie postne zjadłyśmy przed jeszcze pójściem na Wigilię dla potrzebujących.
I wtedy tak zwróciłam im uwagę, słuchajcie, że, zobaczcie jaka dziwna Wigilia.
Że nie siedzimy w domu, nie biegamy, nie ma już sprzątania i tak dalej, tylko Wigilia przed południem, miasto prawie puste.
I my sobie tutaj siedzimy, pijemy kawkę, jemy śniadanko w restauracyjce.
Takie niespodziewane, niesamowite przeżycie w ten właśnie dzień dla nas.
Nigdy tego nie było, ale tak nam było miło i dobrze. Rozmawiałyśmy, później poszłyśmy na Wigilię dla potrzebujących, gdzie Paweł zawsze chodził od 20 lat.
Często ja z nim chodziłam, dziewczyny chodziły. No i teraz też one, co mnie zadziwiło, że bardzo chciały ubrać fartuchy i pomagać.