Prowokacja gliwicka
W sierpniu 1939 roku trwało nerwowe wyczekiwanie - Adolf Hitler wiedział, że musi siłą rzucić Polskę na kolana, ale przy międzynarodowej izolacji II Rzeczypospolitej i w ograniczonym konflikcie, który nie przerodzi się w kolejną wojnę światową. Tak narodził się plan spreparowania incydentu, który miał posłużyć do obarczenia Polski winą za wszczęcie wojny, a Francji i Wielkiej Brytanii dać pretekst do bierności.
Do realizacji makiawelicznych zamierzeń nazistów posłużyć miała radiostacja w niemieckich wówczas Gliwicach. Wieczorem 31 sierpnia 1939 r. wtargnęło do niej kilku uzbrojonych esesmanów przebranych za Polaków. Napastnicy sterroryzowali niemiecką załogę i nadali po polsku komunikat: "Uwaga! Tu Gliwice. Rozgłośnia znajduje się w rękach polskich...". Z niewiadomych powodów, po tym zdaniu radiostacja zamilkła.
W rzeczywistości operacja była kompromitacją organizatorów. Nie można było odebrać głosu spikerowi, bo studio dziennikarskie mieściło się w zupełnie innym budynku oddalonym o kilka kilometrów. Jedynym sposobem na zawładnięcie eterem było więc skorzystanie z tzw. mikrofonu burzowego, który służył do ogłaszania przerwy w transmisji na czas burzy.
Pomimo tego napad został natychmiast wykorzystany przez niemiecką propagandę jako główny "dowód polskich prowokacji". Przygotowany zawczasu, stosowny komunikat o incydencie, został nadany przez wszystkie nadajniki państwowej rozgłośni Deutschlandsender. Prawda o zdarzeniu wyszła na jaw dopiero w czasie procesów norymberskich.
Na zdjęciu: wzniesiona w latach 30. 111-metrowa wieża radiostacji w Gliwicach. Jest to najwyższa drewniana konstrukcja w Europie.