Pospolite ruszenie w Charkowie. Ksiądz odebrał wzruszający telefon
- Dwa dni temu wolontariusz przyniósł bardzo smutną wiadomość. Ludzie stali w kolejce za chlebem i uderzył w nich pocisk. Dwie osoby zginęły, osiem zostało ciężko rannych. To bestialstwo, to ludobójstwo, ta napaść, ta wojna pochłania niespodziewane ofiary, pokazuje ogromne okrucieństwo - mówił w programie "Newsroom" WP ks. Wojciech Stasiewicz, dyrektor Caritas-Spes-Charków. - Jak kładłem się wczoraj spać, między godz. 22 a 23, gdzieś w centrum była ogromna eksplozja. To pokazuje, że ta wojna dzieje się całą dobę. To jest noc, to jest poranek. Teraz jest kilka godzin ciszy, ale kto wie, co będzie za 5 minut. Wszystkiego trzeba się spodziewać. Każda minuta jest bardzo cenna - kontynuował. Jak podkreślił duchowny, na miejscu jest wielu chętnych do pomagania. - To pospolite ruszenie pokazuje, że z każdym dniem zwiększa się liczba osób, ale nie potrzebujących, tylko tych, którzy niosą pomoc. Nie każdy może być w armii, nie każdy może być w obronie terytorialnej, nie każdy może być wolontariuszem w szpitalu. Wczoraj zadzwoniła do mnie pani i mówi: jestem kucharką, mogę gotować, mogę sprzątać, proszę mnie wziąć do swojej ekipy. To pokazuje, że ludzie czują potrzebę czasu, że chcą, że się jednoczą. To niesamowity przykład tego, że ta wojna niesie oblicze zła, ale w tej wojnie jeszcze więcej ludzi się otworzyło. Zmieniamy się, bo sytuacja jest taka, a nie inna - podsumował Stasiewicz.