Prawicowi ekstremiści na fali. Planują zamachy, budują bomby
Podczas gdy administracja Donalda Trumpa deklaruje bezlitosną walkę z terroryzmem islamskim, w USA coraz częściej pojawia się inne zagrożenie - zamachami ze strony prawicowych ekstremistów. Właśnie wyszła na jaw tajna korespondencja jednej z takich grup.
07.11.2017 | aktual.: 08.11.2017 09:44
Anticommunist Action, w skrócie Anticom, to niewielka, mało znana grupa na skrajnej prawicy, samookreślająca się jako "prawicowa odpowiedź na Antifę". Publicznie prezentuje się jako pluralistyczna koalicja środowisk zjednoczona w celu powstrzymywania lewicowych radykałów. Ale jak pokazują zapisy rozmów członków grupy, opublikowane przez portal śledczy ProPublica, to w rzeczywistości zbieranina ekstremistów i neonazistów, która mogła planować zamachy terrorystyczne. Członkowie wymieniali się instrukcjami dotyczącymi konstrukcji bomb, rozmawiali o wysadzaniu publicznych budynków i nadchodzącej wojnie domowej, która ma "oczyścić" Amerykę.
Do tej pory członkowie Anticom byli znani głównie jako "ochroniarze" Richarda Spencera, największej gwiazdy amerykańskiej prawicowej ekstremy. O Spencerze było głośno nawet w Polsce, kiedy w przeddzień Dnia Niepodległości miał odwiedzić Warszawę na zaproszenie polskich narodowców (po prosteście MSZ odwołał swój przyjazd). Jednak jak pokazują zapisy ich wewnętrznych rozmów, grupa - a przynajmniej niektórzy jej sympatycy - mogli mieć znacznie ambitniejsze cele.
W oczekiwaniu na wojnę domową
"Ktoś chce dostęp do mojej biblioteki? 137 pdf-ów na temat tego, jak tworzyć materiały wybuchowe" - zapytał jeden z dyskutantów, załączając takie dokumenty jak wojskowy poradnik pokazujący jak tworzyć bomby, instrukcje i schematy w sprawie tworzenia innych typów broni, w tym granaty, proch czy broń zapalającą.
"Chcą nazistów, to dostaną to, czego chcą (...) PODŁÓŻMY BOMBĘ POD WAŻNY BUDYNEK FEDERALNY" - zaproponował drugi.
W kolejnych przewijały się luźne propozycje przeprowadzenia zamachu w stylu tego z Bostonu w 2013 roku, a także dyskusje na temat nadchodzącej w USA wojny, która zakończy się ludobójstwem i uczyni kraj "bardziej komfortowym" miejscem do życia. Do tego memy sławiące Hitlera i Augusto Pinocheta; pierwotnie logo grupy zawierało obrazek człowieka wyrzucanego ze śmigłowca, co było jedną z metod stosowanych przez południowoamerykańskich dyktatorów. W sumie w dyskusjach na przestrzeni 7 miesięcy za pomocą komunikatora Discord udział brało ponad 1,2 tys. członków organizacji posiadających swoje filie w 11 stanach.
Trudno ocenić, jak poważnie rozpatrywane były te zamiary, bo - jak stwierdził jeden z uczestników dyskusji - "internet daje nam anonimowość, daje nam możliwość schowania się za 'ironią', by nie zostać pociągniętym do odpowiedzialności". Kierownictwo grupy publicznie zapewnia przy tym, że wszyscy użytkownicy promujący przemoc są wykluczani z dyskusji. Ale Anticom to tylko część szerszego ruchu amerykańskiej skrajnej prawicy, na którą składają się grupy "białych nacjonalistów", neonazistów, czy "alternatywną prawicę", reprezentowaną przez takich ludzi jak Richard Spencer.
Zapisy rozmów wyciekły po tym, jak były członek grupy odszedł w reakcji na ciągłe zbliżanie się organizacji - pierwotnie skupiającej się na antykomunizmie - do skrajnych środowisk. Manifestacją tego była demonstracja w Charlottesville w Wirginii, kiedy jeden z uczestników marszu zabił lewicową kontrmanifestantkę. Po tym incydencie relacje między poszczególnymi frakcjami tylko się zbliżyły.
Co więcej, z opublikowanych zapisów wynika, że Anticom utrzymywał kontakty z innymi, jeszcze bardziej niebezpiecznymi organizacjami. Chodzi m.in. o faszystowską organizację Atomwaffen, której 21-letni członek Brandon Russell został w maju zatrzymany pod zarzutem posiadania dużych ilości materiałów wybuchowych. W swoim domu przechowywał zapalniki do bomb, silnie wybuchową substancję HMTD i dwa różne rodzaje materiałów radioaktywnych. FBI odkryło ten arsenał niejako przypadkiem, podczas zatrzymania współlokatora i kolegi Russella, który przyznał się do zabicia dwóch innych członków grupy, aby powstrzymać ich od przeprowadzenia zamachu terrorystycznego.
Prawicowy terroryzm na fali
To zresztą niejedyny udaremniony zamach planowany przez prawicowych ekstremistów. W październiku ubiegłego roku trzej mężczyźni związani z ruchem "patriotycznych milicji" zamierzali dokonać zamachu na somalijskich imigrantów w Wichita w stanie Kansas. W porę zatrzymało ich FBI.
Eksperci badający radykalne ruchy ostrzegają, że liczba prawicowych bojówek - zwanych milicjami - rośnie w zastraszającym tempie. Szacuje się, że w całym kraju jest ich ponad 500. To uzbrojone grupy, często wrogie władzy federalnej, które za swoją misję uznają przygotowanie się na nadchodzące rozruchy społeczne, muzułmańską inwazję lub oczekiwaną wojnę rasową. Zwolennikiem tych ruchów i ich ideologii był m.in. Timothy McVeigh, autor zamachu bombowego w Oklahoma City, który doprowadził do śmierci 168 osób.
Według JJ McNabb, badaczki specjalizującej się w studiach nad ekstremizmem, na przestrzeni lat członkowie takich milicji byli wielokrotnie zatrzymywani przez służby w związku z terroryzmem.
- Jest wiele prób zamachów bombowych, wiele prób konstrukcji bomb. Niektórzy zajmowali się bronią biologiczną, na przykład rycyną - powiedziała McNabb w wywiadzie dla radia publicznego PBS.
Mimo tych zatrzymań, wielu ekspertów jest zdania, że w dobie zagrożenia ze strony muzułmańskich grup terrorystycznych środowiska prawicowych ekstremistów są zbyt słabo monitorowane przez amerykańskie władze. Tak uważa Daryl Johnson, były analityk Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego (DHS), który odszedł ze służby w 2010 roku.
- Odkąd odszedłem, DHS miało jednego analityka patrzącego na problem krajowego terroryzmu. Ten analityk w końcu też odszedł. Więc dziś nikt tego nie bada - stwierdził Johnson.