Poszukiwani żywi lub martwi. Fala skarg od zrozpaczonych rosyjskich rodzin
W zeszłym roku liczba skarg do rosyjskiego rzecznika praw obywatelskich wzrosła ponad dwukrotnie w porównaniu z rokiem 2023. Z 68 tys. wniosków aż 35 tys. dotyczy poszukiwań zaginionych żołnierzy lub zwrotu ciał tych, którzy zginęli na wojnie. Rosyjska administracja przyznaje, że ma problem ze zlokalizowaniem swoich żołnierzy.
Tatiana Moskalkowa, rosyjska Komisarz Praw Człowieka poinformowała, że w 2024 roku jej biuro otrzymało ponad 68 tys. skarg od obywateli i instytucji krajowych i międzynarodowych. Spośród wszystkich wniosków ponad 35,5 tys. dotyczyło poszukiwań uczestników "specjalnej operacji wojskowej", uwolnienia ich niewoli, zwrotu zwłok lub ewakuacji rosyjskich obywateli z terytorium Ukrainy.
Liczby podawane oficjalnie przez Moskalkową, choć duże, mogą być zaniżone.
Komisarz, która urząd objęła w 2016 roku, od początku posądzana była raczej o działania na rzecz Kremla niż obywateli. W budowaniu niezależnej pozycji na pewno nie pomogło jej to, że przez wiele lat pracowała w organach ścigania, głównie w strukturach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, w których dosłużyła się stopnia generała policji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trump krytykuje Zełenskiego. "To jest zemsta, taka czysto osobista"
Wnioski do komisarz składali głównie członkowie rodzin rosyjskich żołnierzy, ale także mieszkańcy regionów przygranicznych i Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża. Skarżą się w nich, że armia nie jest w stanie określić, co się stało z żołnierzami oraz z mieszkańcami obwodu kurskiego, którzy albo zostali ewakuowani w nieznanym kierunku albo pozostali na terenach zajętych przez Ukraińców.
Część pytań dotyczyła przyśpieszenia wyznaczania płatności z tytułu obrażeń ciała i śmierci, terminowej wypłaty pełnych świadczeń pieniężnych, a także zwolnień lekarskich i kierowania żołnierzy do wojskowej komisji lekarskiej. Rosyjska administracja nie radzi sobie z ewidencją zarówno cywili, jak i żołnierzy.
Armia zaginionymi się nie przejmuje
Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża z końcem 2024 roku poinformował, że za zaginionych uznaje się 50 tys. rosyjskich żołnierzy. Dodatkowo średnia miesięczna straconych w ten sposób żołnierzy wzrosła w ostatnich 12 miesiącach ponad czterokrotnie. Większość z nich prawdopodobnie nie żyje. Rosjanie mają bowiem bardzo duże problemy z ewakuacją rannych, a zabitych po prostu zostawiają na polu walki.
Za zaginionych w wielu przypadkach uznaje się także tych, którzy zdezerterowali albo na których wykonano samosądy w jednostkach. Rejestrowani jako zaginieni często są także ci, którzy zginęli w wypadkach lub zostali zabici w wyniku pijackich awantur.
Armia nie przejmuje się znikającymi bez śladu żołnierzami, a tym bardziej z informowaniem rodzin. Stąd skala wniosków składanych do biura komisarz. Rosnące niezadowolenie i raport opublikowany przez Moskalkową zmusił Kreml do działania w iście kremlowskim stylu. Putin, jako "troskliwy" ojciec narodu, polecił Ministerstwu Obrony udoskonalenie mechanizmu poszukiwań zaginionych.
"Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej przedstawi propozycje usprawnienia mechanizmu poszukiwań żołnierzy zaginionych podczas udziału w 'specjalnej operacji wojskowej', a także wsparcia członków ich rodzin" – można przeczytać w instrukcji opublikowanej na stronie Kremla. Urzędnicy otrzymali czas na realizację zadania do 1 kwietnia bieżącego roku.
Zaginieni cywile - ktokolwiek widział, ktokolwiek wie
Moskalkowa w raporcie ujęła również sprawy zaginionych Rosjan, którzy pozostali na terenie zajętym przez ukraińskie wojska w obwodzie kurskim. Okazało się, że rosyjskie władze nie do końca wiedzą, ile osób tam pozostało, a ile zostało ewakuowanych na Ukrainę. Takie dane zostały przekazane przez Czerwony Krzyż, ale nikt ich nigdzie nie zarejestrował, więc wszelkie pytania do władz obwodowych skierowane przez krewnych nie doczekały się odpowiedzi.
Rodziny o statusie niektórych osób dowiedziały się od Ukraińców, którzy cywilom na zajmowanych przez siebie terenach pozwalali kontaktować się niemal bez ograniczeń. W listopadzie ubiegłego roku pierwsza grupa 46 mieszkańców rejonu sudżańskiego w obwodzie kurskim została odesłana do Rosji za pośrednictwem Czerwonego Krzyża. W pierwszym rzucie wrócili ciężko chorzy oraz matki z dziećmi.
Nadal jednak poszukiwanych jest ok. 2 tys. osób, z którymi krewni nie mogą się skontaktować. Większość z nich może znajdować się nadal na terenach zajętych przez Ukraińców. Ci zachęcają Rosjan do kontaktowania się z nimi, a nie - z rosyjskimi urzędami. Od roku bowiem pomagają Rosjanom znaleźć swoich bliskich, czego nie potrafią rosyjskie władze.
Nieoczekiwana pomoc z Ukrainy
9 stycznia 2024 r. Kijów uruchomił państwowy projekt "Chcę Znaleźć", który pomaga rosyjskim rodzinom znaleźć ich bliskich, którzy trafili na ukraiński front i są uznawani za zaginionych. W ciągu roku Ukraińcy przy pomocy internetowego formularza otrzymali ponad 52 tys. wniosków od krewnych rosyjskich żołnierzy, o których nic nie wiadomo.
To ogromna skala. Dla porównania Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża otrzymał od marca 2022 r. 43 tys. próśb o pomoc w znalezieniu zaginionych – mundurowych i cywilów. W przypadku "Chcę Znaleźć" poszukiwani są wyłącznie wojskowi.
Aż dla 19 tys. osób jako ostatnie miejsce pobytu określano obwód doniecki, a za miejsce zaginięcia 3 tys. osób uznano terytorium Federacji Rosyjskiej, w tym obwody, w których nie miały miejsca działania wojenne, jak briański i rostowski.
W ciągu roku Ukraińcom udało się ustalić losy 1659 rosyjskich żołnierzy. Z czego 1173 żyje i jest w niewoli, a 89 zginęło. Pozostali zostali odesłani do Rosji w ramach wymiany jeńców.
Rosjanie, którzy poszukują bliskich podkreślają w mediach społecznościowych, że łatwiej złożyć wniosek i uzyskać informacje w ukraińskim systemie niż przez rosyjskie Ministerstwo Obrony. Stąd tak ogromna skala skarg, której nie udało się ukryć nawet rosyjskiej propagandzie. Rosjanie wierzą jednak, że jeśli teraz problemem zajął się sam "dobry car", to ich sprawy zostaną rozwiązane.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski