Powrót matki Polki. Beata Szydło wychodzi z politycznego dołka
Konwencja programowa PiS pomogła jej wyjść z politycznego dołka. Była premier znów weszła w swoją ulubioną rolę – zatroskanej losem obywateli matki Polki. Beata Szydło rusza w Polskę odzyskać serca wyborców.
17.04.2018 | aktual.: 20.04.2018 14:14
W ostatnich tygodniach była rozjeżdżana walcem: przez media, przez opozycję, wreszcie – przez tzw. zakon PC, starą partyjną gwardię z prezesem PiS na czele, który publicznie odcinał się od szkodzącej jego partii sprawy nagród rozdanych członkom rządu. Jarosław Kaczyński za całą sprawę obwinił swoją dawną pupilkę – oczywiście dopiero wtedy, gdy temat stał się dla jego ugrupowania niewygodny. To była premier zdecydowała – razem z szefową jej kancelarii Beatą Kempą – o przyznaniu po cichu premii swoim ministrom, co skończyło się skandalem, a prezesa miało doprowadzić do wściekłości. Przed opozycją, która skrzętnie wykorzystała temat, pojawiła się wreszcie szansa na polityczne odbicie się, a PiS przyniosła wyraźne spadki sondażowe. W obozie władzy coś pękło.
Rozmówca WP: W PiS zastanawiano się, czy Szydło powinna wystąpić
Sprawa wywołała zdenerwowanie u tzw. „zwykłych” Polaków. Również – a może przede wszystkim – u tych, którzy popierali PiS za „pokorę, skromność i pracę”, którym to wartościom partia ta miała hołdować, a wręcz wpisała je sobie na sztandary. Ale nagle ci sami wyborcy zobaczyli chciwość władzy, za którą PiS przecież od zawsze krytykowało poprzedników. A symboliczną „wisienką na torcie” było słynne już wystąpienie Beaty Szydło na mównicy sejmowej kilka tygodni temu, gdy była premier wykrzykiwała do opozycji, iż nagrody jej ministrom się po prostu należały. Szydło „pokazała pazurki” (by zacytować prezesa PiS z wywiadu dla wPolityce), choć wielu Polaków to jej chciało wydrapać oczy. Notowania byłej premier spadały wprost proporcjonalnie do rosnącego poparcia dla Mateusza Morawieckiego, a kierownictwo PiS zdało sobie sprawę, że właściwie po raz pierwszy w historii Beata Szydło – ocieplająca przez lata wizerunek zmaskulinizowanego PiS, polityk z wielkim społecznym zaufaniem – stała się dla zjednoczonej prawicy obciążeniem. W PiS usłyszeliśmy nawet, że z wizerunkowego punktu widzenia lepiej byłoby, gdyby Szydło na konwencji PiS… po prostu nie przemawiała. Jak stwierdził jeden z naszych rozmówców z kręgów rządowych kilka dni temu, Szydło – niezależnie od tego, gdzie wystąpi publicznie – jeszcze długo będzie kojarzyć się z konfrontacyjnym, dla wielu pysznym wystąpieniem w Sejmie i frazą „nam się należy”. A to Polaków ma odrzucać. – To nie jest jest odium, które można szybko z siebie zmyć – zauważył jeden z naszych rozmówców.
Lepsza wersja byłej premier
Ostatecznie jednak Szydło na programowej konwencji zjednoczonej prawicy wystąpiła. I – co zresztą przyznają w samym PiS – wypadła zaskakująco dobrze. Działacze zgotowali byłej premier owację na stojąco, zobaczyli tę samą Beatę, która z pasją i determinacją poprowadziła dwie zakończone sukcesem kampanie z 2015 r.: prezydencką i parlamentarną.
Podczas swojego wystąpienia na konwencji Szydło sama zresztą o tamtych wydarzeniach przypomniała. Wie, że jest to pole, na którym może się popisać i na którym czuje się pewnie, bo 2015 r. był rokiem największych sukcesów Szydło w całej jej politycznej karierze. Zwieńczeniem tego czasu, swoistym ukoronowaniem, było powierzenie jej fotelu premiera.
Szydło na sobotniej konwencji – jak ktoś zauważył – była najlepszą wersją siebie samej, co przejawiało się nawet w takich detalach, jak świetnie dobrany strój czy "odświeżona" fryzura. Gdy Szydło występowała po raz ostatni jako premier w Sejmie pod koniec ubiegłego roku, kiedy głosowano nad wnioskiem o wotum nieufności dla niej – zmęczona, spięta, przygnębiona decyzją o jej zastąpieniu przez Mateusza Morawieckiego – była cieniem samej siebie. W sobotę zobaczyliśmy zupełnie inną osobę.
Była premier uznała, że trzeba się nieco przed wyborcami ukorzyć. Dała do zrozumienia (choć w zawoalowany sposób), że przyznanie nagród ministrom mogło zostać źle odebrane przez społeczeństwo. Zwróciła się bezpośrednio do Polaków: - Wiem, że możecie czasem mieć takie poczucie, że odrywamy się od waszych problemów. Wiem, że popełniamy błędy. Mam też takie poczucie, że żeśmy się po prostu zasiedzieli w Warszawie i musimy się znów wreszcie z wami spotkać, słuchać i rozmawiać! Potrzebujemy waszej mądrości! – mówiła Szydło. I to był właśnie przekaz tak dobrze znany z kampanii: zero arogancji, „jesteśmy mądrzy mądrością Polaków”. Czy wiarygodny? Ocenią wyborcy.
Rola, w której Szydło czuje się najlepiej
W każdym razie Szydło na ostatniej konwencji wystąpiła w roli, w której czuje się najlepiej: otaczającej finansową opieką rodziny matki Polki, wrażliwej na ich potrzeby, zatroskanej losem Polaków. I, co ważne, nie mówiła jedynie o programie 500+, bo przypominanie o tym co chwila dla wielu jest już po prostu męczące. Zapowiedziała nowe formy materialnego wsparcia, przede wszystkim dla kobiet w ciąży i młodych rodzin. Wyprawki szkolne, emerytura dla mam wychowujących przynajmniej czwórkę dzieci – to wszystko brzmi atrakcyjnie, a obietnice są mierzalne, wręcz namacalne, realne do wprowadzania w relatywnie krótkim czasie. Na tym polu – realizacji programów społecznych – była premier ma swoje sukcesy, programem 500+ zapisała się już w historii. Mówiąc zatem o kolejnych programach, zachowuje wiarygodność. Dodatkowo instytucjonalnie wzmacnia ją szefowanie Komitetem Społecznym Rady Ministrów, który stworzono specjalnie dla niej.
Beata Szydło nikomu w partii nie musi już nic udowadniać. Niezależnie od sytuacji wewnętrznej w PiS, zawsze była lojalna. Jej premierostwo w ogromnej części było determinowane jej osobistą walką o uznanie prezesa. Ale dziś największym kapitałem politycznym byłej premier są wyborcy PiS, którzy wciąż ją uwielbiają, dlatego słowa o „zasiedzeniu się w Warszawie” również nie padły na ostatniej konwencji przypadkowo. Szydło świetnie czuje się na lokalnych eventach, spotkaniach z wyborcami i działaczami z terenu. To dla niej dziś naturalne środowisko i pole, na którym może „robić politykę”. A Warszawa? Tu Szydło ma łypiących na nią starych wyjadaczy z partyjnego zakonu i szorstką przyjaźń z prezydentem. W terenie była szefowa rządu ma posłuch i uznanie. Pytanie, czy będzie potrafiła to wykorzystać.
Michał Wróblewski dla WP Opinie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl