Prezydent w okowach koabitacji. Do przerwy 0:1 [OPINIA]
Medialne i polityczne zamieszanie wokół ułaskawienia ministrów Kamińskiego i Wąsika, dobrze pokazuje sytuację polityczną, w jakiej znalazł się dziś prezydent Andrzej Duda – pisze dla Wirtualnej Polski prof. Sławomir Sowiński.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Abstrahując od złożonego i dramatycznego meritum tej sprawy, widać jak w soczewce: i całą trudność twardej próby jaką będzie dla prezydenta czas koabitacji, i fakt, że póki co, ani on sam, ani jego bezpośrednie otoczenie, nie wydają się na nią wystarczająco przygotowani.
Teoretycznie słuszna strategia
Teoretycznie i strategicznie trudno prezydentowi Dudzie odmówić wielu racji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Formalnie, prezydent ma zapewne sporo argumentów kwestionując sposób działania rządzącej koalicji w sprawie mediów czy prokuratury. Niezależnie od tego, że w poprzednich latach politycznie przyczynił się zapewne do obecnego chaosu.
Trudno też pomijać wyraźne sygnały prezydenta o gotowości do współdziałania z nowym rządem w kilku przynajmniej obszarach, od bezpieczeństwa, przez politykę zagraniczną, po ustawowe uporządkowanie ładu medialnego.
Trudno zatem kwestionować generalny pomysł polityczny prezydenta na trudny czas koabitacji w spolaryzowanym społeczeństwie. Z jednej strony wyraźna, ale i pragmatyczna rywalizacja z rządem Donalda Tuska, z drugiej, budowanie na prawicy własnej autonomicznej pozycji i alternatywy wobec obecnej, konfrontacyjnej i coraz mniej skutecznej polityki PiS.
Wyborczy sukces Trzeciej Drogi, ale też malejące sondaże PiS zdają się sugerować, że na prawo od centrum jest miejsce, gdzie prawicowy, ale też pragmatyczny prezydent, przez najbliższe miesiące mógłby się jakoś politycznie budować.
Pułapka gry Rejtanem
Tyle tylko, że obok strategii i racji merytorycznych, w twardej politycznej rozgrywce liczy się także taktyka. A w czasie ostrej polaryzacji liczy się ona nawet podwójnie. W tym zaś wymiarze, jak na razie, widać po stronie Pałacu Prezydenckiego głównie problemy i wyzwania.
Z całym więc szacunkiem dla pana prezydenta, najważniejsze bodaj z nich dotyczy pokusy zbyt chyba pośpiesznego i zbyt częstego wchodzenia w rolę dramatycznie protestującego Rejtana. W czasach głębokiej polaryzacji, emocji i przekraczania kolejnych granic ustrojowego status quo, rola taka ma w teatrze polityki swe miejsce i uzasadnienie. Tyle tylko, że nie jest ona napisana przede wszystkim dla głowy państwa.
Zwłaszcza w czasie politycznej burzy wyborcy oczekują od prezydenta nie tyle ekspresji i oburzenia, co raczej reprezentowania powagi państwa, stabilizowania nastrojów, a przede wszystkim – tak jak od każdego polityka – skuteczności.
Czysto taktycznie trudno więc zrozumieć, czemu to sam prezydent bezpośrednio i dość widowiskowo wchodzi w polityczną batalię wokół skazanych ministrów, a jego doradcy próbują to - na chłodno –jakoś tłumaczyć i objaśniać? Choć powinno być odwrotnie.
Trudno też wytłumaczyć, czemu już w pierwszych akordach zmagań o media publiczne, jeszcze w grudniu, prezydent postanowił wytoczyć najcięższe słowa i najcięższe działa, w postaci swego weta ustawy okołobudżetowej? Nie czekając na moment, gdy w tej trudnej i wątpliwej prawnie sprawie, koalicja zacznie się potykać o własne nogi, a on sam będzie mógł swe słowa i narzędzia polityczne wykorzystać dużo skuteczniej.
Wyborcom umiarkowanym, ceniącym autorytet państwa, również trudno zrozumieć, czemu to akurat prezydent, głowa państwa, informuje na forum zewnętrznym o kłopotach z praworządnością w Polsce. Nie spotykając się zresztą specjalnie ze zrozumieniem.
Listę tę wydłużając można by jeszcze dodać, że naturalną - i niewykorzystaną dziś – polityczną rolą prezydenta jest głośne powtarzanie wszystkim aktorom naszego dramatu politycznego, że każdy dzień wojny politycznej w Polsce, jest dniem bezpowrotnie straconym z punktu widzenia odsuwania wojny i agresji prawdziwej. Tej, której cień czai się na horyzoncie.
Do kogo należy pierwsze i ostatnie słowo?
Najbardziej widoczny jednak chyba deficyt, który poprawić najłatwiej. Dotyczy on samej polityki informacyjnej Pałacu Prezydenckiego. A zwłaszcza jasnego ułożenia proporcji między publicznym wizerunkiem samego prezydenta, a medialnymi i politycznymi ambicjami jego ministra, Marcina Mastalerka.
Mówiąc krótko, jeśli prezydent chce budować swą sprawczość, a bez tego nie ma dziś przecież polityki, to nikt nie może mieć wątpliwości, do kogo należy w Pałacu Prezydenckim pierwsze i ostatnie słowo. I kto jest w nim autorem i reżyserem politycznych scenariuszy, a kto aktorem.
0:1. Do przerwy
Czy można sobie jednak wyobrazić zmianę taktyki Pałacu Prezydenckiego i bardziej skuteczną niż dotąd grę w koabitację? Ten mecz jeszcze się nie skończył i trudno dziś wykluczyć nieco inny jego końcowy wynik. Politycy potrafią wszak uczyć się na własnych błędach, a kolejne tygodnie będą piętrzyć zapewne przed koalicją różne trudności i różne projektu ustaw, ws. których prezydent będzie miał szansę podjąć jakąś grę.
Czy oznacza to tym samym, że prezydent Andrzej Duda ma też realne szanse stanąć w szranki twardej walki o przywództwo w PiS, po rządach prezesa Kaczyńskiego? To z kolei wydaje się znacznie bardziej wątpliwe. I wątpliwości te rosnąć będą z dnia na dzień, wraz z tym, jak z dnia na dzień zbliżać się będzie do końca druga kadencja prezydenta Andrzeja Dudy.
Dla Wirtualnej Polski Sławomir Sowiński*
*Prof. Sławomir Sowiński jest politologiem z Instytutu Nauk o Polityce i Administracji UKSW, specjalizuje się w badaniach nad polityką i religią oraz współczesnymi procesami politycznymi. Autor książki "Boskie, cesarskie, publiczne. Debata o legitymizacji Kościoła katolickiego w Polsce w sferze publicznej w latach 1989-2010".