Bralczyk zapamięta na długo wystąpienie szefa PiS. Już wiemy, dlaczego
Jerzy Bralczyk to niekwestionowany autorytet w dziedzinie języka polskiego. Pochwała z ust profesora to nie byle co - zwłaszcza, że niełatwo na nią zasłużyć. Ta sztuka udała się prezesowi PiS, którego ekspert - choć rzadko się z nim zgadza - uważa za najciekawiej przemawiającego reprezentanta polskiej sceny politycznej.
01.05.2023 | aktual.: 01.05.2023 15:35
Jeden z najsłynniejszych polskich językoznawców już od pierwszych chwil programu "Didaskalia" dał do zrozumienia prowadzącemu, że poprzeczkę będzie miał zawieszoną wyjątkowo wysoko. - Sami państwo słyszą, że to będzie wymagająca rozmowa - zapowiedział Patrycjusz Wyżga. Wiceprzewodniczący Rady Języka Polskiego nie wahał się ani sekundy i w swoim stylu upomniał dziennikarza. - To nie rozmowa będzie wymagająca. Ewentualnie, jeżeli już, to rozmówcy mogą być wymagający - zauważył.
Po tym wstępie prof. Bralczyk został zapytany o to, czy powinno się mówić "w Ukrainie" czy "na Ukrainie". - Kategoria poprawności ma wiele wymiarów; między innymi mówimy o poprawności politycznej, nie tylko językowej (...). Ta poprawność polityczna wymaga dziś, byśmy mówili "w Ukrainie". Tego sobie życzą również mieszkańcy Ukrainy - wyjaśniał.
Język polski na dworach rosyjskich był bardziej elegancki: prof. Jerzy Bralczyk - didaskalia #8
Gość Wirtualnej Polski podkreślił, że formę z użyciem przyimka "na" stosuje i uważa za poprawną jego pokolenie. Wielu osobom łatwiej jest powiedzieć "jadę na Ukrainę". Co wtedy? Językoznawca pospieszył z radą, by ci, którzy do tej konstrukcji nie są szczególnie przywiązani oraz chcą spełnić oczekiwania ukraińskich braci, mówili "do Ukrainy". - Poprawność gramatyczna powinna wziąć pod uwagę poprawność polityczną. Ostatecznej rekomendacji jednak pan ode mnie nie uzyska, bo cały smak polszczyzny dostrzegam w ambiwalencji, która pojawia się w języku - powiedział profesor.
Dodał także, że ze strony pewnej części Polaków, braku życzliwości wobec sąsiadów wykluczyć się nie da. Jednak u większości osób stosujących tę formę trudno dopatrywać się imperialistycznych tendencji - a takie, według niektórych, kryją się w przyimku "na".
Język się zmienia. "Dla mnie nie było to nigdy słowo niemiłe"
W kwestii poprawności politycznej, która modyfikuje język, przywołał też wątek innej powszechnie niegdyś używanej formy. "Murzyn" - bo o tym słowie mowa - kiedyś wcale nie nosił śladów pejoratywnego stosunku do rasy.
- Niektórzy twierdzą, że nawet jeśli w indywidualnych przypadkach nie było życzliwości, zdawało to sprawę z pewnego ogólnego stosunku, w którym wszyscy uczestniczyliśmy. Nawet kiedy myślałem o Murzynach same dobre rzeczy, to używając tego słowa uczestniczyłem w tym języku, który nie był Murzynom życzliwy - przyznał prof. Bralczyk. I dodał, zwracając się do gospodarza programu: - Jak pan słyszy, używam tego słowa, bo zupełnie wyeliminować się go nie da, zwłaszcza że o nim właśnie mówimy.
Wiceprzewodniczący Rady Języka Polskiego dodał także, że skłonny jest uznać prawa ludzi do obrażania się, odczuwania pewnych językowych form za niemiłe, niesympatyczne i powinniśmy to brać pod uwagę. - Ja mogę tylko zapewnić, że dla mnie nie było to nigdy słowo niemiłe. Kojarzyło się z interesującą egzotyką, obecnością w innym, barwniejszym świecie - mówił.
- Wiele osób uważa, że słowo "czarny" byłoby tu lepiej widziane, choć dla mnie właśnie to określenie niosło więcej pejoratywności. Zwłaszcza, gdy stosuje się przyrostek "uch" z przymiotnikiem, którego już tu nie połączę - a wiemy, że on kojarzył się niedobrze z różnymi słowami, choćby "komuch". Zauważymy wtedy, że język może stanowić narzędzie wyrządzania przykrości - tłumaczył Jerzy Bralczyk.
Profesor podkreślił, że najlepiej tak używać języka, by kolor skóry nie różnicował, podobnie jak i każda właściwość ludzka - jakakolwiek odmienność, orientacja seksualna, wzrost czy cechy fizyczne.
Jak mówią politycy? "Nie trzeba się z nimi zgadzać"
Zapytany o język polityków, którym współcześnie nie udaje się czasem zachowywać tej złotej zasady poprawności politycznej, profesor komentował patos niektórych wystąpień publicznych. Odnosił się również do skrupulatnie zapamiętywanych przez słuchaczy odstępstw od powagi.
- Moje pokolenie pamięta, jak kończy się powiedzenie "nie strasz, nie strasz…", którym prezydent Andrzej Duda skomentował zachowanie Władimira Putina. Cała Polska zwróciła uwagę na ten przemilczany wulgaryzm. Zabrzmiało to mniej więcej tak samo, jak "wypikane" osiem gwiazdek - ocenił profesor niefortunną wypowiedź polskiego prezydenta, która padła w chwili, gdy cały świat obawiał się rosyjskiej agresji na Ukrainę.
Zobacz także
Polityczne wystąpienia mogą zawierać elementy mowy potocznej, ale nie każdemu politykowi one służą i stanowią spójną część jego wizerunku. Ale profesor Bralczyk zauważa, że z ust polityka może też płynąc ważny, poruszający przekaz.
- Ludzie, którzy przemawiają, potrafią przemówić do rozumu, przekonać, zwrócić na coś istotnego uwagę - zaznacza profesor. Dodaje też, że niekoniecznie trzeba się z nimi zgadzać, bo wtedy można zobaczyć na nowo "świat złożony z antagonizmów i sporów" i czerpać z tego rozwijającą lekcję.
Prof. Bralczyk chwali Kaczyńskiego. Ale jest i szpila
Za najciekawiej przemawiającego reprezentanta polskiej sceny politycznej Jerzy Bralczyk uważa Jarosława Kaczyńskiego. - Z przyjemnością słucham. Nie to, że mi się to podoba - komentuje profesor i wyznaje, że przed laty bardzo lubił przemówienia posła Kaczyńskiego. - Mówca nie lekceważył inteligencji słuchacza, mówił zdaniami złożonymi, wypowiadał sądy kontrowersyjne. Ja się rzadko z nim zgadzałem, ale były to dobrze zbudowane wypowiedzi - mówi naukowiec.
Dodaje jednak, że współcześnie w wystąpieniach prezesa Prawa i Sprawiedliwości zaczęły pojawiać się elementy konfliktogenne, prowokacje, zaczepne formuły, a nawet obraźliwe zwroty do adwersarzy. To sprawia, że profesor odczuwa niechęć. Szczególnie zraziło go słynne wystąpienie Kaczyńskiego "bez żadnego trybu".
Czytaj też: