"Przeklęty Katyń" pojedna Polskę i Rosję?
"Katyń - to miejsce przeklęte", mówi były prezydent. Jego poprzednik - "tak jak kiedyś, również teraz ginie tam polska elita". Pokusa analogii jest silna - na rosyjskiej ziemi po raz kolejny giną najważniejsi ludzie w państwie, do tego w rosyjskim samolocie, niektórzy z nich lecieli z wyraźnie... antyrosyjską misją. Sobotniej tragedii pod Smoleńskiem grozi przez to wielka i groźna mistyfikacja.
12.04.2010 | aktual.: 12.04.2010 20:17
Mistyfikacji sprzyjają media - niedługo po katastrofie pokazywano żałobników oczekujących na prezydencki samolot w Katyniu; obok zrozpaczonych ludzi prezentowano przebitki rozbitego wraku i... przestrzelonych czaszek. Przesłanie? Oni nie zginęli "po prostu" w służbie polskiemu państwu, oni zginęli - tak, tak - niczym polscy oficerowie w 1940, na tej, w domyśle, "nieludzkiej ziemi". Nikt nie mówi tego wprost, ale obrazy telewizyjne mówią same za siebie - znów padliśmy ofiarą niewyrażalnego Zła, znów, w domyśle, ze Wschodu. Nie miejsce to ani czas, aby rozważać konkretne przyczyny katastrofy - choć wiele wskazuje, że wina nie leży po stronie rosyjskiej. Czarne skrzynki odnaleziono, są zapisy rozmów w kabinie - jest zatem szansa, że wyjaśnienia będą jednoznaczne. Że nie będzie wojen o przekazanie dokumentów ani niedomówień. Że do wiemy się z całą pewnością, kto i dlaczego podjął tragiczną w skutkach decyzję o lądowaniu pomimo wyraźnych sugestii ze strony obsługi lotniska, aby lecieć gdzie indziej.
Pytaniem najważniejszym, jakie się dziś przed nami otwiera, jest to - czy ten "przeklęty" Katyń (Smoleńsk) może nas wreszcie z Rosjanami pojednać? Polacy oczekiwali gestów ze strony Władimira Putina, pokajania się, przeprosin. Żebyśmy wiedzieli, że "nie tylko nam zależy na pojednaniu". Wydaje się, że od sobotniego poranka nie tylko władze rosyjskie wykonały całą serię gestów. Nie mają sensu dywagacje, czy premier Putin "wzruszył się autentycznie" czy nie - można podejrzewać, że lata kariery w resortach siłowych nauczyły go w razie potrzeby "wzruszać się" tak intensywnie, że sam już nie odróżnia czy gra, czy jest szczery. Nie o to tu jednak chodzi. Istotne jest, że dwaj przywódcy niespecjalnie dotąd przyjaznego nam państwa wykazali wolę polityczną, by wyrazić solidarność z Polakami - Miedwiediew wygłosił ciepłe orędzie, Putin poleciał na miejsce katastrofy, ogłoszono żałobę narodową. Państwowy kanał informacyjny Wiesti 24 relacjonował katastrofę na żywo, a sylwetkę prezydenta Kaczyńskiego omówiono w nim
bardzo rzetelnie i zarazem życzliwie - ani słowa o antyrosyjskim nastawieniu, za to dużo o działalności opozycyjnej w KOR i "Solidarności".
Można rzec - wszystko to na pokaz, czysto instrumentalne. Oczywiście, że tak! Ale w ramach tej "instrumentalnej" logiki, ofiary polskie okazały się ważniejsze nawet od rosyjskich - po niedawnych zamachach w Moskwie żałoby nie ogłoszono. Oczywisty cynizm władz rosyjskich nie wyklucza wcale chęci zbliżenia. Rosję mocno dotknął kryzys, chińskie zagrożenie narasta, a wielkie plany współpracy energetycznej z USA (wspólne wydobycie złóż gazu na Morzu Barentsa) prawdopodobnie spaliły na panewce (i amerykańskich pokładach gazu łupkowego). Moskwie może zacząć się spieszyć do Europy - i dlatego po smoleńskiej tragedii Putin wykazał tyle ciepła i empatii. Miał w tym interes - powiedzą sceptycy, ja dopowiem - miejmy nadzieję, że to interes, a nie chwilowy prywatny sentyment doświadczonego kagiebisty. Pojednawcze gesty Rosjan to wyraz świadomości, że dobre stosunki z Polską - także te symboliczne - są konieczne, aby ich kraj "zmieścił się" w Europie.
Inna kwestia to postawa samych Rosjan i ich mediów niezależnych - żal i współczucie, a nawet swoiste przeprosiny za ten "polski los w Rosji" wyrażali tak różni ludzie jak narodowy bolszewik Eduard Limonow czy publicyści liberalnego radia Echo Moskwy. Niezwykle szczere - choć czasem podszyte pansłowiańską ideologią jedności Polaków i Rosjan - były reakcje zwykłych obywateli, którzy tłumnie składali kwiaty pod polską ambasadą.
Składając hołd ofiarom musimy pamiętać, jak wielką bolączką Polaków była niezdolność uczenia się nie tylko na cudzych, ale nawet na własnych błędach. I nie chodzi bynajmniej o stan naszej floty powietrznej - choć i ten należy poddać weryfikacji. Uczestnicy tragicznego lotu do Katynia padli ofiarą - o, gorzka ironio – "ofiarniczej" polityki historycznej, w której kultywowanie pamięci o dawnej traumie miało być źródłem narodowej siły. Doznaną krzywdę próbowano nie tylko zamienić na cnotę, ale i przeliczyć na twardą walutę - z raczej miernym skutkiem. Co gorsza, zakładnikami tej polityki stali się ludzie na co dzień od niej dalecy i przeciwni ostentacyjnej martyrologii. Czy będziemy potrafili wyciągnąć wnioski i przyjąć - choćby i były cyniczne - rosyjskie gesty pojednawcze? Dylemat ten dobrze podsumował publicysta niemieckiego dziennika "Frankfurter Rundschau": Polska nie musi już więcej składać ofiar. Odnalazła swoje miejsce w Europie. A któregoś dnia zadecyduje o tym, czy i Rosja może zawrzeć swój pokój z
Europą. Właśnie w Katyniu.
Michał Sutowski (Krytyka Polityczna) dla Wirtualnej Polski