PiS czeka kolejna porażka? Poważny problem w partii Kaczyńskiego
Prawo i Sprawiedliwość przedstawia swoich kandydatów na prezydentów największych miast. - Chętni nie pchali się specjalnie drzwiami i oknami - przyznał w rozmowie z Interią anonimowy przedstawiciel partii.
Wybory samorządowe odbędą się w niedzielę 7 kwietnia. Druga tura wyborów bezpośrednich wójtów, burmistrzów, prezydentów miast - 21 kwietnia.
Prawo i Sprawiedliwość ogłosiło już kilku swoich kandydatów na prezydentów największych polskich miast. Z ustaleń portalu Interia wynika, że kierownictwo partii zdaje sobie jednak sprawę z tego, że w większości nie mają oni szans na zwycięstwo. W związku z tym ugrupowanie zamierza m.in. poprzeć osoby, które powalczą o stanowisko burmistrzów i wójtów z lokalnych komitetów.
- Chętni do kandydowania nie pchali się specjalnie drzwiami i oknami, bo nie każdy chce wziąć na klatę pewną porażkę, ale presja kierownictwa była duża. Ci, którzy zgodzili się podjąć tego zadania będą mieli większą dowolność w prowadzeniu kampanii niż w poprzednich wyborach - wyjawił rozmówca z PiS.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Interia zaznacza, że politycy ugrupowania nie chcieli brać udziału w wyborach samorządowych z kilku względów. "Powodem jest nie tylko duże ryzyko porażki, ale także kwoty, jakie PiS chce przeznaczyć na kampanię wyborczą" - czytamy.
- Wciąż nie wiadomo, ile centrala zamierza przeznaczyć na kampanie poszczególnych kandydatów w dużych miastach - zaznaczył jeden z polityków PiS z południa Polski, który otrzymał propozycję startu.
Według niego, kierownictwo PiS ma świadomość, że "szanse na zwycięstwo w tych ośrodkach są bardzo małe".
- Wydawanie pieniędzy na kampanię w dużych miastach się po prostu nie kalkuluje. Dla partii ważniejsze są wybory do Parlamentu Europejskiego i na tę kampanię mają iść duże pieniądze. Dlatego wydawanie środków, na z góry przegrane potyczki o miasta, jest bez sensu - wskazał.
W podobnym tonie wypowiedział się przedstawiciel PiS z Krakowa. - Od centrali usłyszeliśmy, że pokryją oni koszty wydrukowania ulotek czy dostarczenia gazetek do skrzynek mieszkańców. Jednak pokrycie reszty kosztów, jak plakatowanie, pozostanie po stronie kandydata - oznajmił.
- Niejasne na ten moment jest także rozliczenie kosztów. Jedna z wersji zakłada, że to kandydat i jego środowisko mają na początku pokryć całość kampanii, a potem część pieniędzy zostanie im zwrócona. W przypadku Krakowa liczyć trzeba w setkach tysięcy złotych. Kogo na to stać? - dodał.
Czytaj więcej:
Źródło: Interia