Powrót do szkoły. "Zawsze chciałem zostać supermenem". Dyrektor szykuje się na 1 września

- Zawsze chciałem zostać supermenem - mówi nam dyrektor szkoły podstawowej w Kartuzach. To jego reakcja na wytyczne dotyczące powrotu do szkoły przygotowane przez MEN. Będzie musiał sam przygotować wewnętrzne zasady działania placówki tak, by zmniejszyć w niej ryzyko zakażenia koronawirusem. - Wytyczne MEN nie wystarczą - wyjaśnia.

Powrót dzieci do szkół. Wytyczne MEN to schemat, który nie wystarczy dyrektorom. Szykują własne rozwiązania
Powrót dzieci do szkół. Wytyczne MEN to schemat, który nie wystarczy dyrektorom. Szykują własne rozwiązania
Źródło zdjęć: © PAP | PAP/Leszek Szymański, Leszek Szymañski

Powrót do szkoły już 1 września. Na dwa tygodnie przed ministerstwo edukacji narodowej opublikowało wytyczne, którymi mają kierować się dyrektorzy. To pięć rozporządzeń, w których znalazły się ogólne zasady organizacji pracy szkół.

Powrót do szkoły. Dyrektor jak supermen

- Zawsze chciałem zostać supermenem - mówi WP dyrektor szkoły podstawowej Dariusz Zelewski.

Jako pierwsza takiego porównania użyła Iga Kazimierczyk, prezeska fundacji Przestrzeń dla Edukacji. Na Twitterze napisała: "Dzięki nowym rozporządzeniom dotyczącym organizacji nowego roku szkolnego, dyrektorzy szkół staną się supermenami a każda dyrektorka zamieni się w wonderwoman".

- Jedno jest jasne: nie możemy już niczego więcej oczekiwać, bo już niczego więcej nie otrzymamy - ani żadnich informacji od ministra edukacji, ani od inspektora sanitarnego - komentuje dyrektor.

Przyznaje, że już planuje, jak zorganizować pracę szkoły, by była ona bezpieczna, a nauka stacjonarna trwała jak najdłużej. - Przystępujemy już do tego, by na własnym podwórku dopracować te rzeczy, które nie do końca są opisane w rozporządzeniach MEN - wyznaje.

I dodaje: - Kilka rzeczy przychodzi już do głowy.

Powrót do szkół. Na początek - kwestia samego nauczania

Przede wszystkim samo nauczanie. Jak mówi dyrektor, pierwsze tygodnie mają być nawiązaniem relacji z uczniami, diagnozą potrzeb i powrotem do materiału przerabianego w trakcie nauki zdalnej. - Podstawę zostawimy w tym czasie w tyle. Odejdziemy też od oceniania. Chcemy zminimalizować strach uczniów, ale też rodziców - będziemy cały czas z nimi w kontakcie i będziemy ich informować, czego od nich oczekujemy. Ta współpraca jest bardzo istotna - dodaje.

- Chcemy też dokładnie zdiagnozować temat nauki zdalnej. Bo co, jeśli taka konieczność pojawi się z dnia na dzień? Będziemy pytać uczniów, czy mają sprzęt i warunki, gdyby trzeba było przejść do hybrydowego modelu nauczania lub całkowitej nauki zdalnej - wyjaśnia Zelewski.

Przyznaje też, że nawet w nauce stacjonarnej szkoła częściowo będzie korzystać z platformy internetowej. - Chcemy zrezygnować z tradycyjnych zadań domowych, a jeśli coś już będzie do zrobienia, zostanie wrzucone właśnie na taką platformę - mówi.

Po drugie bezpieczeństwo

- Bezpieczeństwo to drugi filar i tu już też wiemy mniej więcej, jak do sprawy podejdziemy. Zrobimy przerwy w różnym czasie, by dzieci nie tłoczyły się na korytarzach. Już wcześniej chcieliśmy odejść od dzwonków, które często przerywają pracę w złym momencie. Będziemy też starali się zrobić to tak, by uczniowie te przerwy spędzali na dworze - zdradza dyrektor.

Zapewnia, że środki dezynfekujące będą przy wejściach, na stołówce, w sekretariacie. -Na bieżąco będziemy też dezynfekować korytarze i balurstrady - dodaje.

- Mamy już kupione termometry, mamy też zapas maseczek. Choć minister nie zaleca, zastanawiamy się nad tym, co z nauczycielami - chcę ich zapytać, czy chcieliby mieć przyłbice. Wiele szkół za granicą decyduje się na maseczki podczas przerw - dopuszczam też taką możliwość i uważam, że mogłoby to być sensowne. Oczywiście wszystko to odbyłoby się po konsultacji z rodzicami - mówi Zelewski.

Skąd pieniądze?

Skąd wziąć na to pieniądze? Prezes ZNP w środowej rozmowie z WP mówił o tym, że dyrektorzy organizują pracę szkoły, ale muszą mieć też do tego narzędzia, a nie tylko kompetencje. - Wiele rzeczy wymaga dodatkowych pieniędzy - dodał.

Dyrektor pytany o finanse przyznaje: z pustego i Salomon nie naleje. - W przypadku maseczek będziemy chcieli współpracować z rodzicami - to ma chronić też ich dzieci. Będziemy ze środków rady rodziców kupować maseczki tym, którzy nie mogą sobie pozwolić na ich kupno. A ten, kto może na to sobie pozwolić, będzie o to poproszony.

- Te wszystkie zasady, które tworzymy, nie pociągają finansowych obciążeń. To proste, nie możemy sobie na takie pozwolić. Obawiam się, że jeśli w jakiejś placówce szkolnej pojawi się koronawirus, to właśnie przez brak tych pieniędzy dyrektorzy prędzej będą skłaniać się ku zawieszaniu zajęć, niż próbować zwiększyć bezpieczeństwo dzieląc klasy na grupy, wymagając od uczniów i pracowników maseczek. Na to nie ma pieniędzy - dodaje.

Supermenem być

- Zdecydowanie muszę być supermenem. Ale mi to trochę pasuje - śmieje się dyrektor. - W tej chwili nie patrzę na to, że mam sztywne rozwiązania i mam się ich trzymać. Mam od początku do końca to zorganizować? Nie ma sprawy, zrobię to. To wyzwanie, które przyjmuję - zapowiada.

- Przez lata walczyliśmy o to, by dyrektorzy mieli pewną autonomię. Teraz ministerstwo nie wie, jak to zorganizować i mamy tę autonomię. Ale nie każdemu się to podoba. Wiem, że są i tacy, którzy chcieliby, by wszystko było podane na tacy jedną konkretną dyrektywą - podsumowuje.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (362)