Protesty w Boliwii. Cztery osoby nie żyją
Zwolennicy byłego prezydenta Boliwii Evo Moralesa starli się z policją i wojskiem. Jak podaje IACHR, w zamieszkach zginęły cztery osoby. Świadkowie mówią, że policja i wojsko odpowiadają demonstrantom ogniem. Kraj od tygodni pogrążony jest w chaosie.
Kryzys w Boliwii trwa od końca października. Wywołał go skandal związany z reelekcją Evo Moralesa. Podejrzane wydało się ogłoszenie zwycięstwa przez lewicowego polityka zanim spłynęły oficjalne wyniki.
To wywołało lawinę oskarżeń o manipulację wynikami wyborów. Setki tysięcy ludzi wyszły na ulice, domagając się powtórzenia głosowania. Tydzień temu Morales ugiął się pod presją tłumu. Złożył dymisję i rozpisał nowe wybory.
Demonstracje zwolenników
Jednak na ulicę wychodzą również zwolennicy Evo Moralesa. Ich piątkowa demonstracja początkowo przebiegała pokojowo. Do starć doszło, gdy demonstranci próbowali sforsować wojskowy posterunek na drodze do miasta Cochabamba. Tam od tygodni trwają walki między zwolennikami i przeciwnikami Moralesa.
Świadkowie twierdzą, że policja i wojsko odpowiedziały ogniem. Zginęło wtedy 5 osób, rannych zostało 75. Do starć doszło również w La Paz, stolicy Boliwii. Demonstranci obrzucili tam policjantów kamieniami. Zostali spacyfikowani przy użyciu pałek i gazu łzawiącego.
W sobotę doszło do kolejnych zamieszek. Media donoszą o 4 zabitych. Od początku kryzysu, który trwa od końca października, zginęły co najmniej 23 osoby, a 500 zostało rannych.
Evo Morales rządził Boliwią od 2005 roku. Był pierwszym prezydentem, który wywodził się z ludności indiańskiej. Po oskarżeniach o fałszerstwo i rezygnacji z urzędu wyjechał do Meksyku. Otrzymał tam azyl polityczny.
Wciąż wspiera swoich zwolenników w kraju. Uważa również, że nadal jest legalnym prezydentem Boliwii, choć tymczasowym prezydentem kraju ogłosiła się Jeanine Anez, przewodnicząca Senatu.
Źródło: rmf24.pl/IAHCR/CNN