Pożegnanie z Funduszem Kościelnym? Możliwe i to za zgodą Kościoła
Likwidacja Funduszu Kościelnego, którą zapowiedział Donald Tusk, jest coraz bardziej prawdopodobna. Jest na debatę w tej kwestii zgoda Kościoła katolickiego. Proces zmian musi jednak uwzględniać także interesy innych mniejszościowych Kościołów i wspólnot wyznaniowych, które również w nim uczestniczą - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz Terlikowski.
Fundusz Kościelny, w zasadzie nie wiadomo dlaczego, stał się symbolem rzekomego "dojenia" państwa przez Kościół. Jego likwidacja - obiecana już w kampanii wyborczej, a potwierdzona ostatnio przez premiera Donalda Tuska - ma być w pewnym sensie symbolicznym potwierdzeniem zmian reguł w relacjach państwa i Kościoła.
Kłopot polega tylko na tym, że najbardziej wcale nie straci na tym Kościół rzymskokatolicki, a wspólnoty mniejszościowe, a do tego od prawie dziesięciu lat Konferencja Episkopatu Polski akceptuje potencjalne zmiany w tej kwestii. O likwidacji Funduszu Kościelnego mówiono już za poprzednich rządów Platformy Obywatelskiej i już wtedy biskupi katoliccy zgodzili się na dyskusję na ten temat. A teraz, po kolejnych zapowiedziach Donalda Tuska, tylko to potwierdzili.
"W związku z planami zastąpienia Funduszu innymi rozwiązaniami o charakterze prawno-podatkowym Kościół katolicki jest otwarty na dialog w tej sprawie. Gotowość do prowadzenia rozmów w powyższej kwestii wykazał już w latach 2012-2013. Jeśli obecna sytuacja wymaga powrotu do prac nad zmianami obowiązujących przepisów dotyczących finansowania Kościołów i innych związków wyznaniowych w naszym kraju należy zadbać, aby dokonywało się to w zgodzie z postanowieniami Konkordatu, a także konstytucyjną zasadą konsensualnej formy regulacji relacji między państwem a Kościołami i innymi związkami wyznaniowymi" - napisał w specjalnym oświadczeniu sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Polski biskup Artur Miziński.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Skąd się wziął Fundusz Kościelny?
Te słowa nie oznaczają, rzecz jasna, że sprawa jest załatwiona, a jedynie, że także biskupi mają świadomość, że akurat walka o Fundusz Kościelny - jeśli miałaby dotyczyć tylko Kościoła katolickiego - jest w zasadzie wizerunkowo przegrana.
Jest oczywiście faktem, że Fundusz Kościelny został powołany przez komunistów jako sposób zadośćuczynienia za odebraną siłą własność Kościołów i wspólnot wyznaniowych.
Bezprawność tamtych decyzji jest oczywista, ale nie sposób zapominać, że w III Rzeczpospolitej ogromna część zagrabionego kościelnego majątku została albo zwrócona, albo Kościół otrzymał za nie inną rekompensatę. Środki przekazywane przez dziesięciolecia w połączeniu z rekompensatami sprawiają, że trudno usprawiedliwić nadal istnienie prawnej instytucji, która powstała w innej sytuacji prawnej i społecznej. Jest to tym trudniejsze, że instytucje religijne jako jedyne odzyskały ogromną część majątku lub uzyskały za nie odszkodowania. To wszystko sprawia, że trudno na poważnie rozmawiać o konieczności utrzymania tego modelu przekazywania środków Kościołowi.
Złożona przez Donalda Tuska propozycja nowego modelu finansowania Kościoła, czyli dobrowolnych odpisów podatkowych, też jest z perspektywy finansowej opłacalna. Owszem liczba praktykujących i zaangażowanych katolików spada, ale to wcale nie oznacza strat finansowych, bo ci, którzy zostają, czują się o wiele bardziej odpowiedzialni za wspólnotę, do której należą.
To dlatego, choć po pandemii spadła liczba uczestników mszy świętych, to "taca" wcale się nie zmniejszyła, a w wielu miejscach - jak wynika z moich rozmów z księżmi - nawet wzrosła. Zaangażowani katolicy - szczególnie, że w przypadku dobrowolnego odpisu podatkowego będzie to jeszcze prostsze - z pewnością zaznaczą odpowiednie miejsca w formularzach podatkowych, a to będzie oznaczało kolejny istotny, kto wie, czy nie większy od Funduszu Kościelnego, zastrzyk finansowy dla Kościoła.
Pozytywne efekty
Taka zmiana niesie za sobą jeszcze jeden pozytywny efekt. Otóż, jeśli wprowadzić dobrowolne odpisy, to nikt nie będzie mógł zarzucać Kościołowi, że czerpie środki przekazywane mu przez polityków. To sami wierni - za pośrednictwem dobrowolnych odpisów - przekazywaliby mu środki.
Taka forma finansowania byłaby również istotna, bo jasno wskazywałaby ona, ilu jest w Polsce realnie zaangażowanych, odpowiedzialnych za swoją wspólnotę katolików. Odsetek osób decydujących się na odpis podatkowy - to byłoby jasne (choć oczywiście nie zawsze precyzyjne) wskazanie, ilu katolików czuje odpowiedzialność za Kościół i chce go wspierać.
Inna rzecz, że i zaangażowani katolicy uzyskaliby ważny sposób manifestowania sprzeciwu wobec pewnych działań Kościoła. Masowa rezygnacja z odpisów podatkowych w pewnych miejscach (a może w całej Polsce) mogłaby być jasnym sygnałem, że kierunek w jakim zmierza dany biskup jest nieakceptowalny dla wiernych. Zależność finansowa od odpisów to także mocne uniezależnienie się od woli polityków. I już tylko z tych powodów warto poważnie potraktować propozycje Donalda Tuska.
Sygnał jaki wysłał on przy tej okazji do Kościoła też jest dość oczywisty i z perspektywy biskupów jednoznacznie pozytywny. - Chcemy ucywilizować te relacje. Nikt nie powinien ulegać pokusie konfrontacji wobec religii czy Kościoła. Prace nad nowymi regulacjami będą zmierzały w stronę odpowiedzialności finansowej wiernych, dobrowolnego odpisu osób zainteresowanych. Musi być to decyzja wiernych, nie decyzja rządu - mówił premier. A te słowa są jasnym sygnałem, że premier chce zakopać topór wojenny, że ostra antyklerykalna retoryka to już przeszłość, a on sam nie będzie umierał za postulaty lewicy.
Powrót Donalda Tuska
Donald Tusk wraca więc do swojej dawnej polityki, w której od czasu do czasu podszczypuje Kościół, ale ma świadomość, że - na tym etapie - nie da się rządzić na ostrej kontrze wobec niego. Osłabiony społecznie i politycznie przez lata rządów PiS Kościół nie powinien, i chyba ma tego świadomość, odrzucać wyciągniętej do niego ręki. Szczególnie, że gwałtowne zaostrzenie retoryki PiS i jego działania, a także zmiany demograficzne w Polsce nie sprawiają wrażenia, by prawica szybko wróciła do władzy. Trzeba się więc dogadywać z nową władzą, szczególnie, gdy składa ona korzystne propozycje.
A jakie są wady - z perspektywy Kościoła - nowego rozwiązania? Jeśli chodzi o Kościół katolicki, to nieliczne, a jeśli jakieś, to długoterminowe. Szybka laicyzacja, odchodzenie młodych ludzi będzie zmniejszać wpływy z dobrowolnych odpisów. Tyle, że ten sam proces będzie prowadził do tego, że im później zostanie podjęta debata nad zmianą metod finansowania Kościoła, tym trudniej będzie uzyskać pozytywne dla katolicyzmu rozstrzygnięcia prawne i finansowe. Młodsze pokolenie jest coraz bardziej antyklerykalne i coraz mniej religijne, a jego mocniejsze wejście w politykę będzie oznaczać silne przesunięcie polityczne w lewo. Wtedy to, co teraz oferuje Tusk, może być już nieosiągalne.
Jeśli coś jednak powinno być głęboko przedyskutowane, to sytuacja innych wyznań chrześcijańskich. Te mniejsze, choć często głęboko zakorzenione w tradycji polskiej, z wieloma zabytkowymi budynkami kościelnymi, czy silnie zaangażowane społecznie, mogą mieć trudności bez środków z Funduszu Kościelnego, a dobrowolny odpis może nie zastąpić środków jakie dotąd otrzymywały. I to w odniesieniu do nich konieczna jest głęboka dyskusja polityczna i ewentualnie znalezienie rozwiązań, które pomogłyby w pomocy im. Uznanie ich istnienia i dostosowanie do nich pewnych rozwiązań byłoby ważnym sygnałem, że równość wyznania i sumienia zapisana w polskiej Konstytucji jest istotnym faktem.
Ważne też, by osoby niewierzące także mogły przekazać odpisy na bliskie sobie cele. W tej sprawie nie powinno być żadnej dyskryminacji.
Dla Wirtualnej Polski Tomasz Terlikowski*
*Autor jest doktorem filozofii religii, pisarzem, publicystą RMF FM i RMF 24. Ostatnio opublikował "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła"; "Czy konserwatyzm ma przyszłość?". "Koniec Kościoła jaki znacie" i "Jasna Górą. Biografia".