Prezydent Andrzej Duda ostro odpowiada Rosjanom. Eksperci: "Ma prawo do dosadnego języka"
"Nie strasz, nie strasz" - przestrzega Rosję prezydent Andrzej Duda, nawiązując do słynnego "podwórkowego" powiedzenia. Czy głowie państwa wypada użyć potocznego języka, na granicy wulgarności, gdy wypowiada się o największym dziś wrogu Europy i świata? Jak najbardziej.
Okazuje się, że eksperci nie mają wątpliwości - prezydent ma prawo używać dosadnego języka, zwłaszcza w czasie wojny.
- To jest czas szczególny i on wymaga mocnych, zdecydowanych słów. Prezydent Duda ma tego świadomość, dlatego komunikuje się w jasny, jednoznaczny sposób. Dosadnie komunikuje się także prezydent Joe Biden, unikający przecież dotąd ostrych sformułowań. Wojna jednak zmieniła wiele, również w przekazie najważniejszych polityków - mówi Wirtualnej Polsce dr Bartłomiej Machnik, ekspert od wizerunku, wykładowca Collegium Humanum.
- Uważam, że takie wystąpienia sprzyjają Andrzejowi Dudzie. Gdyby tę "twardość" prezydent prezentował jeszcze w polityce krajowej, to pewnie jego notowania byłyby lepsze - dodaje prof. Antoni Dudek, politolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
"Miękka dyplomacja". Nie w czasie wojny
Przypomnijmy: prezydent Andrzej Duda, podczas wizyty na szczycie NATO w Brukseli, przez jedną z polskich korespondentek na konferencji prasowej został zapytany o "pogróżki ze strony Rosji wobec Polski". Nie bez powodu - wszak kilku ważnych polityków rosyjskich w ostatnim czasie sugerowało w publicznych wypowiedziach, że kolejnym celem ataku po Ukrainie może być właśnie nasz kraj.
Co na to polski prezydent? - Może nie będzie to bardzo polityczne. Jest takie powiedzenie w Polsce, może brzydkie: "nie strasz, nie strasz" [bo się z..sz - przyp. red.]. My jesteśmy narodem, który chce żyć w pokoju - powiedział Andrzej Duda.
Jednocześnie dodał, że jeśli Rosja zdecyduje się na agresję na naszą ojczyznę, to "Polska jest wystarczająco rozległa, żebyśmy mieli gdzie napastników pochować".
Po tych wypowiedziach z jednej strony prezydent był chwalony za zdecydowaną odpowiedź Rosji, z drugiej - krytykowany, a wręcz wyśmiewany przez niektórych za to, że używa potocznego języka, na granicy wulgarności.
- Czy prezydent powinien użyć bardziej dyplomatycznego języka? Moim zdaniem czas miękkiego języka dyplomatycznego się skończył. Dyplomacja zawiodła. Próby "normalnej" rozmowy z Putinem się nie udały. Nastał czas wojny. Dlatego język polityków powinien być adekwatny do sytuacji - uważa dr Bartłomiej Machnik.
Jak przyznaje ekspert: - Nie oburzałbym się na tę wypowiedź. Liczy się kontekst. Gdyby prezydent powiedział tak w czasach pokoju, a nie w momencie, gdy Rosja zabija niewinnych i bezbronnych Ukraińców, można byłoby z nim polemizować i zastanawiać się, czy te słowa są odpowiednie. Dzisiaj słowa te są adekwatne do sytuacji.
Podobną opinię wyraża prof. Antoni Dudek. - Nie powinniśmy ulegać rosyjskiej wojnie psychologicznej. Rosjanie są mistrzami w straszeniu. Nie wolno się temu poddawać, bo ci, którzy ulegli strachowi ze strony Rosjan, najgorzej na tym wychodzili. Dlatego nie powinniśmy mieć oporów przed stosowaniem twardej retoryki. Polityka, zwłaszcza w czasie wojny, wymaga twardego języka. Ale za tą twardą retoryką muszą iść także realne działania - mówi Wirtualnej Polsce politolog UKSW.
Nasi rozmówcy zgodnie podkreślają, że słowa prezydenta - proste, jednoznaczne, trafiające do "zwykłego Kowalskiego" - mają wzbudzić przekonanie, że przed Rosjanami nie można panikować. Że nie trzeba się dziś ich bać, tylko stawiać im czoła.
- Każdy z przywódców chce pokazać swoje zdecydowanie. Można nawet odnieść wrażenie, że trwa jakiś "wyścig" na tym polu. Prezydenci chcą zaistnieć w przestrzeni międzynarodowej, chcą mieć w czasie wojny jasny przekaz. Przykład Andrzeja Dudy to pokazuje - mówi dr Bartłomiej Machnik.
Jak dodaje nasz rozmówca: - Przekaz polityków wpływa na morale obywateli. Widać to najlepiej na przykładzie Ukraińców. Prezydent Zełenski komunikuje się bardzo dobrze, motywuje swoich rodaków. Nie poddaje się strachowi przed Rosją i Putinem.
Duda chce być liderem w czasie wojny
Jak przekonuje prof. Antoni Dudek, moment w prezydenturze Andrzeja Dudy jest szczególny. - Andrzej Duda chce pokazać, że jest prezydentem, a nie tylko udaje prezydenta. Wiemy, jakie zarzuty polityczne formułowano pod jego adresem. Andrzej Duda ma świadomość wizerunku, jaki do niego przylgnął przez ostatnie lata, i chce dziś wykorzystać sytuację, żeby z tym wizerunkiem zerwać. Zaczął robić to już wcześniej, od kilku miesięcy, a najlepszym tego przykładem są weta "lex TVN" i "lex Czarnek" - mówi nam ekspert.
- Dla Andrzeja Dudy to bardzo ważny moment. Wiemy, że polski prezydent ma pewne aspiracje międzynarodowe i myśli o swojej przyszłości po zakończeniu drugiej kadencji - dodaje politolog w rozmowie z WP.
- Prezydent próbuje przejąć stery polskiej polityki zagranicznej. Ma do tego zresztą konstytucyjne uprawnienia. Chce uzyskać dominację w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi. Jego aktywność w ostatnich tygodniach, liczne podróże po świecie, świadczą o tym, że Andrzej Duda chce być politycznym liderem w regionie. Zresztą kraje Europy Zachodniej wskazały Polskę jako lidera Europy Środkowo-Wschodniej. I dziś z tym liderem komunikują się Stany Zjednoczone. Andrzej Duda wykorzystuje piłkę podaną z Waszyngtonu - konkluduje prof. Antoni Dudek.
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl