Atak kilkaset metrów od granicy NATO. Rosja wysyła sygnał
Rosja i Białoruś intensyfikują naciski na NATO. Rosyjskie rakiety spadły na port w Reni nad Dunajem, zaledwie kilkaset metrów od granicy z Rumunią. - Skoro Rosjanie zaatakowali tuż obok granicy rumuńskiej, to mogą również zaatakować w pobliżu granicy z Polską - ostrzega gen. Waldemar Skrzypczak.
27.07.2023 | aktual.: 27.07.2023 11:36
Poza stratami w samym porcie nad Dunajem, niewielkich uszkodzeń doznał pływający pod rumuńską banderą statek handlowy, który został trafiony odłamkami. Atak na port w Reni to niejedyna próba nacisku ze strony Kremla na Zachód w ostatnich dniach. W weekend w rosyjskiej stolicy odbyły się rozmowy między Alaksandrem Łukaszenką a Władimirem Putinem.
Moskwa wycofała się także z umowy zbożowej, dzięki której Ukraińcy mogli dotychczas transportować swoje zboże drogą morską. Sytuacja uległa zdecydowanemu zaostrzeniu, a rosyjskie ataki na ukraińską infrastrukturę portową mają uniemożliwić ewentualny dalszy załadunek surowca. Flota Czarnomorska przygotowuje się do "egzekwowania blokady Ukrainy" - zaznaczył w swoim ostatnim raporcie brytyjski wywiad.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Rosjanie nie działają już jak jeździec bez głowy"
Ppłk rez. Maciej Korowaj, ekspert od rosyjskiej taktyki oraz analityk wydarzeń na wojnie w Ukrainie ocenia, że "rosyjskie działania są powiązane ze sobą i muszą wywołać synergię".
- Rosjanie udoskonalili swój proces typowania celów. Nie mają już może takich zasobów jak kiedyś, ale potrafią przeprowadzać dość precyzyjne uderzenia. One nie są już takie, jakby przeprowadzał je jeździec bez głowy. One są teraz powiązane z kwestiami politycznymi, społecznymi, wojną informacyjną - podkreśla analityk.
- Co zrobić z pozycji militarnej? Co z pozycji wojny informacyjnej, a co z w ramach działań specjalnych czy wywiadowczych? Jakie działania podjąć, żeby osiągnąć nacisk polityczny? Rosjanie zaczęli zadawać sobie takie pytanie i działają tak coraz intensywniej - analizuje ppłk rez. Korowaj, podkreślając, że sama siła militarna Moskwy uległa znacznemu uszczupleniu.
"Wojna zbożowa"
Gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych, podkreśla z kolei w rozmowie z WP, że Rosjanie realizują swoje cele strategiczne. - Obok działań na froncie wywołali teraz wojnę zbożową - podkreśla wojskowy.
Jak dodaje generał, działania te mają utrudnić eksport zboża z Ukrainy, a potencjalnym celem mogą zostać wszystkie szlaki wodne i lądowe.
- Dla przykładu mogą to być stacje przeładunkowe w zachodniej Ukrainie. Te przy granicy Polski są położone na tyle daleko, że one też mogą stać się celem. Skoro Rosjanie zaatakowali 200 metrów od granicy rumuńskiej, to również mogą zaatakować w pobliżu granicy z Polską - dodaje rozmówca Wirtualnej Polski.
- Wojna zbożowa miała wcześniej inny charakter, teraz ten wymiar jest bardziej militarny - dodaje gen. Skrzypczak.
"Grupa Wagnera towarem eksportowym Putina"
Sytuacja wokół Morza Czarnego to niejedyny aspekt, który w ostatnich dniach Moskwa wykorzystuje wobec Zachodu. Samozwańczy białoruski prezydent podczas swojej wizyty w Rosji nie omieszkał po raz kolejny uderzyć w Polskę. Powiedział, że "trudno mu powstrzymywać w kraju wagnerowców, którzy chcą iść na Warszawę i Rzeszów".
Rozmówcy WP zgodnie przyznają, że obecność najemników na Białorusi na pewno będzie wykorzystana do próby wpływania na sytuację w Polsce.
Głównym celem grupy ma być przegrupowanie się, stworzenie bazy wypadowej na Afrykę, wyszkolenie oddziałów Łukaszenki i "przy okazji wpływanie na sytuację w Polsce" - podkreśla gen. Skrzypczak. Samą obecność "towaru eksportowego Putina" na Białorusi - jak określił wojskowy wagnerowców - nazwał "paraliżującą".
- Ich obecność wywołuje w polskich mediach histerię - dodał generał.
Zdaniem ppłk. rez. Korowaja należy spodziewać się urządzenia przez wagnerowców kolejnych kanałów przerzutowych, którymi do Polski mieliby trafiać nielegalni imigranci. - To ciężki atak. Wypychanie ludzi na granicę spolaryzowało wcześniej społeczeństwo. To przykład typowego działania hybrydowego, naciskającego - zaznacza analityk.
- Ono wiąże nasze siły i zasoby, żeby być przy granicy. Z drugiej strony polaryzuje cały czas społeczeństwo w stosunku, jak reagować na ten sztuczny wykonany z premedytacją kryzys - tłumaczy rozmówca WP. - Ich obecność na Białorusi stanowi szerzej komentowaną formę oddziaływania niż transfer broni jądrowej na Białoruś. To naprawdę doskonale rozegrane przez Rosjan - dodaje.
Ekspert wskazuje także na możliwe "działania kinetyczne", których celem mogłoby być ponowne wprowadzenie stanu wyjątkowego na granicy z Białorusią. - Rosjanie mogą atakować, odpowiednio skalując, żeby mieć z tego użytek i wprowadzać zamęt w państwie - mówi.
- Dochodzą do tego też działania, które można realizować wewnątrz państwa - pożary różnego rodzaju obiektów składowania, pożary pól uprawnych. Rosjanie na pewno rozważają takie scenariusze, które są w ich zasięgu - podkreśla.
Taką próbą oddziaływania była zapewne także wypowiedź Łukaszenki o trudnościach w "powstrzymywaniu wagnerowców". Jej fiasko w dobie rozkręcającej się kampanii wyborczej nad Wisłą miało zaskoczyć Rosjan. - Żadna ze stron nie wykorzystała tego do rozgrywki politycznej, czego Rosjanie oczekiwali. Na pewno są zatem zdziwieni i tego się nie spodziewali - zaznacza.
Ppłk rez. Korowaj uspokaja jednak, że jego zdaniem Polska jest na to gotowa, a sytuacja jest na bieżąco analizowana. - Mam nadzieje, że zostanie to potraktowane podobnie jak słowa Łukaszenki o wagnerowcach - dodaje ekspert.
Tomasz Waleński, dziennikarz Wirtualnej Polski