ŚwiatPrzegrywamy wojnę z IS, nawet gdy wygrywamy bitwy? Oceny ekspertów

Przegrywamy wojnę z IS, nawet gdy wygrywamy bitwy? Oceny ekspertów

Jeszcze dobę temu światowe media pisały o symbolicznych sukcesach w walce z Państwem Islamskim - odbiciu z rąk islamistów Sindżaru i zgładzeniu Johna Dżihdysty. Teraz czołówki gazet są poświęcone tylko jednemu - koszmarowi z Paryża. Dlaczego przegrywamy wojnę z islamistami, nawet gdy wygrywamy bitwy? Co jest siłą napędową dżihadystów i gdzie popełniamy błąd? Odpowiadają eksperci Krzysztof Liedel, Tomasz Otłowski i Jędrzej Czerep.

Przegrywamy wojnę z IS, nawet gdy wygrywamy bitwy? Oceny ekspertów
Źródło zdjęć: © AFP | Miguel Medina
Małgorzata Gorol

Krzysztof Liedel, ekspert ds. terroryzmu, były Dyrektor Departamentu Prawa i Bezpieczeństwa Pozamilitarnego BBN

Terroryzm jest zagrożeniem o charakterze asymetrycznym. Nawet jeśli jest się wielkim mocarstwem, silnym bogatym państwem, to niewielka grupa ludzi - odpowiednio przeszkolonych, zmotywowanych i uzbrojonych, nawet nie w jakieś wymyślne środki - jest w stanie przeprowadzić atak terrorystyczny, który wywoła efekt psychologiczny. To tutaj przegrywamy tę wojnę z terroryzmem. Z punktu widzenia militarnego z każdą organizacją terrorystyczną bylibyśmy sobie w stanie poradzić. Natomiast Państwo Islamskie do perfekcji opanowało kwestię propagandy, wojny informacyjnej, psychologicznej. To Brian Jenkins powiedział, że terroryzm jest teatrem, skierowanym do tych, którzy patrzą, a nie do tych, którzy giną. To sprawia, że zamachy i tego typu incydenty wywołują efekt strachu i głównie w sferze propagandowej przegrywamy walkę.

(…)

Państwo Islamskie umiejętnie wykorzystuje proces radykalizacji; ma ludzi, którzy się w tym specjalizują. Żyjemy w świecie wolnym, gdzie jest swoboda informacji, a internet stał się narzędziem radykalizacji i rekrutacji w szeregi organizacji terrorystycznych. Dodatkowo, chyba jest tak, że my jako świat (Zachodni - red.), Europa przeżywamy pewien kryzys kulturowy i społeczny. Mnóstwo ludzi jest sfrustrowanych i podatnych na manipulację. To są elementy umiejętnie wykorzystywane przez terrorystów i dzięki temu mają tylu zwolenników.

Tomasz Otłowski, ekspert ds. bezpieczeństwa narodowego, Bliskiego Wschodu i Azji Środkowej

Przegrywamy nie tyle z ISIS czy Al-Kaidą, przegrywamy z radykalnym islamem jako takim. Tymczasem wizja islamu i świata prezentowana przez islamskich radykałów z roku na rok staje się coraz bardziej atrakcyjna dla coraz szerszej rzeszy "zwykłych" muzułmanów. Dlaczego? Bo jest dla nich nie tylko nośna kulturowo i cywilizacyjnie, ale też dlatego, że Zachód nie ma do zaoferowania alternatywy. Co więcej, Zachód nie ma do zaoferowania nic poza "zdobyczami" demokracji i liberalizmu, które z punktu widzenia każdego wierzącego muzułmanina są po prostu obraźliwe i grzeszne. To jest starcie cywilizacji, z czego nie chcemy sobie zdać sprawy w imię poprawności politycznej - i dlatego przegrywamy.

Dlatego też zamiast na wojnie z ideologią radykalnego islamu skupiliśmy się na wojnie z konkretnymi grupami, grupkami i strukturami. Dlatego cieszymy się, że gdzieś daleko odzyskano z rąk kalifatu jakieś miasto albo kilka wiosek, że zabito jakiegoś psychopatę, z którego wcześniej media zrobiły ikonę terrorystów ISIS. A nie widzimy spraw fundamentalnych, takich jak ta, że dżihadyści nie wzięli się znikąd. Oni są produktem swej cywilizacji i w tej cywilizacji trzeba szukać zarówno przyczyn i źródeł islamizmu, jak i sposobów na jego zwalczenie. Nawet dzisiaj rano, po rzezi w Paryżu, wszędzie mówi się o "terroryzmie", odmieniając to słowo przez wszystkie przypadki, ale bez przedrostka "islamski". Dlaczego? Bo tak jest poprawniej.

Tak więc siłą napędową dżihadystów jest nasza (Zachodu) słabość - brak zdolności oceny autentycznych przyczyn i charakteru wojny, którą nam wytoczyli islamiści. I dlatego takich ataków jak dzisiaj będzie, niestety, coraz więcej...

Jędrzej Czerep, ekspert Fundacji Amicus Europae i Uniwersytetu kardynała Stefana Wyszyńskiego

Trudno powiedzieć czy przegrywamy wojnę. Mamy tutaj do czynienia z ciągiem aktów o wielkim znaczeniu symbolicznym. Śmierć kata znanego z filmów dżihadystów osłabiała bardziej wizerunek IS niż wiązała się z realnym zwycięstwem. Z kolei wymiar symboliczny porażki IS pod Sindżarem był tak samo ważny co militarny. I w przypadku ataków w Paryżu taki zamach uznaje się za udany, gdy ma przełożenie symboliczne, propagandowe, niezależnie od tego, czy do jego wykonania były potrzebne wielkie środki i siły.

(…)

Siła przyciągania IS wzięła się z potęgi symbolicznej; wystarczyło, że ktoś ogłosi, że odrodził się kalifat i to stało się niesamowitym magnesem. Dla dużej liczby ludzi, którzy uznali, że spełniają się proroctwa ma to wydźwięk ponadnaturalny, mistyczny, apokaliptyczny.

(…)

Słabością społeczeństw zachodnich jest to, że nie dają takiego namacalnego poczucia, iż człowiek może poświęcić swoje życie dla jakiejś sprawy ostatecznej, że przyczynia się do wypełniania proroctw. W dżihad włączają się ludzie, którzy nie mają celu w życiu, są rozczarowani, mają potrzebę dowartościowania, braku tego, czego nie dostali od społeczeństwa zachodnich i nie potrafią odnaleźć się kręcąc się wokół konsumpcji, szukania pracy, akceptacji. Oto stają się kimś ważnym, jakimiś jeźdźcami apokalipsy, mścicielami. Przez co uważają samych siebie za niezwykle wyjątkowych, których życie nabrało celu, mają misję do wykonania. Ale siła oddziaływania psychologicznego takiego mechanizmu ma krótki termin ważności. Sprawdza się, gdy dochodzi do symbolicznych zwycięstw, a kiedy mają miejsce porażki, opada. Jedna porażka symboliczna wymaga momentalnie szybkiej odpowiedzi i zwycięstwa psychologicznego, by ta główna siła organizacji zachowała swoją ważność. Nie można wykluczyć, że w takim razie w różnych miejscach są w
rezerwie zamachowcy po to, by w momencie, gdy IS zaczyna piarowo przegrywać, zostali uruchomieni i przyćmili te porażki czy słabości. Ataki w czerwcu na turystów w Tunezji i tego samego dnia zamach na meczet w Kuwejcie miały prawie bezpośrednie połączenie z wydarzeniami na polu walki w Syrii - dzień wcześniej nad Kobane zawisła kurdyjska flaga. Choć nie ma twardych dowodów na powiązania tych wydarzeń, można wysnuć logiczne przypuszczenie, że sytuacje w Syrii i Iraku mają wpływ na uruchomienie takich uśpionych bojowników gdzieś na świecie, którzy mieliby za zadanie podbić temat Państwa Islamskiego.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (424)