Proces o pacyfikację "Wujka": Wałęsy nie ma, zeznawał Bujak
Lech Wałęsa nie stawił się we wtorek jako świadek w procesie 22 byłych zomowców, oskarżonych o strzelanie do górników w pacyfikowanych na początku stanu wojennego kopalniach "Wujek" i "Manifest Lipcowy". Były prezydent przebywa za granicą. Zeznawał natomiast Zbigniew Bujak.
08.05.2001 | aktual.: 22.06.2002 14:29
O wezwanie obu polityków do sądu wnioskował jeden z oskarżonych - Maciej Sz. Zrobił tak tuż po zeznaniach pierwszego nowego świadka w powtarzanym procesie, instruktora wspinaczki Jacka J. Zdaniem oskarżonego, Bujak i Wałęsa wyjaśnią wątpliwości powstałe po przesłuchaniu tego świadka.
Taternik mówił przed sądem, że niektórzy spośród oskarżonych w prywatnych rozmowach przyznawali się do strzelania do górników. Informacje zebrane podczas szkoleń dla zomowców w 1982 r. w Dolinie Pięciu Stawów znalazły się w tzw. raporcie taterników. Zeznania Jacka J. potwierdził przed sądem inny taternik - Janusz H.
Autorzy raportu zeznawali, że chcieli, by trafił on jeszcze w stanie wojennym do przywódcy podziemnej "S" Zbigniewa Bujaka, później - do Lecha Wałęsy, gdy był już prezydentem. Oskarżeni podważają wiarygodność tych świadków.
Zbigniew Bujak, w stanie wojennym lider Tymczasowej Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność", zeznał we wtorek, że nigdy nie zetknął się z raportem, nie wie też, by trafił on do któregokolwiek z innych działaczy "Solidarności". Dodał, że nie zna żadnego z autorów raportu. Równocześnie nie wykluczył, że taki dokument mógł powstać, i krążyć gdzieś w strukturach podziemnej "Solidarności".
Bujak zaznaczył, że niektóre regiony związku miały swoich agentów w MO i SB, nie mógł jednak potwierdzić, by jednym z nich mógł być Jacek J. (jask, mk)