Poważnie ranny weteran przegrał w sądzie z MON. "Nie wstyd ministrze?"
Służył w Afganistanie, opancerzony pojazd, w którym się znajdował, w wyniku wybuchu wyleciał w powietrze. Mariusz Mańczak doznał poważnych obrażeń. Nie może liczyć jednak na świadczenia od MON. Sąd uznał, że sprawa weterana się przedawniła. - To niegodne - ocenił pełnomocnik żołnierza.
29.03.2019 | aktual.: 28.03.2022 07:53
"Nie wstyd panu?" - zapytał na Twitterze ministra Mariusza Błaszczaka Radosław Sikorski. To jego reakcja na historię - przedstawioną przez Onet - poszkodowanego prawie 10 lat temu weterana Mariusza Mańczaka, który nie otrzyma świadczeń, bo sąd przyjął argumentację Ministerstwa Obrony Narodowej.
Wymiar sprawiedliwości nie zaprzeczał, że Mańczak doznał podczas misji w Afganistanie poważnych obrażeń. Oddalił jednak jego powództwo, bo zgodził się z MON, że sprawa się przedawniła. - Nawet nie przyjechałem na rozprawę, bo w 99 proc. wiedzieliśmy, jak to się skończy. Inna sprawa, że trudno byłoby mi dojechać do sądu - powiedział portalowi Mańczak.
Tłumaczył że żołnierze mają trzy lata na dochodzenie swoich roszczeń, a o tym, że mogą to zrobić, dowiadują się za późno. To nie wszystko. Według Mańczaka MON nie tylko teraz pokazał swój stosunek do niego. Od początku ministerstwo miało się nim nie interesować.
- Pierwszy i ostatni raz widziałem się z ministrem Klichem po przylocie do Warszawy. Więcej tych osób nie widziałem, ani nie słyszałem. Nikt od tamtej pory nie pytał się, czy czegoś potrzebuję - powiedział Onetowi.
"Ryzykowali życie za kraj, a mają mniejsze prawa"
Pełnomocnik Mańczaka postępowanie MON nazwał "niegodnym i niehonorowym". Zaapelował do szefa ministerstwa Mariusza Błaszczaka, by podjął rozmowy ugodowe, które godnie zakończyłyby sprawę najciężej rannych żołnierzy.
Zwrócił uwagę, że poszkodowani w wypadkach drogowych mają 20 lat na dochodzenie swoich praw. - Oni mają dziś w Polsce większe prawa od żołnierzy, którzy ryzykowali życie za swój kraj - zauważył.
Dramat żołnierza
Miał 29 lat. Siedział w Rosomaku, kiedy pojazd wyleciał w powietrze. Był to wybuch tzw. ajdika, czyli improwizowanego ładunku wybuchowego. Podłożyli go afgańscy rebelianci.
Ocknął się w szpitalu wojskowym w Ramstein w Niemczech. Jego stan był bardzo ciężki, doznał rozległych obrażeń: złamanie kręgosłupa, otwarte złamania rąk i nóg w wielu miejscach, uszkodzenia wiązadeł i ścięgien, rozległe ubytki mięśni ud i łydek, uraz głowy, termiczne uszkodzenie dróg oddechowych oraz poparzenia twarzy i powiek.
Zobacz też: Błaszczak obiecuje żołnierzom "podwyżki największe od lat". Najpierw musi się z nimi dogadać
Przeszedł siedem operacji. Z powodu ogromnego bólu co cztery godziny otrzymywał morfinę. Później przewieziono go do Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie. Mańczak nie wspomina pobytu tam dobrze. Twierdzi, że odmawiano mu morfiny i innych leków, które odtrzymał w poprzednim szpitalu. Uważa też, że był poniżany przez personel.
Lekarze jego uszczerbek na zdrowiu wyliczyli na 100 proc. Mańczak ma poważne uszkodzenia zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Porusza się wolno, ma problemy z pamięcią i koncentracją. Potrzebuje pieniędzy na leczenie, które jest kosztowne.
Źródło: Onet
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl