"Przejęcie" pilotów to nie wszystko. PiS szykuje jeszcze jedną ważną zmianę

Rząd PiS przyjął zmiany, które w praktyce oznaczają cofnięcie nas do cyfrowego średniowiecza, czyli do sytuacji, w której promowane będzie oglądanie telewizji w tradycyjnym stylu. Efekt? Nie będziemy mogli decydować o tym, co, kiedy i na czym będziemy oglądać. - Władza, która hamuje rozwój, ma zapędy totalitarne. Przede wszystkim w kwestii mediów - ocenia w rozmowie z WP dr Krzysztof Grzegorzewski, medioznawca z Uniwersytetu Łódzkiego.

Zmiany proponowane przez PiS ograniczą swobodne korzystanie z TV internetowej
Zmiany proponowane przez PiS ograniczą swobodne korzystanie z TV internetowej
Źródło zdjęć: © East News | Jacek Dominski/REPORTER

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

#LexPilot od czwartku rozgrzewa opinię publiczną. To przyjęty przez rząd projekt ustawy, który wprowadza zmiany dotyczące Prawa komunikacji elektronicznej i odnosi się do Ustawy o radiofonii i telewizji.

O co dokładnie chodzi? Przepisy mówią o tym, które kanały telewizyjne muszą znajdować się w ofercie operatorów płatnej telewizji. Na takiej liście znajdują się na ten moment TVP1, TVP2, TVP3, Polsat, TVN, TV4 i TV Puls. Kiedy nowelizacja wejdzie życie, ze wspomnianej listy wypadną wszystkie komercyjne kanały. Pozostaną za to programy TVP1, TVP2, TVP3. Dodane zostaną również kanały TVP Info i TVP Kultura.

Jak to będzie wyglądać w praktyce? Obecnie np. na platformie Canal+ TVP1 jest dopiero na kanale 11, a na platformie Polsat Box kanał TVP Info - na miejscu 65. W sytuacji, w której ustawa wejdzie w życie, komercyjne kanały zostaną zepchnięte na dalsze miejsca, a na czołówkę wysuną się te z telewizji publicznej.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Koniec oglądania gdzie i co się chce

Zmiany, jakie zaproponowano w Ustawie o radiofonii i telewizji, schowane pod płaszczykiem zmian w prawie komunikacji elektronicznej, oznaczają koniec oglądania telewizji w internecie w formule, jaką znamy. Ale to niejedyna zmiana, która dotknie Polaków. Jest jeszcze coś.

Ustawa powoduje, że zdecydowanie łatwiej będzie korzystać z urządzeń stacjonarnych do oglądania telewizji. Chcąc obejrzeć serial na plaży albo mecz w tramwaju w innym miejscu niż platforma nadawcy, będziemy spotykać się z dużo większymi trudnościami.

Nadawca, jak np. TVP, będzie mógł w sieci dystrybuować swój sygnał. Jeśli oczywiście będzie chciał. W praktyce miliony odbiorców telewizji internetowej zostaną pozbawieni wyboru. Będą musieli tym samym szukać opcji w innym miejscu, a w rezultacie mogą po prostu nie znaleźć jej nigdzie.

Z ustawy wypływa przekonanie, że jedynym właściwym sposobem konsumowania telewizji jest tradycyjny, stacjonarny sposób jej oglądania. Młodzi ludzie coraz częściej rezygnują z telewizji. Jednak - przy okazji ważnego wydarzenia, jak np. mistrzostwa świata w piłce nożnej - wybierają korzystanie z tego medium przy użyciu internetu. W nowym podejściu, jakie proponuje rząd, ta grupa zostaje pominięta. Podkreślmy, że są osoby, które od lat nie mają telewizora i - gdyby nie internet - w ogóle nie mają dostępu do telewizji. Tym samym skończy się oglądanie jak się chce i kiedy się chce. Cofa się ich do cyfrowego średniowiecza.

Ważne jest również to, że ucierpi także jakość streamu. Ta nie będzie zależała od operatora aplikacji, tylko od stacji telewizyjnych dostarczających każdy program z własnej infrastruktury. Stream będzie więc uzależniony od możliwości technicznych nadawców. Polacy stracą więc prawo wyboru, a do tego - w przypadku problemów z internetową transmisją meczu - nie będą mieli już żadnej alternatywy wobec serwerów nadawcy publicznego.

Dr Krzysztof Grzegorzewski, medioznawca z Uniwersytetu Łódzkiego, w rozmowie z Wirtualną Polską mówi, że to oznacza wzmocnienie niepokojącego zjawiska, czyli wykluczenia medialnego i cyfrowego. - Rozpakietowanie oferty telewizyjnej podroży ofertę. Ludzie, którzy będą chcieli naprawdę oglądać, znajdą sposób, by dotrzeć do danego kanału. Jednak rozpakietowanie kanałów, to, że będą one miały gorsze możliwości konkurencji, ale i to, że będą droższe, doprowadzi do tego, że wielu ludzi za to po prostu nie będzie w stanie zapłacić i będzie musiało zrezygnować z korzystania - wylicza.

- Władza, która hamuje rozwój, ma zapędy totalitarne. Przede wszystkim w kwestii mediów - podkreśla.

Nakaz zamachem na autonomię widzów?

- PiS chce bazować na tzw. tarciu. Im więcej działania musimy wykonać, tym mniej chętnie to robimy - ocenia w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Jacek Wasilewski, medioznawca z Uniwersytetu Warszawskiego, odnosząc się do tego, że na pierwszych miejscach na liście kanałów będą znajdować się programy mediów publicznych. - Część osób będzie bardziej podatna na to, by oglądać TV wspierającą partię rządzącą - mówi.

Drugą kwestią, na którą zwraca uwagę, jest fakt, że kiedy coś nam się narzuca, zwykle reagujemy zupełnie odwrotnie. - Ludzie będą próbować robić różne rzeczy, by obejść ten nakaz. Chcąc przy okazji zachować pewnego rodzaju autonomię, poczucie, że nadal to oni będą podejmować decyzję, sami będą wybierać - zaznacza.

- Będą powstawać nowe wyjścia z sytuacji, jak te mające miejsce w przypadku prób omijania zakazu handlu w niedziele. Trudno powiedzieć, jak bardzo nakaz będzie uważany za zamach na autonomię, a jak bardzo będzie odbierany jako rzecz mało zauważalna i niespecjalnie dotkliwa - podkreśla ekspert.

"Zmiany ustalane tzw. siekierą"

Należy podkreślić, że przyjęcie projektu w obecnym kształcie spowoduje wymierne straty nadawców i operatorów prywatnych. Ponadto wiąże się to z poniesieniem przez nich dodatkowych kosztów. Dla widzów oznaczać to będzie natomiast wyższe ceny za telewizję kablową i satelitarną.

Prof. Jacek Wasilewski zaznacza, że dostawcy tzw. boxów czy pakietów będą "na gwałt szukać opcji dającej możliwość dalszego zwrotu z inwestycji". - Bardzo trudno jest inwestować w coś, co nagle zmienia strategię. Prawdopodobne jest więc, że widz będzie mógł wybrać np. opcję podstawową lub rozbudowaną, dostosowaną do jego potrzeb - ocenia.

- Wydaje mi się, że rynek będzie raczej dążył do homeostazy. Do stanu, który będzie zapewniał przychody, skalkulowane w inwestycjach w boxy i pakiety. Dlaczego tak według mnie będzie? Ponieważ zmiany proponowane przez rządzących są ustalane tzw. siekierą, nie są konsultowane. Zwykle takie zmiany mają dużo dziur, w które będzie można się wciskać. Trochę to potrwa, ale o to chodzi, by trwało. O to, by przetrwać - podkreśla nasz rozmówca.

I dodaje, że mamy do czynienia z pewnego rodzaju "powodzią politycznej interwencji". - Jak w każdej powodzi, biznes będzie tworzył kładki, tunele, przejścia, by przetrwać. Nie sądzę, by była to trwała zmiana - podkreśla medioznawca.

"Chodzi o wzmocnienie TVP, która jest w rękach polityków"

Proponowane zmiany to - jak zauważają eksperci - kolejny krok, po wpompowaniu dodatkowych 700 tys. złotych w TVP i media publiczne, w postępującym faworyzowaniu rządowej telewizji. Wszystkie zmiany zbiegają się z nadchodzącymi wyborami. - Widzę tu oczywisty kontekst polityczny: wzmocnienie pozycji TVP przed wyborami parlamentarnymi i zmuszenie operatorów do umieszczania na platformach satelitarnych wszystkich programów regionalnych TVP. To radykalnie podnosi koszty funkcjonowania prywatnych podmiotów - mówi WP Juliusz Braun, były przewodniczący KRRiT i były prezes TVP.

- Chodzi o wzmocnienie TVP, która jest w rękach polityków, wzmocnienie przekazu przed kampanią wyborczą - dodaje dr Krzysztof Grzegorzewski. I podkreśla: - Nowe zadania TVP będą skoncentrowane na tym, by tworzyć nowe programy, mieć nowych korespondentów, rozprzestrzeniać przekaz. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że to ściśle kwestia polityczna.

- Powszechność, równość, pluralizm i jakość - wszystkie te rzeczy są ordynarnie gwałcone w tzw. mediach publicznych w warstwie werbalnej i poza werbalnej - dodaje.

Czytaj też:

Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
telewizjainternetmedia
Komentarze (900)