Poseł Tarczyński: "On się zdziwi". Politycy PiS odrzucają groźby Macrona wobec Polski
Prezydent Francji Emmanuel Macron grozi wyrzuceniem krajów takich jak Polska ze strefy Schengen. Jednak polityk tylko straszy. – Odwraca uwagę od swoich problemów – mówi WP poseł PiS Arkadiusz Mularczyk.
26.04.2019 11:44
Przemawiając w Pałacu Elizejskim prezydent Emmanuel Macron powiedział, że w strefie Schengen lepiej mieć mniejszą liczbę krajów niż państwa, które korzystają z dobrodziejstw, ale nie przyjmują części ciężarów. Wypowiedź Macrona została zrozumiana jako ukryta groźba wyrzucenia krajów, które nie przyjęły części uchodźców napływających do Europy. Prezydent Francji nie wymienił Polski, ale nietrudno się domyślić, jaki kraj miał na myśli.
- Widać, że Macron nie radzi sobie z problemami wewnętrznymi, protestami żółtych kamizelek, brutalnością policji i setkami rannych – mówi Wirtualnej Polsce Arkadiusz Mularczyk, poseł PiS, członek sejmowej komisji spaw zagranicznych. - Dlatego stara się zwracać uwagę na sprawy zewnętrzne. Straszy Polską i Polakami, jak robił to przed wyborami prezydenckimi we Francji. Mówił wtedy, że Polacy kradną miejsca pracy.
- Lepiej, żeby zajął się zamieszkami na ulicach Paryża i płonącymi kościołami, a nie mieszał się w wewnętrzne sprawy suwerennych narodów – podkreśla w rozmowie z WP Dominik Tarczyński, również poseł PiS należący do komisji spraw zagranicznych. - W całej Europie widzimy skutki jego opętańczej, szaleńczej polityki uchodźczej. Już przed wyborami mówił, że chce razem z Niemcami budować nową Europę. To szaleńczy pomysł podziału i Europy dwóch prędkości. Jednak po 26 maja, po wyborach do Parlamentu Europejskiego się zdziwi.
"Macron stoi tam, gdzie elity"
Zapytany o to, czy rząd PiS nie ponosi odpowiedzialności za to, że Polska stała się "chłopcem do bicia" dla polityków takich jak Macron, Mularczyk zwraca uwagę na różnicę w poparciu społecznym dla rządu w Warszawie i prezydenta Francji.
- Polski rząd stoi tam gdzie społeczeństwo – mówi polityk. - To zasadnicza różnica, bo my realizujemy politykę, jakiej oczekują od nas ludzie, a on politykę elit francuskich i europejskich. Zbliżają się wybory i one pokażą, kto wyjdzie na tym lepiej. My mamy poparcie rzędu 40 proc., a on kilkunastu – podkreśla.
Pomysł ograniczenia strefy Schengen do kilku krajów "twardego jądra" UE pojawił się już w obliczu kryzysu uchodźczego i zagrożenia terrorystycznego pod koniec 2015 r. Wtedy jednak groźba ta miała przede wszystkim zmobilizować kraje Wspólnoty do uszczelnienia granic zewnętrznych UE.
Macron tylko straszy
- Ze Strefy Schengen nikogo się nie wyrzuca - mówi WP Marta Makowska zajmująca się Unią Europejską w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych. – Można najwyżej wprowadzić czasowe kontrole graniczne i tak się stało po kryzysie uchodźczym, gdy Włochy i Grecja sobie nie radziły z problemem. Wtedy Grecję "ukarano", przywracając na pewien czas kontrole na granicach.
Eksperta podkreśla, że Macron straszy, ale nie jest to groźba realna tylko zagrywka polityczna zwłaszcza, że kontrole graniczne wprowadza się czasowo zgodnie z wyraźnymi regulacjami prawnymi.
- Szczerze mówiąc, to strefa Schengen wcale nie działa dobrze – dodaje Makowska. – Wiele krajów narusza zasady. Nie ma jednak mowy o usuwaniu kogokolwiek.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl