Przed "Archipelagiem" księdza pojawiło się BMW. Za chwilę skarbówka
- Od kilku miesięcy tutaj nic się nie dzieje - mówią Wirtualnej Polsce sąsiedzi "Archipelagu", czyli ośrodka budowanego przez fundację ks. Olszewskiego na warszawskim Wilanowie. Kiedy we wtorek byliśmy w okolicy, przed budynkiem pojawiło się tu najpierw czarne BMW, a potem służba celno-skarbowa.
Przy ulicy Dobrodzieja w Wilanowie miało powstać kompleksowe, nowoczesne centrum wsparcia dla osób, które doznały krzywdy w wyniku różnych przestępstw. A przynajmniej w założeniach fundacji. Centrum miało rozpocząć działalność w 2024 roku, ale nadal jest nieukończony. Fundacja Profeto nazywa go "archipelagiem".
We wtorek odwiedziliśmy okolicę. Kiedy przyjechaliśmy na ulicę Dobrodzieja, przed budynkiem nie było ani jednego samochodu. Nie widzieliśmy też ludzi, którzy mogli znajdować się na jego terenie.
Po kilkunastu minutach, przed drzwi podjechało czarne BMW, a z "archipelagu" wyszli mężczyźni. Następnie na miejscu pojawili się urzędnicy ze służby celno-skarbowej. Podczas naszej wizyty nie widzieliśmy jednak, aby wchodzili do środka budynku.
Teren wokół to nadal plac budowy. Budynek nie ma gotowej elewacji, jest ogrodzony. W bezpośrednim sąsiedztwie nie ma większych zabudowań, ale za pustymi działkami i polami są już domki jednorodzinne.
Osoby, które mieszkają w okolicy "archipelagu" nie chcą podawać swojej tożsamości - przyznają jednak, że od kilku miesięcy na budowie nic się nie dzieje.
- Nie widziałem tutaj ekip, ani nie słyszałem hałasu związanego z budową. Nie widziałem też, żeby kręciły się tutaj tłumy - mówi nam mężczyzna mający widok z okien na inwestycję.
Budowa z pieniędzy Funduszu Sprawiedliwości
Wokół budowy prowadzonej przez fundację Profeto pojawiło się wiele kontrowersji. Kiedy w 2020 roku Fundusz Sprawiedliwości rozpisywał konkurs na stworzenie centrum pomocy dla osób poszkodowanych, działająca wówczas od 6 lat fundacja Profeto prowadziła radio, portal i kanał na YouTube, a w planach miała stworzenie telewizji.
Konkurs wygrała pomimo braku doświadczenia. Resort sprawiedliwości długo wzbraniał się przed ujawnieniem wysokości przyznanej dotacji. Dopiero nowy rząd przekazał, że było to niemal 100 mln złotych. Po zmianie władzy wypłatę ostatnich rat, w wysokości 32 mln złotych, wstrzymano.
Ks. Olszewski usłyszał zarzuty, które dotyczą m.in. wypłaty z Funduszu Sprawiedliwości ponad 66 mln zł dla fundacji Profeto, która - w ocenie prokuratorów - nie spełniała wymagań formalnych i merytorycznych, by otrzymać pieniądze na taką inwestycję.
Urzędnicy, którzy decydowali o przyznaniu tych środków - jak podawała Prokuratura Krajowa - mieli działać wspólnie i w porozumieniu z prezesem fundacji, czyli ks. Olszewskim.
"Gazeta Wyborcza" dotarła do kluczowych akt w sprawie, takich jak wnioski o areszt czy orzeczenia sądów. Jak wynika z dokumentów, na budowę ośrodka miało pójść ponad 55 mln zł, a pozostałe 13 mln zł miało zostać wydane na inne cele. Według "GW" pieniądze trafiały m.in. do samego księdza Olszewskiego i jego rodziny.
Do doniesień mediów, odniósł się mecenas reprezentujący Michała Olszewskiego. Jak napisał w oświadczeniu w serwisie X (dawniej Twitter - red.), "żadne środki nie były 'pobierane', 'wydawane' czy 'przelewane' z rachunku Fundacji dedykowanego projektowi 'Archipelag. Wyspy wolne od przemocy' - ani na osoby fizyczne powiązane rodzinnie, ani na spółkę Przestrzenie Kultury Sp. z o.o., wskazane w tej publikacji".
Ksiądz Michał Olszewski
Ks. Olszewski szczególnie znany jest ze swojej kontrowersyjnej działalności jako egzorcysta. Historiami z tego okresu chętnie dzielił się w mediach społecznościowych. W swojej książce "Być jak Hiob" opisywał m.in. jak salcesonem wypędzał duchy weganizmu. Egzorcyzm miał być przeprowadzony na działaczce Amnesty International, - wegance, a równocześnie (jak opisuje) wyznawczyni Kriszny i szatana.
W mediach ks. Olszewski wspominał również, jak walczył z duchami, które nawiedziły dziewczynkę po obejrzeniu ekranizacji "Harry'ego Pottera". Autorkę serii książek nazywał satanistką.
Jako prezes Profeto Olszewski, tłumaczył się z opowiadanych historii. Wtedy przekonywał już, że żałuje, że przylgnęła do niego "łatka wariata walczącego z wegetarianami".
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj też: