Trwa ładowanie...
27-10-2010 12:40

Prezydent przegiął - o tym skandalu mówi cały świat

Jedno zdanie w pamiątkowej księdze rozpętało burzę. „Niemcy ponad wszystko” nie kojarzy się najlepiej. Niestety część niemieckich elit zaczęła się zastanawiać, co to znaczy być „prawdziwym Niemcem" - pisze w cotygodniowym felietonie Michał Sutowski.

Prezydent przegiął - o tym skandalu mówi cały świat
d1mm6aj
d1mm6aj

Deutschland über alles: jedno krótkie zdanie i taki skandal. Prezydent Chile chciał być miły dla swych berlińskich gospodarzy – w trakcie oficjalnej wizyty wpisał do księgi pamiątkowej słynny wers dawnego hymnu Rzeszy, usunięty po II wojnie światowej. Zrobiło się niezręcznie, bo myśl, że „Niemcy ponad wszystko” nie kojarzy się najlepiej. Zwykła gafa? Niezupełnie. Raczej nieświadomy kij w mrowisko. Bo właśnie część niemieckich elit zaczęła się zastanawiać, co to znaczy być „prawdziwym Niemcem”.

Burza zaczęła się od Tilo Sarrazina. Bankiera z SPD znanego z niewyparzonej gęby i dziwnych – jak na lewicowca – poglądów. „Głupi, głupszy, PDS” (dawni postkomuniści z b. NRD) – to jeszcze ujdzie, nie tylko w Niemczech różne lewice drą ze sobą koty. „Bezrobotnym nie starcza na opał w zimie? To niech założą swetry” – tu już gorzej, ale od finansisty mało kto oczekuje wrażliwości społecznej. Tym razem przegiął naprawdę – przypisując muzułmanom i w ogóle imigrantom genetycznie (!) uwarunkowaną... niższą inteligencję, kulturową niższość i powszechną niechęć do integracji. „Niemcy się wykańczają” głosi tytuł jego książki, a główna teza brzmi: zapóźnione nieroby z Turcji drenują niemiecki socjal i mnożą się jak króliki a porządni Niemcy tak się na nich zapracowują, że już na własne dzieci czasu nie starcza. Upraszczam oczywiście, ale potoczny odbiór bestsellera jest właśnie taki. I co z tego? Afera? A jakże – politycy od prawa do lewa rytualnie potępili autora, a działacze żydowscy zasugerowali mu akces w szeregi
neofaszystowskiej NPD. I sprawa by się rozeszła po kościach – równie szybko jak setki tysięcy egzemplarzy książki.

Rozeszłaby się – rzecz w tym, że zgodnie z sondażami, co najmniej kilkanaście procent Niemców popiera tezy Sarrazina. Swoje dane i prognozy wziął z sufitu, myląc cyfry i kategorie (np. do „Turków” nie wlicza tych, którzy już dostali niemieckie obywatelstwo – i wychodzi mu, że się prawie w ogóle nie integrują...) ale nie cyfry mają znaczenie, tylko emocje. A te zaczynają w Niemczech skręcać w dziwną stronę. Już jedna czwarta Niemców generalnie „nie lubi obcych”, jedna trzecia twierdzi, że cudzoziemcy zjeżdżają nad Szprewę tylko po to, by doić państwo socjalne a 60 procent... zabroniłoby muzułmanom praktykowania ich religii! Rządzące elity boją się sondaży – prawie jak Donald Tusk. Więc w kilka tygodni po publikacji książki zaczęto najpierw półgębkiem, a potem oficjalnie podnosić, że tezy Sarrazina wprawdzie niedopuszczalne, ale... No właśnie, co ale? Ale przecież Niemcy mają swą „kulturę wiodącą”, której podstawą jest chrześcijaństwo (skąd my to znamy?!). Horst Seehofer, szef bawarskiej CSU (taki trochę
lepszy PiS) wspomniał jeszcze coś o judaizmie, żeby nikt nie miał brzydkich skojarzeń i dodał, że chrześcijaństwo opiera się na tolerancji wobec innych religii (po raz drugi: skąd my to znamy?!). Mimo tej tolerancji, imigrację trzeba zatrzymać – przynajmniej tę z „innych kręgów kulturowych”. A pragmatyczna do bólu Angela Merkel dodała, że „multikulturalizm upadł”.

A fakty? Nie trzeba stopować imigracji, bo od dwóch lat więcej ludzi wyjeżdża z Niemiec niż do nich przyjeżdża. Także z Turcji. Mnóstwo imigrantów ma problemy z podjęciem pracy – nie dlatego, że im się nie chce, tylko dlatego, że nie uznaje się ich dyplomów zdobytych w dawnej ojczyźnie. Tureccy inżynierowie często jeżdżą taksówkami a lekarze sprzedają warzywa – trochę jak rosyjscy fizycy jądrowi z doktoratami, którzy w Polsce doby wczesnego kapitalizmu sprzedawali czajniki, lornetki i maść na szczury. Tylko że w Niemczech mieszkają oni na stałe, często mają obywatelstwo. Getta? Owszem, istnieją. Przez całe dekady o gastarbeiterach myślano niewiele – mieli ciężko pracować i budować wspólny dobrobyt, osiedlali się tam gdzie taniej. Po redukcjach w przemyśle i częściowym demontażu państwa socjalnego (także rękami Schröderowskiej gazprom-lewicy) zostały ich całe dzielnice. Wykluczonych, podobnie jak wielu rodowitych Niemców – a nie islamskich fundamentalistów. Morderstwa honorowe? Zdarzają się i są obrzydliwe.
Ale już własne dzieci przy dziwacznej „niewiedzy” całego miasteczka przez całe lata gwałcił brat-Austriak a nie żaden Turek czy Pakistańczyk „z innego kręgu kulturowego”.

d1mm6aj

Rząd Angeli Merkel ma poważne problemy – nie tak wielkie jak Sarkozy we Francji, ale chadecko-liberalna hegemonia zaczyna się powoli chwiać. CDU straciła w wyborach lokalnych Nadrenię, za pół roku straci swój bastion – Badenię-Wirtembergię. Większość Niemców nie chce atomu – a rząd uległ lobby energetycznemu. Z kryzysu Niemcy wyszły nie najgorzej, ale CDU z FDP planują ostre cięcia. Nie tylko zasiłków dla najbiedniejszych – także koszty reformy ochrony zdrowia pokryją pracownicy a nie pracodawcy. Lewica – mimo podziałów – rośnie siłę i mobilizuje masowe protesty, jak ostatnio w Stuttgarcie.

Za Odrą wierzą jeszcze w resztki społecznej solidarności – ideologia głosząca, że „każdy jest kowalem własnego losu” wciąż nie jest uważana za oczywistość. Z drugiej strony rośnie niepewność o własny los, zwłaszcza wśród klasy średniej. Niemcy przez parę dziesięcioleci po wojnie nauczyli się, że problemy społeczne mają źródła... społeczne właśnie, a nie rasowe czy kulturowe. Ich „reński kapitalizm”, podszyty ideą multi-kulti to chyba jedno z większych osiągnięć ludzkości. Miejmy nadzieję, że nie zmienią w tej kwestii zdania. I że najlepszy kebab (po ichniemu „Döner”) wciąż będzie można kupić w Berlinie. Niekoniecznie w Muzeum Kuchni Zdegenerowanej.

Michał Sutowski specjalnie dla Wirtualnej Polski

d1mm6aj
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1mm6aj
Więcej tematów