Poznań. Brak tlenu w szpitalu tymczasowym. Śledztwo trwa. "Śmierci można było uniknąć"
Trwa prokuratorskie śledztwo po marcowym deficycie tlenu w poznańskim szpitalu covidowym. - Było powiedziane, żebyśmy zamykali dostęp do tlenu tym, którzy nie wymagali intensywnej tlenoterapii. Pacjenci pytali: dlaczego mi to zakręcasz? Ja się duszę - relacjonowała pracowniczka szpitala w reportażu TVN24.
Pod koniec marca media obiegła informacja o ewakuacji części pacjentów ze szpitala tymczasowego w Poznaniu. Oficjalnym powodem miały być "problemy techniczne z instalacją tlenową".
Po kilkunastu godzinach okazało się jednak, że faktycznym powodem był brak odpowiedniej ilości tlenu. - Doszło do niedoszacowania ilości zamawianego tlenu w kontekście rozszerzającej się w szybkim tempie działalności szpitala tymczasowego - tłumaczył dr hab. Szczepan Cofta, dyrektor Szpitala Klinicznego Przemienienia Pańskiego.
Tlenu w tymczasowym szpitalu covidowym miał zabraknąć 30 marca przez dwie godziny, od 8.30 do 10.30. W hali Międzynarodowych Targów Poznańskich znajdowało się wówczas 230 pacjentów.
Według oficjalnych danych zmarło łącznie osiem osób. Sześć w szpitalu tymczasowym, a dwie po ewakuacji. Śmierć pacjentów z kolejnych dni nie było wliczana w tę statystykę.
"Dlaczego mi to zakręcasz? Ja się duszę"
- Około godz. 8.30 jedna z pielęgniarek podeszła, powiedziała, że będziemy mieli przekazywanych pacjentów z pulmonologii, dlatego, że są problemy z tlenem. Spada poziom tlenu - mówi anonimowo w wtorkowym reportażu "Czarno na białym" TVN24 jeden z pracowników szpitala.
- Ci, którzy nie wymagali intensywnej tlenoterapii, było od razu powiedziane, żebyśmy zamykali im dostęp do tlenu. (...) Pacjenci pytali: dlaczego mi to zakręcasz? Ja się duszę. Były wołania, krzyki pacjentów - relacjonuje inna pracowniczka.
Podobnie tamte wydarzenia wspominają chorzy. - Tam już w sieci nie było tlenu i wtedy podłączali nam tlen z butli. Ktoś inny potrzebował, to mi odłączyli i dawali drugiemu. I tak wkoło to szło. Obok mnie ludzie leżeli, robili się sini i umierali na moich oczach - mówi Dariusz Haremza, pacjent poznańskiego szpitala tymczasowego.
- Nagle widzę: zaczynają jeździć ratownicy z łóżkami, przemieszczają te łóżka. Zaczynają mi migać, jedno za drugim. Zaczęły się wędrówki z butlami. Zaczęto robić jakieś zestawy łóżek, gdzie na środku pojawiał się ratownik, który podawał tlen każdemu po kolei, rozdzielając to, co miał - mówi w rozmowie z TVN24 Zbyszek Nawrot, który przebywał w szpitalu MTP.
Brak tlenu w szpitalu covidowym. Prokuratorskie śledztwo trwa
Śledztwo w sprawie zgonu ośmiu osób prowadzi poznańska prokuratura. Śledczy mają ustalić, czy brak tlenu mógł się przyczynić do śmierci pacjentów.
Pracę stracił dyrektor szpitala ds. technicznych, odpowiedzialny za zakup tlenu.
- Nie było paniki. (...) Pacjenci, którzy zmarli, byli w stanie krytycznym. Rodziny na te informacje byli przygotowani wcześniej. Zgony nie trafiły na osoby w dobrym stanie - tłumaczy prof. Maciej Cymerys, lekarz - jak sam mówi - oddelegowany do kontaktu z mediami.
Dyrektor szpitala tymczasowego dr hab. n. med. Szczepan Cofta odmówił stacji TVN24 rozmowy przed kamerą.
- Widziałam wiele śmierci, ale żadna nie uderzyła we mnie tak mocno. Tych śmierci można było uniknąć - podsumowuje jedna z pielęgniarek poznańskiego szpitala.
Źródło: "Czarno na białym"/TVN24