Poszukiwali rozbitego śmigłowca. Okazało się, że to głupi żart
Dziesiątki strażaków i policjantów, dwa drony i śmigłowiec Marynarki Wojennej z kamerą termowizyjną przez kilka godzin poszukiwały śmigłowca, który miał zgłosić potrzebę awaryjnego lądowania pod Olsztynem. Podejrzewano, że maszyna mogła się rozbić. Finał poszukiwań był zaskakujący.
W środę wieczorem do mariny w miejscowości Siła zgłoszono potrzebę awaryjnego lądowania śmigłowca. Kontakt z pilotem urwał się podczas rozmowy, podejrzewano, że śmigłowiec mógł się rozbić. Powiadomiono służby ratownicze, które natychmiast przystąpiły do akcji.
Do akcji, prowadzonej w okolicach jeziora Wulpińskiego zaangażowano 11 zastępów Państwowej i Ochotniczej Straży Pożarnej, dwa drony OSP z Bartąga i Gryźlin, a także policjantów. Przez jakiś czas brał w niej udział także śmigłowiec LPR, później ściągnięto helikopter Marynarki Wojennej z kamerą termowizyjną.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.
Śmigłowca, ani jego wraku nigdzie jednak nie znaleziono. Powód? Okazało się, że zgłoszenie o problemach z maszyną było głupim żartem.
Żartowniś może trafić do więzienia na 8 lat
- Nie doszło do katastrofy śmigłowca, akcja strażaków pod Olsztynem została zakończona - powiedziała rzecznik warmińsko-mazurskich strażaków st.kpt. Grzegorz Różański.
- Policjanci ustalili numer telefonu, z którego wykonano połączenie. Gdy policjanci dotrą do właściciela, przesłuchają go, ustalą okoliczności i będą dalej wykonywane czynności. Zgodnie z kodeksem za wszczęcie fałszywego alarmu grozi kara do 8 lat pozbawienia wolności. Natomiast wobec nieletnich za czyny karalne przewidziano środki w ustawie o postępowaniu w sprawach nieletnich. Kosztami są obciążani rodzice - poinformował rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie Tomasz Markowski.
Źródło: gazetaolsztynska.pl, PAP